Przyszłość zależy od nas
Ewa K. CzaczkowskaTrzeba przemyśleć model pracy parafii, tak by stała się ona prawdziwą wspólnotą wiernych. To, czy będziemy społeczeństwem otwartym na Boga, jest kwestią wyboru. Musimy uwierzyć, że możemy być i religijni, i nowocześni.
Zamiast koncentrować się na tym, czy mamy kryzys Kościoła, lepiej sobie powiedzieć: to, jak będzie, zależy od nas. Czy będziemy społeczeństwem religijnym, otwartym na Boga, czy zlaicyzowanym, jest kwestią naszego wyboru, a nie konieczności wynikającej z rozwoju cywilizacyjnego. Jak mówi prof. José Casanova, wybitny socjolog religii, Polacy muszą uwierzyć, że mogą jednocześnie być religijni i nowocześni, polscy i europejscy.
Potrzeba profesjonalizmuDo takiego właśnie myślenia powinien przekonać Polaków Kościół – świeccy i duchowni. Powinniśmy umieć wytłumaczyć, że to naprawdę jest możliwe. Zamiast z lękiem patrzeć na kraje Europy Zachodniej, które uległy dyktatowi nowej świeckiej ideologii wypranej z odniesienia do transcendencji, powinniśmy być może sięgać dalej, pokazywać inne wzorce ze świata – krajów nowoczesnych, które nie odrzucają religii i dobrze pojętej tradycji. Ale to wymaga przemyślanej obecności Kościoła nie tylko na poziomie parafii, ale także w sferze publicznej, czyli tam, gdzie następuje zderzenie z kulturą postmodernistyczną.
I właśnie w tej dziedzinie, wydaje się, mamy najwięcej do zrobienia. Najwięcej też do stracenia. Obecność Kościoła na tym poziomie wymaga jednak profesjonalizmu. Tymczasem brakuje mu dobrze przygotowanych świeckich i duchownych, którzy w sposób kompetentny, językiem dialogu, a nie konfrontacji, potrafiliby przekonać, że taki wybór: za Bogiem i za nowoczesnością jest możliwy i ma sens. Kościołowi brakuje też strategii w dziedzinie public relations. Wiele jest jeszcze do zrobienia w sferze informacyjnej – komunikacji z mediami i poprzez media – w dziedzinie rozwiązywania sytuacji kryzysowych.
Owszem, nie to jest najważniejsze w misji Kościoła, ale bez tego typu działań trudno mu będzie ową misję spełniać. Bez obecności Kościoła we wszystkich debatach publicznych, które kształtują opinie, mentalność ludzi, w tym przecież także katolików, trudniej będzie pracować na poziomie parafii. A tu, jak pokazują wyniki badań socjologicznych, zachodzą zmiany.
Wyzwanie duszpasterskieOczywiście nie można mówić w Polsce o kryzysie wiary czy Kościoła. Jednak spadek częstotliwości różnego typu praktyk religijnych, odsetka młodych, którzy deklarują się jako osoby wierzące, powinien skłaniać do wyciągania praktycznych wniosków duszpasterskich. Niepokoić musi też to, że w ostatnich 10 latach o kilka procent spadło zaufanie wiernych do swoich proboszczów. Jest, co chcę podkreślić, wiele dobrze działających parafii. Znam też wielu księży pracujących z wiernymi z najwyższym oddaniem.
Niemniej wydaje mi się, że nadchodzi moment, w którym trzeba przemyśleć model pracy parafii, tak by stała się ona nie miejscem usług religijnych, ale prawdziwą wspólnotą wiernych. W zatomizowanym świecie wielkich miast ludzie tęsknią do małych wspólnot, do silnych więzi, które może dać wspólnota ducha. Tymczasem parafie w wielkich miastach są na to po prostu za duże. Trudno stworzyć wspólnotę z kilkudziesięciotysięcznej parafii, gdzie księża z kolędą chodzą co dwa lata. Poza tym w ciągu dnia życie parafii najczęściej zamiera, bo księża w szkołach uczą katechezy.
Dlatego wydaje mi się, że zamiast oddelegować księży do pracy w szkołach (od czego są świeccy katecheci?), dobrze by było, aby byli oni obecni na co dzień w parafii. Aby odwiedzali parafian w domach, animowali życie różnych grup modlitewnych, rozwijali życie sakramentalne, czekali na wiernych w konfesjonale. Na przykład w Warszawie jest zdecydowanie za mało świątyń, gdzie można w ciągu dnia przystąpić do spowiedzi. Bardzo mało jest takich, gdzie można wspólnie odmówić liturgię godzin. Niezbędne wręcz jest rozbudowywanie relacji księża–świeccy na zasadzie braterskiej wspólnoty. Pilną potrzebą jest też prowadzenie katechezy dla dorosłych.
Jak ktoś słusznie zauważył, w Kościele myśli się głównie o dzieciach i młodzieży, a przecież o wychowaniu religijnym dziecka decydują przede wszystkim rodzice, którzy często swoją edukację religijną zakończyli w chwili bierzmowania. Księża, oddając katechezę świeckim, mogliby ten czas przeznaczyć także na lepsze przygotowanie kazań i piękną oprawę liturgiczną Mszy św., tak aby Msza za każdym razem była dla wiernych silnym przeżyciem duchowym, które porusza serca, wchodzi w głąb człowieka. Bo to tam przecież rodzą się wszystkie inne ludzkie wybory.
* Ewa K. Czaczkowska jest publicystką dziennika „Rzeczpospolita”, autorką książek m.in. o kard. Stefanie Wyszyńskim.