Gapie na placu Broglie w Strasburgu zadzierają głowy do góry. Na ogromnym gmachu wiszą dwie solidne tablice. Napis na pierwszej głosi: „Tu wznosił się dom, gdzie 15 września 1858 roku narodził się Ojciec de Foucauld, dawny oficer kawalerii, badacz Maroka, zdradziecko zamordowany przez Senussów 1 grudnia 1916”.
Zadziwiające, jak wiele widać po twarzy. Moi znajomi, którzy opowiadali mi o małych siostrach, zwracali uwagę na ich uśmiech, szczerość i ogromną bezpośredniość. Są szczęśliwe, to widać. – Dla naszych rodzin to najważniejszy argument. Bo każdy chciałby, by jego dziecko było przede wszystkim szczęśliwe. Jasne, nikt nie chce, by jego córka, która właśnie kończy studia, zamiatała ulice, więc nasze decyzje wywołują często u najbliższych szok, ale później, widząc nasze szczęście, godzą się z naszymi wyborami.
– Nasz uśmiech wypływa z codziennej adoracji – chórem odpowiadają siostry. To zaraźliwe. Gdy siostra Mariola zaczęła pracować w ostrowskich zakładach Wólczanki, kobiety, które ją otaczały, były wzruszone: A jednak Kościół jest tu obecny! – One poczuły się bardzo dowartościowane, tak jakby obecność jakiejś malutkiej zakonnicy nobilitowała ich żmudną, monotonną pracę – opowiada mniszka. – I nagle okazało się, że w Wólczance ogłoszono strajk: bo wszyscy chcieli ze mną szczerze pogadać i nikt nie chciał pracować – śmieje się zakonnica w błękitnym habicie.
Młodziutka Anna Agnieszka stawia na ziemi ciężkie wiadro. Na co dzień sprząta ulice Szczecina. – Widzę wyraźnie, że przez swoją obecność wśród najuboższych pokazuję im, że ich praca może być święta. Że na ulicach Szczecina też można spotkać Boga, choć moim przyjaciołom z pracy wydaje się to często niemożliwe. Nie, nie czuję się ani odrobinę lepsza od nich. Jestem ich siostrą. – Tu chodzi o coś więcej niż o modlitwę. Tu chodzi o życie – uśmiecha się ślicznie siostra Zofia. Do piersi przyciska niepozorny znak Małych Sióstr Jezusa: Serce Boga, które się dało ukrzyżować.
Niech ksiądz ją zwolni z tej kary!
Siostra Kasia pracowała w Zieleni Miejskiej. Razem z byłymi więźniami grabiła liście i sprzątała ulice Krakowa. Pewnego dnia koledzy z pracy podeszli do niej i powiedzieli: Siostro, myśmy już postanowili. Idziemy jutro do kardynała Macharskiego i mówimy mu: niech Ksiądz już zwolni siostrę z tej kary, bo ona już to odrobiła i bardzo solidnie pracuje. A siostra Kasia zaśmiała się: ale ja tu jestem dobrowolnie! Robotnicy zerwali z klombów pęki róż i wręczyli zakonnicy.
Pierwszą polską małą siostrą była Krystyna. Walczyła w AK i władza ludowa wydała na nią wyrok śmierci. Uciekła. W Paryżu spotkała Małe Siostry Jezusa. Zaraziła się ich radością. Gdy jako młodziutka zakonnica trafiła do Libanu, zamieszkała razem z inną nowicjuszką. Dwie samotne biedne siostry znalazły się w kompletnie obcym państwie. Nie miały sił. Pewnego dnia nowicjuszka załamała się: Krystyna, nie wytrzymam, wyjeżdżam. I wówczas Krysia powiedziała: No co ty? Zostawisz mnie tu samiuteńką? Siadaj, zapalimy papierosa, jak w AK. Usiadły. Dwie małe siostry wypaliły papierosa, a potem zaczęły się modlić. Zostały.
Dziś prawie tysiąc trzysta sióstr 69 narodowości żyje w 69 krajach świata. Jak Karol de Foucauld ukochały pustynię. Odkrywają ją i na Saharze, i na dziesiątym piętrze szczecińskiego bokowiska, i na szarych ulicach robotniczej Nowej Huty. Wiele z nich mieszka w krajach islamu. Przeciętny Polak, słysząc o kolejnym ataku bombowym, na słowo muzułmanin zareaguje momentalnie: to terrorysta, wróg! A małe siostry powiedzą: przyjaciel. W swych ślubach zakonnych przyrzekają: „Ofiaruję swoje życie za moich braci z islamu i z całego świata”.
Karol de Foucauld pod przeraźliwie prażącym słońcem, przy pięćdziesięciu stopniach w cieniu, wiódł ukryte życie Mistrza z Nazaretu. Nie głosił Go słowami, lecz życiem. Otoczony rozpalonym piachem i kamieniami, nie starał się nikogo nawracać. Wobec islamu jest cichym świadkiem Jezusa. „Boże mój, polecam Ci z całej duszy ich nawrócenie. Ofiaruję Ci za nich moje życie, za nawrócenie Maroka, za ludy Sahary, za wszystkich niewiernych” – modlił się na palącym stopy piasku pustyni.
Jezus jak Daruś
Wchodzę do kaplicy. Jasna, czysta, prosta. Nie ma krzeseł, siostry modlą się, siedząc na piętach. Pod ołtarzem figurka Dzieciątka Jezus. – Małe, bezradne, rozkładające rączki dziecko przypomina nam o naszym charyzmacie dziecięctwa Bożego – opowiada siostra Asia. – Zobacz, a tu obok stoi prosta figurka Maryi trzymającej w rękach małego Jezusa. Wygląda tak, jakby Dziecko wypadało Jej z rąk. Jeśli Go nie złapiesz, to się biedaczek potłucze – uśmiecha się mniszka.
To chyba kwintesencja ich życia: łapać to, co kruche, małe. Jeśli nie złapiesz, to się potłucze.
Kiedyś w Szczecinie do figurki Maryi podeszła jedna z sąsiadek małych sióstr i krzyknęła: – O Jezu, jaki Ty piękny jesteś, zupełnie jak mój Daruś! Miała rację. Małe siostry na całym świecie pokazują ludziom, że Bóg nie jest daleko. Jest tuż obok: bierze na ręce małe rozbrykane dzieci, myje na kolanach stopy zdumionym uczniom, rozmnaża chleb i ryby. A może pracuje w stoczni, sprząta ulice Krakowa, pracuje w Zieleni Miejskiej, jeździ z taborem Cyganów i sprzedaje w cyrku bilety? To skandal? Tak. Życie małych sióstr jest skandalem. Kto to widział, w XXI wieku zajmować ostatnie miejsca i cieszyć się ze swej nieprzydatności? Kto to widział, schodzić do tych, których porządni ludzie omijają szerokim łukiem. To kompletne szaleństwo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.