Wszystko zaczęło się od Sarajewa. Widok oblężonego miasta nikomu nie mógł być obojętny. Wydawało się, że pomoc była obowiązkiem wszystkich Polaków. Sami wychodziliśmy z kryzysu, choć każdy pamiętał jeszcze o naszych kłopotach. Mieliśmy też nadzieję na rychłą poprawę sytuacji, a w związku z tym poczucie obowiązku dzielenia się z innymi. Nie było jednak łatwo organizować wszystkiego od początku - mówi Janina Ochojska.
- Kiedy zaczynałam - wspomina Janina Ochojska - nikt mnie nie znał. Ogromną rolę pełniło osobiste przekonanie i wiara w sens i sukces. Na początku nie miałam niczego: ani pieniędzy, ani ludzi, ani struktur. Wszystko zaczęło się od tego, że poszłam do radia. Myślałam najpierw, że idę na spotkanie przed audycją, tymczasem od razu „wskoczyłam” na antenę i musiałam zwrócić się z apelem o pomoc dla ofiar z Sarajewa.
Pod koniec programu ludzie już dzwonili. Szefowa Akcji Humanitarnej podała prywatny numer telefonu jednej z przyjaciółek, do której po programie już się nie potrafiła dodzwonić. Natychmiast pojawili się wolontariusze, młodzież i wszyscy, którzy chcieli pomóc. Ktoś zaoferował czas, ktoś inny ciężarówki. Polacy mieli świadomość, że w oblężonym mieście są samotni i potrzebujący. Wystarczył prosty sygnał: „ja to zorganizuję” i wszystko poszło jak lawina.
Janina Ochojska bardziej ceni niewielkie wpłaty. - Naszą organizację byłoby stać - mówi - żeby mieć kilku bardzo bogatych sponsorów, dzięki którym nasz byt byłby zapewniony. Niewielkie wpłaty mają znaczenie głębsze. Chodzi o wychowanie do pomagania. Ono „działa” w dwie strony. Z jednej są osoby potrzebujące. Z drugiej jesteśmy my, którzy także potrzebujemy tego, by móc pomagać. Pomoc może łączyć ludzi, dzięki czemu ta czasami niewielka rzecz nabiera konkretnej wagi.
W zeszłym roku zorganizowaliśmy akcję „Złotówka dla dzieci z Afganistanu” - wspomina. To była także akcja edukacyjna. Opowiadaliśmy dzieciom, co się dzieje w Afganistanie, jaki to jest kraj, dlaczego tam są takie poważne problemy. Na koniec dzieci podjęły decyzję, że same zorganizują akcję. Wzięło w niej udział 2215 szkół. Tyle placówek zbierało pieniądze. Dzieci dały po złotówce, czasami nawet mniej. Były szkoły, z których na nasze konto wpłynęło na przykład 18 złotych. W sumie zebraliśmy ponad 300 tys. złotych. W akcji chodziło nie tylko o pieniądze i konkretne potrzeby w Afganistanie. Suma nie była aż tak „zawrotna”, by nie móc wysupłać takich środków z innego konta. Tutaj chodziło o coś więcej. Po pierwsze dzieci dowiedziały się czegoś o innych, i na podstawie tej wiedzy, podjęły decyzję o pomocy. Po drugie, wszyscy mogli się przekonać o „sile” pojedynczej złotówki. Młodzi Afgańczycy też wiedzą, że to nikt bogaty nie przyjechał, ale przedstawiciele polskich dzieci. Ich szkoła powstała dzięki małym środkom, jest „uzbierana ze złotówek”. Muszą się nauczyć, że oni też są ludźmi, którzy mają coś do dania, też mogą pomóc. Pomoc nikomu się nie należy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).