O „jeszcze” pełnych świątyniach, kościelnych elitach i lustracji duchownych z abp. Józefem Michalikiem rozmawia ks. Marek Gancarczyk.
Wróćmy do elit.
– Dla wszystkich jest miejsce. Trzeba, żeby wszyscy stawali się ludźmi nieustannego pogłębienia i żeby promieniowali w sposób pokorny, ale zdecydowany, swą wiarą, żeby ujawniali piękno Ewangelii – żeby ujawniała je babcia przez swoje doświadczenia życiowe i modlitwę oraz zaangażowanie w grupę różańcową, żeby ujawniał je każdy uczeń Chrystusa.
Ale może babcia też przestaje już być elitą, bo na przykład jej wnuczka żyje w związku niesakramentalnym…
– I babcia ma to wnuczce powiedzieć z taką miłością, pokorą i bólem, że wnuczka zrozumie, że w jej życiu trzeba coś zmienić.…
Kiedyś może by to powiedziała, ale dzisiaj już nie potrafi…
– Nie może dać się zastraszyć. Z miłością, po długotrwałej modlitwie, ale niech mówi wnuczce, gdzie leży droga do miłości stałej, ofiarnej, wiernej. Statystyki ujawniają, że największymi kontestatorami rodziców są dzieci w pewnym wieku. Z reguły zdecydowana większość w wieku dorastania kontestuje rodziców. Ale kiedy przekroczą wiek dojrzewania, kiedy sami mają dzieci, naśladują właśnie swoich rodziców.
Jaki jest dzisiaj najważniejszy cel duszpasterski dla Kościoła w Polsce?
– Jest wiele tych celów. Ewangelia jest przesłaniem zbawczym, które obejmuje całego człowieka. Nie tylko jego sferę intelektualną, wolitywną, uczuciową, cielesną, ale całego człowieka i wszystkie dziedziny życia. Nie można odejść od tradycji. Dzisiaj Kościół bardzo cierpi w tych krajach, gdzie zaczęto eksperymentować poza Ewangelią, poza nauką Vaticanum II. Być może jest to laboratorium wiary. I trzeba skorzystać z tych doświadczeń, także negatywnych. Kiedy zostałem biskupem gorzowskim, otrzymałem od pewnego księdza życzenia: „Załóż stare buty Wilhelma (bp. Wilhelma Pluty – przyp. red.), chodź w tych butach, a będziesz miał co jeść. Bo biskup Wilhelm, sługa Boży, uprawiał te ziemie, i podtrzymuj to. Z tym nie zrywaj”. To jest naturalna logika. Mamy się trzymać Chrystusa i Tradycji Kościoła, z której wyrastamy. Potem poszerzać to pole do ewangelizacji. To dla nas bezwzględny priorytet.
Co należy zrobić, by nasze seminaria były ciągle pełne?
– Pewnie troska o ilość jest ważna, ale myślę, że ważniejsza jest troska o jakość, o świętość księży. Jeśli jakość wiary ludzi będzie należycie pogłębiona, to może i seminaria powoli się zapełnią. Dobrze, że o tym mówimy, że płaczemy i ubolewamy nad brakiem powołań.
Powinniśmy płakać?
– Powinniśmy. To nie jest nasz wymysł. To Pan Jezus mówił: „Módlcie się o nowych robotników w winnicy Pańskiej”. Żebyśmy nawet innym mogli usłużyć naszymi powołaniami. Przecież przejęliśmy służbę misyjną od św. Wojciecha i innych, i jesteśmy wdzięczni, żeśmy to dziedzictwo wiary otrzymali, mimo że dziś agresywni ateiści nas biczują, jak tylko mogą. Trzeba się nawracać, ale jest i dobrze pocierpieć w imię Pana Jezusa. Myślę, że trzeba pokazywać młodym, że dla nich także jest miejsce w Kościele, że tu mogą się sprawdzić, zrealizować. Ale trzeba też zdawać sobie sprawę, że dziś młodzi ludzie są zbyt często wychowywani w egoizmie, samozadowoleniu, w izolacji od świata. Przecież Internet to jest świat wirtualny.
Jak to się stało, że jedyną grupą w Polsce, która się samozlustrowała, byli biskupi, a teraz są krytykowani, że zrobili to niedobrze?
– Uważaliśmy, że w sytuacji napięcia, które panowało, trzeba zachęcić innych do stawania w prawdzie o sobie. Prawdziwy krok w kierunku oczyszczenia społecznego dokona się wtedy, kiedy wszystkie kategorie ludzi życia publicznego zdołają stanąć w prawdzie i kiedy dawni ideolodzy (i ich współpracownicy) dostrzegną fałsz swojej ideologii.