Zgrzytają murarskie kielnie. Tłum ludzi, księża w ornatach i biskup Jan patrzą, jak robotnicy zamurowują żywcem 46-letnią kobietę. Na dodatek zamurowują ją w kościele. Jest 2 maja 1393 roku. A dzieje się to w państwie krzyżackim, w Kwidzynie.
Dzisiaj kolce tego straszliwego urządzenia są zdemontowane. A to dlatego, że przed laty zwiedzająca muzeum młodzież zamknęła tu swoją koleżankę. Zamkniętego tam człowieka prawie nie słychać, nawet jeśli krzyczy. Przerażoną dziewczynę szybko jednak znalazła pracownica muzeum. Koledzy na szczęście nie domknęli płaszcza hiszpańskiego do końca, więc miała tylko drobne skaleczenia.
Znała moje grzechy
Dlaczego Dorota dała się tu zamurować? Co z higieną? Co z nieczystościami? – To był temat wstydliwy, więc w jej żywotach o tym nie wspominano – mówi przewodnik Tomasz Karcz. Ludzie dawali Dorocie jedzenie przez okno od strony cmentarza. Jechali z daleka, żeby się w trudnych sprawach poradzić. I odchodzili pod głębokim wrażeniem tego, co usłyszeli. Tak było choćby w przypadku księdza Mikołaja Hollanda, który skończył studia w Pradze. Rozmowy z niewykształconą Dorotą ogromnie nim wstrząsnęły. – Pewnego razu wyjawiła mi niektóre moje grzechy popełnione w młodości. A sama o sobie powiedziała, że jest niepotrzebnym i nieprzynoszącym owoców stworzeniem – opowiadał z przejęciem. Potwierdzał, że kobieta całymi nocami się modliła. Raz z szacunku dla Doroty posłał jej do celi wyborne ryby przyprawione szafranem. Dorota podobno spojrzała na wspaniałe danie z przyjemnością, ale go nie przyjęła.
Ta kobieta opowiadała spowiednikom o wizjach, które miała. O słowach, które, jak twierdziła, mówił do niej Jezus. Mówiła w taki sposób, że zachwycała wybitnych teologów. Znalazła ich dopiero wśród kanoników w Kwidzynie. Kiedy mieszkała w Gdańsku, księża krzyczeli na nią z ambony. Większości gdańskich księży nie podobało się, że Dorota chce codziennej Komunii świętej. I powołuje się przy tym na życzenie Pana Jezusa. Wtedy ludzie przyjmowali Komunię rzadko: według tradycji krzyżackiej siedem razy w roku.
Jako 16-latka Dorota została wydana za Alberta, rzemieślnika z Gdańska. Albert wytwarzał zbroje. Był o dwadzieścia lat od niej starszy. Czasem ją bił. Za co? Bo za często biega do kościoła, zamiast pracować w domu. Albert zmienił się dopiero, gdy w czasie epidemii umarło ośmioro ich dzieci. Przeżyła tylko ich córka Gertruda, zakonnica. Dorota pisała potem do niej: „Droga córko, powinnaś sama naszego Pana, jak Oblubieńca, miłować i bezustannie Go wzywać. Niech Twoje myśli i Twoje zmysły zajmują się Nim często, wówczas poczujesz Jego smak (...). Porzuć wygodne drogi i wspaniałe gościńce. Trzymaj się mocno naszego Kochanego Pana i ucz się od Niego chodzić również po wąskich ścieżkach, które prowadzą do życia wiecznego”.
Dorota do końca życia była pogodna i wesoła. Zamykając się przed ludźmi w celi, w niewytłumaczalny sposób na nich się otwarła. Ci, którzy dotąd nią gardzili, odkryli i zafascynowali się jej przemyśleniami. Zmarła w swojej celi w 1394 roku. I od razu na jej grobie zaczęły się masowo dziać cuda. – Święci są wariatami, szaleńcami tego świata. I świat nie jest w stanie ich do końca zrozumieć – kiwa głową ks. Ignacy Najmowicz, proboszcz z Kwidzyna. – Myślę, że Dorota mówi nam między innymi to, że można żyć w więzieniu, a być człowiekiem wolnym. A można też żyć na wolności, a być więźniem swoich słabości i grzechów – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.