Za zgodą autora i wydawcy publikujemy fragment wydanej niedawno przez Księgarnię św. Jacka książki omawiającej problem transseksualizmu "Znudziłem się Bogu w połowie".
Stanowiska tego nie podziela C.J. Ritty, który twierdzi, że transseksualiści zarówno typu M/K, jak i K/M po przebytej operacji są zdolni do zawarcia małżeństwa, ponieważ nie występuje w ich wypadku przeszkoda impotencji [267]. Medycyna zaś podnosi (o czym była mowa w części pierwszej), że transseksualista typu K/M jest jak najbardziej zdolny do odbycia stosunku płciowego. W odniesieniu do niej H. Stawniak zadaje znaczące pytanie: „(…) czy gdyby wykorzystując osiągnięcia technik medycznych zdołano przezwyciężyć trudności możliwej impotencji (abstrahując od problematyki etyczno-moralnej takich terapii, a ta nie jest obojętna dla prawa kanonicznego), to czy rzeczywiście osoby transseksualne po operacji chirurgicznej zdolne byłyby do aktów małżeńskich według wymogów Magisterium Kościoła” [268]?
Jako odpowiedź przytacza on stanowisko M.F. Pompeddy, który kładzie istotny nacisk na pojęcie „sztuczności” (uważa, że mamy z nią do czynienia w przypadku chirurgicznej zmiany płci), która w przeciwieństwie do „naturalności” odnosi się do pomocy naturze, przy użyciu zdobyczy wiedzy i techniki. Termin „sztuczność” – zdaniem Pompeddy – może oznaczać także, że coś istotowo jest sztuczne. I właśnie w tym drugim przypadku powinniśmy – według niego - postawić sobie pytanie, czy osiągnięta w ten sposób zdolność do współżycia będzie wypełnieniem aktu małżeńskiego i czy będzie to jeszcze akt seksualny? Kanonista ten uważa, iż owa „sztuczność” organów płciowych nie pozwala na pozytywną odpowiedź [269]. Jest on zdania, że zagadnienie zdolności osoby do aktu małżeńskiego należy łączyć z kan. 1061 § 1 KPK, który stanowi, że „akt seksualny ma być przez się zdolny do zrodzenia potomstwa, do którego to aktu małżeństwo jest ze swej natury ukierunkowane” [270]. Podobny tok rozumowania zdaje się prezentować także G. Erlebach, dla którego seksualność określa w sposób konieczny specyficzne bycie mężczyzną lub kobietą, które bynajmniej nie jest ograniczone do samej genitalności. Dotyka ona jednostki ludzkiej bardzo głęboko i „(…) nie wyczerpuje się w samych tylko aspektach fenotypicznych bądź zachowawczych, ale – antropologicznie rzecz biorąc – cechuje samo «istnienie» jako kobieta albo jako mężczyzna” [271]. Są to więc rozważania jak gdyby na innej – metafizycznej – płaszczyźnie. Medycyna zaś patrzy na to zagadnienie w sposób pragmatyczny.
Ciekawe wydaje się być stanowisko Kongregacji z dn. 6.10.1999 r., które dotyczyło transseksualizmu typu K/M. Otóż, wskazując niemożliwość zawarcia małżeństwa, powołała się ona na kan. 1055 § 1, 1057 § 1 i 1095. Brak tu więc przepisu, który traktuje o przesłance impotencji. R. Sobański domniemywa, że stało się tak prawdopodobnie dlatego, że według biegłych osoba taka jest zdolna do stosunków płciowych z kobietami [272].
Czy aby Kongregacja nie wzięła w tym wypadku pod uwagę faktów, zaczerpniętych z dziedziny medycyny, i nie odpowiedziała tym samym pozytywnie na przytoczone powyżej pytanie H. Stawniaka? Ciężko o jednoznaczną odpowiedź. Stanowisko to świadczy na pewno o tym, iż zagadnienie impotencji w aspekcie tu omawianym rodzi wiele kontrowersji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.