W czasie wojny jako żołnierz Wehrmachtu skazany na karę śmierci. Ocalał. Kiedy szalała w Polsce nawałnica stalinowska, trzy lata odsiedział w areszcie. Rocznik święceń – 1939.
Ks. Karol Nawa jest jednym z najstarszych kapłanów archidiecezji katowickiej. Wspomina chwile, które na zawsze zostały w pamięci i ukształtowały jego człowieczeństwo. W wieku 2 lat stracił wzrok. Poparzone spalinami ciągnika oczy wprowadziły go w świat ciemności. - Nie pomogły wizyty u lekarza Hampela - opowiada. - Ale pomogła głęboka wiara mojej matki Eufrozyny i woda ze… źródła.
To jedna z wieśniaczek pouczyła zrozpaczoną matkę przyszłego kapłana, że przy kapliczce Matki Bożej w Gogolinie jest źródełko. Trzeba było tylko przed świtem nabrać wody i przemyć chłopcu oczy, z głęboką wiarą, że Bóg go uzdrowi. - Stało się. Mając 6 lat, na nowo zobaczyłem kolorową rzeczywistość. Jestem cudownym dzieckiem - uśmiecha się ks. Nawa. Matka przez wiele lat utrzymywała to niesamowite wydarzenie w tajemnicy. - Zdradziła ją dopiero w czasie Mszy świętej prymicyjnej.
Wyspa ocalenia
Przyśpieszone święcenia kapłańskie, wraz z innymi czterema diakonami, ks. Karol przyjął dwa miesiące po wybuchu II wojny światowej z rąk bp. Stanisława Adamskiego. Po kryjomu, o szóstej rano w kaplicy katowickiej kurii. Bez zaproszonych gości. –Konspiracyjny pośpiech był uzasadniony. Działania wojenne uniemożliwiały nam dalsze studiowanie - wspomina ks. Nawa.
Jako neoprezbiter trafił do parafi Mariackiej w Katowicach. W drzwiach probostwa powitał go ks. Emil Szramek - proboszcz z autorytetem, wielki obrońca polskości i Śląska, aktualnie błogosławiony Kościoła katolickiego. - Spotkałem proboszcza - dobrego i serdecznego przyjaciela - wyznaje ksiądz emeryt. - Pamiętam, poprosił mnie o kazanie na uroczystość św. Józefa, po niemiecku. Musiało mu się podobać, bo wieczorem przyniósł mi butelkę czerwonego wina i powiedział: „Najstarsze wino, jakie mam. Słuchając księdza kazania, sam czegoś się nauczyłem. Dziękuję”. Niestety, przyjaźń z proboszczem nie trwała długo. Prześladowanie przez gestapo zakończyło się jego aresztowaniem.
- Żegnałem ks. Szramka, który ze łzami w oczach powtarzał: „Ja już tutaj nie wrócę" - mówi ks. Nawa. – Miał rację, obozy w Dachau, Mauthausen i Gusen nie pozwoliły mu przeżyć wojny. W 1941 roku ks. Karol trafił do niemieckiej armii jako żołnierz obsługi Luftwafe. Najpierw była jednostka w Świdnicy, potem w Oławie i Lwowie. – To w Oławie poznałem pułkownika Möldersa – opowiada dalej. – Był katolikiem, korespondowaliśmy. Jeden z listów wpadł w ręce niemieckiego wywiadu. Sąd wojskowy wytoczył mi proces. Otrzymałem wyrok śmierci. Uzasadniono go tym, że jako katolicki ksiądz zagrażałem potędze oręża niemieckiego. W tym czasie ks. Nawa służył już we Lwowie. Na lotnisku wojskowym był aptekarzem. Jego przełożony, kiedy dowiedział się, że ciąży na nim wyrok, niedowierzał. – Doświadczyłem wtedy niesamowitej życzliwości i zostałem przeniesiony nieformalnie na niemiecką wyspę Rugię – mówi ks. Karol. – Dzięki tej decyzji ocalałem.
Wychodzimy na górę
Po wojnie ks. Karol Nawa obronił tytuł doktora na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podjął szereg funkcji w diecezji katowickiej. Najpierw był redaktorem „Gościa Niedzielnego”. – W wielkim bólu przegrałem z cenzurą w 1953 roku, kiedy na okładce „Gościa” musiałem umieścić informację o śmierci Stalina – mówi emerytowany kapłan. – Kiedy budowałem od 1956 roku kościół pw. Ducha Świętego w Chorzowie, aż 72 razy byłem w urzędzie wojewódzkim i innych instytucjach, aby otrzymać stosowne zezwolenia – wspomina. – Ostatecznie udało się, ale szykany władz trwały nadal. W 1959 roku zostałem niesłusznie aresztowany na sześć lat przy ul. Mikołowskiej w Katowicach – opowiada dalej ks. Nawa. Odsiedział trzy. Prokuratura zarzucała mu nielegalne posiadanie materiałów budowlanych. – Kiedy opuściłem więzienie, wezwał mnie bp Adamski, przytulił po bratersku i powiedział: „Nie przejmuj się niczym, Bóg ci wszystko wynagrodzi”.
Ks. Nawa prowadził duszpasterstwo wśród inteligencji Katowic, Bielska i Gliwic. Od 1962 roku był administratorem parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Rojcy, gdzie wybudował także kościół. – Zawsze podkreślałem, że w ciągu życia wychodzimy na górę przemienienia, na górę Tabor – wyznaje ks. Nawa. – Od dawna czczę świętych, bo oni swoim przykładem wyjaśniają Ewangelię.
Ksiądz Karol ma już prawie 94 lata. Słaby wzrok ratuje stojący obok biurka powiększalnik telewizyjny. – Dzięki temu urządzeniu czytam i rozważam Pismo Święte w ustalonym rytmie – zaznacza z zadowoleniem i jednym tchem wymienia: – W niedzielę rozmyślam o Trójcy Świętej, w poniedziałek o Duchu Świętym, we wtorek o świętych, w środę o świętym Józefie, w czwartek o Eucharystii, w piątek o Męce Pańskiej, a w sobotę o Matce Bożej… Ks. Karol Nawa mówi ze wzruszeniem: – Zawsze chciałem być wierny Bogu i ludziom. Dziękował za 70 lat życia w kapłaństwie 21 listopada w parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Rojcy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).