Na parafialne rekolekcje wielkopostne przychodzi coraz mniej ludzi - zauważają księża. W jednej z parafii zrezygnowano więc z ich tradycyjnej formy.
Kiedyś na rekolekcje przychodziły tłumy, rekolekcjonista grzmiał i wszyscy byli zadowoleni – wspomina ks. Wiesław Przyczyna, przewodniczący Sekcji Homiletyków Polskich.
– Dziś musimy zmienić nasze myślenie o rekolekcjach. Do kościoła chodzi mniej ludzi. Zmieniła się też struktura dnia, ludzie pracują do późnych godzin wieczornych. Trzeba zastanowić się nad porą rekolekcji. Może organizować je o późniejszej godzinie albo w weekendy, gdy ludzie nie są tak zapracowani? Na pewno jednak nie należy nastawiać się na to, że przyjdą tłumy. Raczej chodzi o to, by umocnić tę garstkę, która się zjawi.
Show rekolekcyjny
W czas Wielkiego Postu księża na różne sposoby próbują ściągnąć wiernych do kościoła. – Na „Rekolekcje dla zabieganych” przyszło mnóstwo ludzi, bo każdy czuje się zabiegany – opowiada kapucyn o. Rafał Szymkowiak, duszpasterz młodzieży i dzieci. – Czy to były rekolekcje o zabieganiu sensu stricto i tylko o tym? Nie! Były o Bogu, wartościach, rodzinie. Ale młodzi złapali haczyk. Innym razem świetny pomysł przyszedł nam do głowy. Zróbmy banery, takie, że aż będą w oczy razić: „Rekolekcje dla głupich”. Przyjdą? Pewnie, bo każdy będzie chciał zobaczyć, kto się tam pojawi – śmieje się ojciec Rafał. – A my mówiliśmy o głupstwie krzyża…
Nie wszyscy wierni potrzebują jednak takich haczyków: – Duch wieje, kędy chce, i na pewnym etapie może to kogoś przyciągnąć – twierdzi Jarosław Syrkiewicz, 39-letni pracownik banku. – Osobiście nie przepadam jednak za taką „reklamą” w ewangelizacji. Wolę, żeby Kościół dawał mi to, w czym jest najlepszy od dwóch tysięcy lat: głosił Jezusa Chrystusa. – „Reklamę” dopuszczałbym jedynie przed rekolekcjami, tak by zwrócić na nie uwagę – dodaje ks. Wiesław Przyczyna. – Natomiast jestem bardzo przeciwny temu, by z rekolekcji robić show. A to się niestety zdarza. Niektórzy księża wchodzą w rolę medialnych zabawiaczy i zrobią wszystko, by ludzie zechcieli przyjść i miło spędzić czas. Przebierają się za smoka wawelskiego albo jeżdżą na wrotkach. Ale gdzie tu jest miejsce na spotkanie z Chrystusem?
„Przemszone” spotkania
W tym spotkaniu niekoniecznie pomaga też patetyczny ton, w który wpada część rekolekcjonistów. – Moralizujemy, podajemy wzruszające przykłady, a zapominamy, że to słowo Boże ma nas zmieniać – mówi ks. Emanuel Pietryga, proboszcz parafii św. Jadwigi w Chorzowie. – Nieraz jest tak, że rekolekcjonista przeczyta Ewangelię, na oczach ludzi ją zamknie, a potem zaczyna mówić o czymś zupełnie innym. Tak jakby to „coś” miało być ważniejsze od słowa Bożego – ubolewa ksiądz Przyczyna. Jego zdaniem to wynik „przemszenia”, czyli nadmiernego wykorzystywania Eucharystii podczas spotkań.
Trudno bowiem dopasować w każdym przypadku temat rekolekcji do czytań z danego dnia: – Rekolekcje powinny prowadzić do przeżycia Eucharystii, ale to nie znaczy, że każde spotkanie musi być związane z Mszą. Jest wiele nabożeństw i form, które można wykorzystać. Warto zaproponować chociażby lectio divina, a spowiedź poprzedzić nabożeństwem pokutnym z rachunkiem sumienia. W przypadku spotkań połączonych z Mszą dobrym pomysłem jest, by homilia była krótka, a właściwa nauka rekolekcyjna miała miejsce po Eucharystii. Inne rozwiązanie proponuje dominikanin o. Wojciech Jędrzejewski: – Czytania wielkopostne są tak inspirujące, że prawie zawsze można z nich wydobyć temat rekolekcji. To jest sprawą nadrzędną: głosić słowo Boże. Otworzyć przed ludźmi Biblię i pozwolić, by to słowo w nas działało.
Wyłączyć komórkę
Ksiądz Pietryga w swojej parafii podobną metodę rozłożył na cały Wielki Post. Zrezygnował z tradycyjnej formuły kilkudniowego „bloku” rekolekcyjnego. Konferencje głosi wraz z wikarymi w niedziele w ramach homilii. Jednak po Mszy wierni dostają do rozważania teksty na cały tydzień. Stąd tytuł całości: „Rekolekcje ze słowem Bożym”. – Głosił będzie Pan Bóg – uśmiecha się ksiądz Emanuel. – A uczestnicy mają wejść do swojej izdebki i zamknąć drzwi. To znaczy także: odłożyć na pewien czas pracę, wyłączyć komórkę. Po prostu słuchać. Taka formuła ma jeszcze jedną zaletę: – W tygodniu wysłuchałoby nauk może 300 parafian. W niedzielę jest ich dziewięć razy więcej – podkreśla ksiądz Pietryga. – Nawet jeśli tylko część z nich pomodli się tekstami, które dostała, to i tak będzie to duży sukces.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.