U źródeł zachwytu Bogiem może być tętniące życiem i swoimi problemami miasteczko.
Wchodzimy na lewy skraj wielkiego placu. Na jego przeciwległym skraju piękny meczet.  Po lewej samochody. Zaraz, zaraz… I Bazylika Bożego Narodzenia! Ten szary, ponury mur to jej ściana! Przecież w dali widać owo małe, charakterystyczne wejście do Bazyliki! Lekkie ukłucie. Jak to może być, że jeden z najważniejszych kościołów chrześcijaństwa wygląda jak…  bunkier? No, w najlepszym wypadku stara twierdza. Czy nas, chrześcijan, nie stać na coś lepszego? Choćby na to, by te stare kamienie odczyścić?
Zwykły ołtarz we wschodnim stylu, a pod nim, na marmurowej posadzce srebrna gwiazda. Tu Słowo stało się ciałem. Tu zamieszkało wśród nas. Na pewno wszystko wyglądało wtedy inaczej. Ale miejsce – jeśli wierzyć starożytnej tradycji – jest to samo. Stąpam po chłodnej posadzce i niepewnie się rozglądam. Tu się narodził, a tu stał żłóbek – mówią franciszkanie wskazując na „swoją część”… hmmm… kaplicy? Może to i zasługuje na miano kaplicy. Dla mnie kojarzy się raczej z innym słowem, kończącym się tymi samymi trzema literami. Gdy nasza grupa powoli opuszcza miejsce narodzenia Jezusa, cofam się nieco w głąb, by znaleźć odpowiedni moment na zrobienie zdjęcia. Staram się modlić. Dziękować, że tu jestem. Trochę zakłopotany, że tak skromnie wygląda miejsce narodzin Zbawiciela świata. A jednocześnie wdzięczny, że tak jest. Na pewno Bóg jest  też w ociekających dziełami sztuki i złotem kościołach. Ale w tym miejscu chyba bardziej czuję, że nie gardzi naszymi zwykłymi sprawami. Moim mało bogatym sercem pewnie też.  Staję więc w kolejce, by ucałować święte miejsce. Może niektórzy powiedzą, że to zabobon i gusła, bo przecież Bóg jest wszędzie i nie można udowodnić, że w tym właśnie miejscu przyszedł na świat.  Nie szkodzi. Całując chłodną, ozdobioną  gwiazdą posadzkę oddaję cześć Bogu, który dla mnie stał się człowiekiem. Bez intelektualizowania. Ot, zwyczajnie. Po prostu…
Znów jesteśmy w bazylice. Wspólnie użytkowanej przez kilka chrześcijańskich wyznań. Pierwsze złe wrażenie powoli ustępuje. Okazały ikonostas, przed nim schludnie, czysto. A że kawałek dalej ściany odrapane tak, że przypomina to bardziej dawno nieremontowaną klatkę schodową domu w jakiejś podejrzanej dzielnicy niż jedno z najświętszych miejsc chrześcijaństwa? Cóż. Może to efekt nie tak dawnej w sumie okupacji świętego miejsca przez Palestyńczyków, którzy schronili się tu przed izraelskim wojskiem. Chrześcijanie tu muszą być biedni. Zanim stać ich będzie na solidny remont i zanim się w tej sprawie ze sobą dogadają… Ot, taki ekumenizm w praktyce…
Jesteśmy na zewnątrz.  Teraz mogę się Bazylice Bożego Narodzenia lepiej przyjrzeć. Rzeczywiście, żywcem przypomina jakiś fort. Goła ściana z wysoko usytuowanymi małymi i zakratowanymi okienkami. Może tak było łatwiej w czasach, gdy trzeba się było bronić przed różnymi rzezimieszkami. Tyle widać. Reszta zastawiona tyloma budynkami, że prawdziwy kształt bazyliki, jak wielu słynnych kościołów Ziemi Świętej, łatwiej chyba poznać zaglądając do przewodnika. Stoję na placu przed jednym z najświętszych miejsc chrześcijaństwa. Patrzę na noszące ślady wielu przeróbek i dziejowych zawieruch mury. Widzę też schludny meczet po drugiej stronie eleganckiego placu. Nie dziwię się, że wielu muzułmanów myśli, iż teraz nadeszła ich era. Ale jednocześnie przypominam sobie słowa mojego Mistrza. „To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”. 
		
			aktualna ocena |   |
			głosujących |   |
		
		
			
 Ocena |
			bardzo słabe |
			słabe |
			średnie |
			dobre |
			super |
		
	
						
					
				
						
					
				Kapłani i świeccy są gotowi słuchać każdego i wejść z nim w dialog.
						
					
				„Sytuacja jest katastrofalna. W całym kraju dochodzi do zamieszek”.