Została doktorem Kościoła, choć nie znała się na "poważnej" teologii.
Mała droga, wielka miłość
„Pan Bóg tak bardzo nas kocha i przykro Mu, że musi zostawić nas na ziemi, abyśmy wypełnili swój czas próby, nie powinniśmy więc przysparzać Mu dodatkowych przykrości, skarżąc się nieustannie, że jest nam bardzo źle; trzeba sprawiać wrażenie, że się tego nie widzi!“.
Autorką tych niezwykłych, szokujących wręcz słów, jest właśnie ona, doktor Kościoła, święta Teresa z Lisieux - od Dzieciątka Jezus i Świętego Oblicza. Przyznajmy, że to, co najbardziej intryguje w powyższej wypowiedzi, to radykalna zmiana perspektywy w podejściu do kwestii cierpienia, owocująca ową prowokacyjną radą: „trzeba sprawiać wrażenie, że się tego nie widzi“. Ale ktokolwiek prawdziwie kochał, wie doskonale, o czym tu mowa: cierpieć jak najciszej, żeby mój ból nie sprawiał bólu komuś, kogo kocham i kto mnie kocha. Jeśli musi boleć, niech boli tylko mnie, nie jego (ją)…
Oto punkt wyjścia „chrystologii od Dzieciątka Jezus“: miłość, jej „bezwzględność“, jej radykalizm. Teologia jako „nauka wiary“ (to jedno z określeń teologii) jest nierozdzielnie związana z miłością. Wszak wiara chrześcijańska jest wiarą w Boga-Miłość. I jeśli teologia i świętość mają sobie wiele do zaoferowania, jeśli teologia w życiu świętych otrzymuje konieczny dla własnej tożsamości komponent doświadczenia, jesteśmy, w przypadku „chrystologii od Dzieciątka Jezus“, w punkcie newralgicznym, najgorętszym. „Kochać Jezusa i uczyć innych Go kochać“ - było Teresy jedynym pragnieniem. Miłość Chrystusa była dla niej kluczem, jaki stosowała wobec całej rzeczywistości, wobec wszystkich tajemnic życia. Głównie wobec bólu, ciemności.
Teologiczny rdzeń jej „małej drogi“ jest na wskroś chrystocentryczny, a fundament - ściśle inkarnacyjny - Dzieciątko Jezus jest dla niej wszystkim. „Mała droga“ prowadzi od „łaski Bożego Narodzenia“ do „łaski ukrzyżowania“. Żłóbek i Krzyż stanowią „narożne filary“ geniuszu jej chrystologii, w której odkryła sposób na swoje życie i - jako prorokini - sposób na życie sobie współczesnych oraz tych, którzy przyjdą po nich, wszystkich uczestników dramatów nowoczesności i ponowoczesności. Mówiła o tym wprost, Ona, uczestniczka „nocy ciemności“, udręk duchowych, psychicznych, fizycznych, próbowana przez Boga jak złoto w tyglu, „siedząca przy stole grzeszników“ jak Bóg w Jezusie, tęskniąca bardziej za ziemią niż niebem i pragnąca sprowadzić niebo na ziemię - w ten sposób solidarna wobec Sióstr i Braci jak Bóg w Dzieciątku Jezus…
Bóg-Dziecko jest bowiem sercem jej duchowości. Fenomen Wcielenia jest w jej optyce duchowej i teologicznej największym znakiem Boskiej Wszechmocy: Bóg jest tak mocny (aż tak!), że w swojej wszechmocnej wolności może uniżyć się do stania się dzieckiem, które „dorośnie“ do śmierci krzyżowej. Kardynał Schönborn powie: „Bóg jest tak mocny, że może się on stać tak mały jak dziecko“. Oto najważniejszy argument „chrystologii od Dzieciątka Jezus“ w mrocznych kwestiach życia: Bóg jest mocen (wszech-mocen) rozjaśnić każdą noc. Spełnieniem tego stała się Wielka Noc.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).