„Bezczelne diablice” – napisał o siostrach elżbietankach zdesperowany oficer UB. – „Fanatyczka wielka. Odcina się od nas w rozmowie, zdenerwowana chodzi po pokoju. Cholerny wróg” – zanotował o przesłuchiwanej zakonnicy.
O księżach, którzy na komunistyczne prześladowania odpowiedzieli bohaterstwem, czasem jeszcze się wspomina. Ale o siostrach zakonnych – w mediach głucha cisza. Tymczasem w sytuacjach, w których silni mężczyźni w sutannach nieraz pękali, niepozorne siostrzyczki okazywały się lwicami. Okazywały ubekom tak żelazną wolę, że doprowadzały ich do bluzgania z bezsilności w raportach.
Siostry do obozów
We współpracę z komunistyczną bezpieką uwikłał się co dziesiąty kapłan. Jednak choć „na odcinku zakonnic” tajne służby też angażowały ogromne środki, efekty były szokująco mizerne. Ubolewanie z tego powodu powraca w ubeckich raportach jak refren. W 1956 roku było w Polsce 27 700 zakonnic. Donosiły na nie jednak tylko... 53 osoby. Zaledwie 30 z nich było zakonnicami. – Pozostali agenci to byli ludzie świeccy, którzy współpracowali z siostrami, np. lekarze, a czasem też, niestety, księża kapelani – mówi siostra dr Ewa Kaczmarek ze Zgromadzenia Misjonarek Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej. Siostra doktor jest autorką książki „Dlaczego przeszkadzały?” o prześladowaniach zakonnic. – Po przeliczeniu okazuje się, że w 1956 roku jeden tajny współpracownik przypadał na 523 zakonnice. Czyli tylko co 40. dom zakonny był przez bezpiekę kontrolowany – podkreśla siostra Ewa. I to jest właśnie fenomen. W zakonach męskich, w których przecież też było mnóstwo świętych i niezłomnych postaci, agentów było jednak prawie dziesięć razy więcej: jeden informator przypadał na 60 zakonników.
Skoro werbunek sióstr szedł tak opornie, zbrodniarka stalinowska płk Julia Brystygier zaproponowała... likwidację zakonów. Na początek siostry z Ziem Zachodnich miały zostać przesiedlone do obozów pracy w centralnej Polsce.
To Jezus, nie Stalin
Po siostry benedyktynki ze Staniątek pod Krakowem przyszli o 3.30 w nocy 30 lipca 1954 roku. Wyłamali bramę do ogrodu i zastrzelili psa. Następnie grupa „przedstawicieli władz” wyważyła boczne drzwi do klasztoru i wdarła się do wnętrza. Siostry dostały tylko kilka godzin na spakowanie się, bo na dole już czekały ciężarówki. „Stałyśmy osłupiałe. Co to znaczy: wywiezione, gdzie, dlaczego i po co?” – wspominała 85-letnia dziś siostra Sabina. Następnej nocy podobny los spotkał siostry służebniczki ze Staniątek. Mężczyźni stojący na zewnątrz wołali, że na polecenie władz zakonnice mają natychmiast opuścić klasztor. „Gdy siostry broniły wstępu, straszono je użyciem broni, a wykrzykując: będziemy strzelać – pokazywali broń” – relacjonowała na piśmie trzy dni później matka przełożona. – „Rozpoczęła się trzecia obrona klauzury, w czasie której kilka sióstr zostało poturbowanych, doznając brutalnych kopnięć, podrapań i sińców na ciele, jednej wykręcono rękę” – opisała.
Staniątki stały się jednym z obozów dla sióstr wywożonych ze Śląska. Komuniści skasowali aż 323 domy zakonne z województw wrocławskiego, opolskiego i stalinogrodzkiego, czyli katowickiego.
Siostry elżbietanki wywieziono do Gostynia w Wielkopolsce. – Wieziono je opłotkami, przez lasy. A ubecy straszyli, że wiozą je na Sybir – mówi s. dr Ewa Kaczmarek. – Siostry wspominają, że kiedy w nocy przyjechały do Gostynia, pomyślały, że naprawdę są w Rosji, bo wzięły figurę Serca Pana Jezusa za pomnik Stalina... Ale za to rano, kiedy zobaczyły, że to jednak Polska, wrócił im animusz, a wielu nawet humor. Oficerowie UB, którzy pod pretekstem zwracania dowodów osobistych namawiali pojedynczo siostry do odejścia z zakonu, skarżyli się: siostry są dość butne, diablice cholerne, i pyszne, nie patrzą wcale na nas, wszystkie mówią to samo – relacjonuje siostra Ewa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).