Rozmowa z Jerzym Pikiewiczem, kawalerem Zakonu Grobu Bożego w Jerozolimie.
Ks. Waldemar Packner: Od czterech lat jest Pan kawalerem Zakonu Rycerskiego Świętego Grobu Jerozolimskiego, znanego pod potoczną nazwą bożogrobców. Jednak zakony rycerskie kojarzą się ze średniowieczem czy też wyprawami krzyżowymi.
Jerzy Pikiewicz: – To prawda, jednakże w ostatnim czasie mamy do czynienia z coraz większą popularnością i zainteresowaniem zakonami rycerskimi. I choć oczywiście dziś stawiają sobie inne cele i zadania swoim członkom, to w swojej tradycji wprost nawiązują do symboliki średniowiecza, kiedy powstały.
Dlaczego poszukiwał Pan takiej drogi dla siebie i jak znalazł się Pan w zakonie bożogrobców?
– Od wielu lat szukałem w Kościele miejsca dla siebie. Chciałem związać się z jakimś katolickim stowarzyszeniem czy apostolatem, czułem też, że Bóg oczekuje ode mnie czegoś więcej. Taka sytuacja trwała dość długo, aż do momentu zaproszenia mnie, by wstąpić w szeregi zakonu. Procedura ta jest dość długa. Zaczyna się od ustnego zaproszenia przez dwóch pełnoprawnych członków, którzy mają odpowiednio długi staż w zakonie. Muszę przyznać, że to zaproszenie odczytałem jako wolę Boga. Dziś mogę powiedzieć, jak wiele dobra wyniknęło z tego powodu dla mojej parafii, bliskich mi osób i dla mnie osobiście.
Zakon bożogrobców powstał w 1099 roku. Miał czas wielkiej świetności, ale potem jakby przestał istnieć. Skąd, Pana zdaniem, renesans zainteresowania zakonami rycerskimi?
– Zakon przechodził przez 910 lat swojej historii niesamowitą transformację, ale nigdy nie przestał istnieć. Po wyparciu rycerzy z Ziemi Świętej bożogrobcy przenieśli się do Europy. Już w 1163 roku Jaksa z Miechowa sprowadził bożogrobców do Polski. Stąd w naszym kraju często nazywano ich miechowitami. Po kasacji zakonu przez zaborców przestała istnieć linia kanonicka bożogrobców, inaczej mówiąc kapłańska, natomiast została odnowiona linia świecka, choć kapłani również mogą być pełnoprawnymi jej członkami. Obecnie do bożogrobców należy kilkunastu polskich biskupów oraz wiele innych prawych osób. Zainteresowanie zakonami rycerskimi odczytuję jako swego rodzaju znak czasu. Nadmienię, że mój zakon funkcjonuje w ścisłych strukturach Kościoła katolickiego i podlega prawu kanonicznemu.
Jak wygląda obecnie struktura zakonu na świecie i w Polsce?
– Na całym świecie zakon liczy około 20 tys. dam i kawalerów, w Polsce należy do niego ponad 200 osób. Zakon dzieli się na zwierzchnictwa, które często nie pokrywają się z obszarem danego kraju. Najwyższym zwierzchnikiem zakonu jest Kardynał Wielki Mistrz, aktualnie John Patrick Foley. Polskie zwierzchnictwo zostało utworzone w 1995 roku, m.in. dzięki staraniom i ogromnej życzliwości brata królowej Hiszpanii. Wielkim Przeorem zakonu w Polsce jest ksiądz prymas, a zwierzchnikiem J.E. Karol Szlenkier.
Droga do zakonu nie jest prosta?
– Warunek podstawowy to ustne zaproszenie przez dwóch członków zakonu. Kandydat powinien cieszyć się nieposzlakowaną opinią oraz głęboką pobożnością, być gotowy do wspierania dzieł charytatywnych w Ziemi Świętej, potrafiący działać społecznie i dobroczynne, angażujący się w życie lokalnego Kościoła. Wymagana jest także opinia i zgoda miejscowego biskupa. Jeśli po rozmowie ze zwierzchnikiem kandydatura zostanie pozytywnie zaopiniowana, wtedy wymagane dokumenty przedstawia się prymasowi Polski, a potem drogą dyplomatyczną przesyła się je do Rzymu, do Kardynała Wielkiego Mistrza, który wraz z Wielką Konsultą podejmuje ostateczną decyzję. Jeśli jest pozytywna, z Rzymu przychodzi dekret oraz dystynktorum (ozdobny krzyż) i można się przygotować do uroczystości inwestytury.