Z o. Jackiem Krzysztofowiczem, przeorem klasztoru ojców dominikanów w Gdańsku na temat wakacyjnego duszpasterstwa, jarmarcznego gwaru i pukania do drzwi rozmawia Andrzej Urbański.
Przyglądając się różnym jarmarczno-kuglarskim wydarzeniom, można zadać sobie pytanie, czy jest to dobry kierunek poszukiwania drogi i horyzontu do Boga?
– Nie jest, ale to jest życie. A ja wierzę, że Bóg nie jest przeciwko życiu. Jarmark to życie, radość, chodzenie między straganami, taka powszedniość, zwyczajność, wypoczynek – to jest życie. A mam głębokie przekonanie, że Bóg jest po stronie życia. Jasne, że w życiu nie wszystko służy życiu. Są takie ścieżki, które w sposób niedostrzegalny wpychają nas w cień. Jeśli Kościół w swoim przekazie przekreśla życie i mówi że to, co robią ludzie, co daje im przyjemność, jest grzeszne – powoduje to, że ludzie odwracają się od Kościoła. Osobiście uważam, że ten przekaz jest nieprawdziwy. Myślę, że gdyby dzisiaj Jezus przyszedł na jarmark, nie strząsnąłby prochu z nóg, tylko by się w ten jarmark zanurzył.
A w jaki sposób? Od jakiego stoiska by rozpoczął?
– Myślę, że znalazłby coś dla siebie. Nie wiem… Wolałbym jednak nie wypowiadać się w imieniu Jezusa. Sam lubię sobie pospacerować po jarmarku, szczególnie wieczorem, gdy już nie ma wielu ludzi, jest pusto i spokojnie. Wszystko zależy od wrażliwości. Każdy może znaleźć na jarmarku swoją własną ścieżkę, sposób zaspokojenia swoich własnych potrzeb. Natomiast warto sobie zadać pytanie, czy robimy to w zgodzie ze sobą, czy też dajemy się w coś wkręcić. Czy ktoś nam coś wmawia, czy idziemy za tłumem, czy rzeczywiście robiąc to, co robimy, realizujemy swoje pragnienia, tęsknoty, jakiś swój plan.
A czy odnajdujecie się w przestrzeni jarmarcznej? Czasami można się wkręcić, jak to Ojciec ładnie określił…
– Osobiście nie lubię tłumu. W ciągu dnia męczy mnie hałas. Dlatego chętnie wybieram porę wieczorną. Także wydawanie pieniędzy nie jest moją pasją ani hobby. Natomiast mam pełne zrozumienie i szacunek dla potrzeb innych ludzi. Nie mam pretensji do świata i o to, że ludzie to robią. Uważam, że także na jarmarku jest Bóg, choć powtarzam, że nie jest to moja wrażliwość.
Kiedyś, pamiętam, zdecydowaliście się na głoszenie słowa Bożego z drabiny, z wieży świątyni. Zrezygnowaliście z tego. Czy doświadczenie jarmarcznych dni przekłada się na to, co ojciec głosi w kościele podczas homilii?
– Najkrócej mówiąc, nie. Ja zawsze komentuję Ewangelię. Oczywiście nawiązujemy do jarmarku czy postaci i życia św. Dominika. Ale nie uzależniam przekazu Ewangelii od takich, można powiedzieć ogólnie, powierzchownych zdarzeń.
Tak sobie myślę: wszystko zaczęło się od św. Dominika. A dzisiaj mamy to, co mamy. Nie tęskni Ojciec do tamtych czasów?
– Kiedyś ludzie przychodzili ze względu na odpust. Obecnie jest jarmark i ludzie wędrują między straganami. Czasy się zmieniły. Próbujemy oczywiście przypomnieć o korzeniach i o duchowym kontekście tego wydarzenia. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że świat się nie zmieni. On idzie swoją drogą. Zgłaszanie pretensji, że jest zły, nie ma sensu. Nie mogę mieć pretensji do świata, że jest inaczej niż za czasów św. Dominika. Świat jest sobą, jest takim, jaki jest.
A jak chcecie zapełnić tę część odpustową, należącą do dominikanów?
– Będzie podobnie, jak w latach ubiegłych. Planujemy uroczystą procesję, w charakterze ludyczno-radosnym. Będzie ona nieco jarmarczna właśnie. Zaprosiliśmy metropolitę gdańskiego, prezydenta miasta. Zapraszamy wszystkich mieszkańców, by razem z nami przeszli przez Starówkę. Chcemy przypomnieć wszystkim chętnym o naszych korzeniach, akcentując wymiar duchowy i odpustowy. Zachęcamy do udziału we Mszy św. Zamierzamy pukać do tej części w nas, która jest związana z duchowością, a która jest często zatrzaśnięta, zamknięta. My chcemy pukać, a nie otwierać i wyważać łomem. Ta metoda niewiele daje.