Samo Isus je naš put, ljubav i Gospod! Tylko Jezus jest nasza drogą, miłością i Panem! – nasza diecezjalna ekipa przestawia się na język chorwacki, jadąc do Puli nad Adriatykiem.
Ostatnie przygotowania. Plakaty, rzutnik medialny, komputery, materiały potrzebne do proponowanych w Szkolne Nowej Ewangelizacji dynamik, podręczny sprzęt do odprawiana Mszy św. oraz torby i plecaki lądują w trzech samochodach. Eucharystia i w drogę. Do celu mają 1300 km i kilkanaście godzin jazdy. Wyruszają tam co roku od pięciu lat. Tym razem 10-osobowa grupa ewangelizacyjna wyjechała z Zielonej Góry 4 sierpnia. W Chorwacji spędzą trzy tygodnie.
Kursowa pigułka
Nad Adriatyk trafili za przyczyną tamtejszych sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, które pracują między innymi w Puli, w domu dla byłych uchodźców wojennych. – Zaprosiły nas, bo widziały zapotrzebowanie na nowe formy ewangelizacji w tym lokalnym Kościele – wyjaśnia ks. Robert Patro, diecezjalny duszpasterz młodzieży i zarazem opiekun grupy. – Siostry chciały, by zorganizować dla tutejszej ludności kursy proponowane przez Szkołę Nowej Ewangelizacji. Od początku angażują się razem z nami w ich prowadzenie – dodaje.
Na początku nasza diecezjalna ekipa ewangelizacyjna prowadziła kursy sama. Z czasem podstawowy kurs „Filip” w Puli, Splicie i Zagrzebiu zaczęli prowadzić już miejscowi. Polacy w czasie kolejnych wizyt prowadzili inne kursy, m.in. „Emaus”, mówiący o rozkochaniu się w Słowie Bożym, kurs dla liderów „Mojżesz” oraz kurs ewangelizatorów „Paweł”. – W czasie „Pawła” przeżyliśmy bardzo mocne i ciekawe doświadczenie. Ewangelizowaliśmy w obcym kraju, chodząc od domu w grupach złożonych z Polaków i Chorwatów – wspomina ks. Robert.
Z roku na rok popularność kursów w Chorwacji wzrasta. Do Puli przyjeżdża na nie coraz więcej osób, nawet spoza kraju. – W tym roku poprowadzimy kurs metodologii, który uczy, jak prowadzić i tworzyć kursy SNE, a razem z Chorwatami zrealizujemy kurs „Jan”, na którym uczestnicy uczą się, jak być uczniem Jezusa Chrystusa i jak takich uczniów formować – wyjaśnia ksiądz.
Polsko-chorwacka przyjaźń
– Chorwaci to ogromnie otwarci ludzie. Ja tam doświadczam tego, że my tu mamy za dobrze, mamy otwarte kościoły, księży, adoracje, mnóstwo propozycji i dostępnych środków rozwoju życia duchowego. Oni czasem na adorację muszą przejechać kilkanaście kilometrów, np. „na stopa” – mówi Joanna Walkowska.
Podobnie uważają inni członkowie ekipy. – Tamtejszy Kościół jest spustoszony. Brak w nim liderów, animatorów i duchownych. Myślę, że głównie za przyczyną wojny, w czasie której albo zostali zabici, albo musieli emigrować – uważa Grzegorz Kamiński.Zakończona w 1995 r. wojna odcisnęła tu swoje piętno. – To ogromna pustynia duchowa. Zamknięte kościoły i brak nowych form ewangelizacji powodują, że ludzie interesują się magią i wróżbiarstwem. Jest ogromne zapotrzebowanie na propozycje duchowe, dlatego po pierwszym kursie Chorwaci powiedzieli nam, że nas nie wypuszczą, jeśli nie nauczymy ich tego robić! – opowiada Elżbieta Kozakiewicz.
Ta polsko-chorwacka przyjaźń to jednak nie tylko jednostronne dawanie. – Jesteśmy u nich świadkami Chrystusa i tam spotykamy się z innymi świadkami. Dzielimy się wzajemnie tym, jak Bóg działa pośród nas i jest to impuls do naszego nawracania się – podsumowuje Grzegorz Kamiński.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.