Jarmark Dominikański

publikacja 30.07.2009 13:36

Z o. Jackiem Krzysztofowiczem, przeorem klasztoru ojców dominikanów w Gdańsku na temat wakacyjnego duszpasterstwa, jarmarcznego gwaru i pukania do drzwi rozmawia Andrzej Urbański.

Jarmark Dominikański Foto: Andrzej Urbański.

Andrzej Urbański: W czasie Jarmarku Dominikańskiego w Gdańsku jesteście w tyglu wydarzeń. Jednocześnie co roku proponujecie pewne formy duszpasterskie. Czy to wakacyjne duszpasterstwo się sprawdza?

O. Jacek Krzysztofowicz: – Duszpasterstwo to jednak trochę za duże słowo. Nie „upoważniałbym” też wszystkiego na siłę. Wakacje to czas odpoczynku, rekreacji. Czas, kiedy ludzie rzeczywiście chcą odpocząć do ciężkich tematów. Chcą poczuć lżejszy wymiar swojego życia. I sądzę, że należy im na to pozwolić, równocześnie stwarzając przestrzeń, w której ci, którzy chcą, mogą na tyle, na ile chcą zanurzyć się w jakąś głębię. Więc zasadniczo z jednej strony wakacje to nie jest czas na jakieś szczególne duszpasterstwo, bo ludzie chcą się skupiać na zupełnie czymś innym, natomiast równocześnie jest to taki sam czas jak każdy inny, w którym warto tworzyć przestrzeń, którą nazwałbym duchową, do której ludzi warto zapraszać. Tym bardziej, że rzeczywiście zawsze jest jakaś grupa ludzi, którzy mają czas wolny, schodzi z nich zabieganie, napięcie codzienności i coś się w nich otwiera. Powiedziałbym, że próbujemy wyjść jakoś szczególnie właśnie do takich ludzi, ale wychodzimy raczej z delikatnym i subtelnym przekazem.

Przed rozpoczęciem każdych wakacji zawsze słychać z ambon słowa duszpasterzy, by ludzie nie robili sobie wakacji od Pana Boga.
– Jak by to powiedzieć… Mam taką osobistą koncepcję, że Bóg to nie jest obowiązek i ciężar, który mamy dźwigać przez życie, tylko że to jest Siła, która nas niesie. I my staramy się ludziom pomagać w otwieraniu się na tę moc, pomagać im doświadczać tego, jak bardzo duchowość może odgrywać pozytywną rolę, a nie apelować do nich o wypełnianie obowiązku. Taka jest moja wrażliwość religijna i na tym się skupmy.

Czy ta koncepcja jest skuteczniejsza od codziennej pracy?
– A co Pan rozumie przez skuteczniejszość?

Gdy otrzymujecie informację zwrotną od człowieka, który przyszedł wcześniej do was z wieloma trudnymi pytaniami, na przykład o sens życia?
– Jeżeli się w ludziach rozbudza pragnienia, jeśli pomaga się im tymi pragnieniami żyć, wówczas zawsze jest to skuteczniejsze niż apelowanie do ich poczucia obowiązku i winy. Sądzę, że Pan Bóg stoi po stronie naszego szczęścia, a nie po stronie ciężaru w życiu. Tak sobie myślę, że On chce nam pomóc być szczęśliwymi, a nie my jesteśmy po to, by Go uszczęśliwiać.

A co oznacza lekkość wakacyjnego przekazu duszpasterskiego, o którym Ojciec powiedział na początku?
– Oznacza to właśnie nie narzucanie się i nie apelowanie do obowiązku i poczucia winy. To nie znaczy, że ten przekaz jest sam w sobie bardzo lekki, bo na przykład organizujemy wystawę w krypcie pod hasłem „ Nie umiera się na próbę”. To cytat z Jana Pawła II i jest to wystawa o śmierci, przypominająca, że nasze życie ma swój horyzont, że się skończy. Ale zawsze, kiedy mówimy o śmierci, możemy mówić na dwa sposoby. Możemy mówić: „Człowieku, pamiętaj, wszystko co robisz jest marnością”, albo możemy mówić: „Człowieku, zobacz, twoje życie kiedyś się skończy, a więc nie marnuj tego czasu. Żyj tak intensywnie, jak to jest możliwe, i realizuj swoje życie w pełni, bo ono się skończy.” Można mówić negatywnie albo pozytywnie.

Przyglądając się różnym jarmarczno-kuglarskim wydarzeniom, można zadać sobie pytanie, czy jest to dobry kierunek poszukiwania drogi i horyzontu do Boga?
– Nie jest, ale to jest życie. A ja wierzę, że Bóg nie jest przeciwko życiu. Jarmark to życie, radość, chodzenie między straganami, taka powszedniość, zwyczajność, wypoczynek – to jest życie. A mam głębokie przekonanie, że Bóg jest po stronie życia. Jasne, że w życiu nie wszystko służy życiu. Są takie ścieżki, które w sposób niedostrzegalny wpychają nas w cień. Jeśli Kościół w swoim przekazie przekreśla życie i mówi że to, co robią ludzie, co daje im przyjemność, jest grzeszne – powoduje to, że ludzie odwracają się od Kościoła. Osobiście uważam, że ten przekaz jest nieprawdziwy. Myślę, że gdyby dzisiaj Jezus przyszedł na jarmark, nie strząsnąłby prochu z nóg, tylko by się w ten jarmark zanurzył.

A w jaki sposób? Od jakiego stoiska by rozpoczął?
– Myślę, że znalazłby coś dla siebie. Nie wiem… Wolałbym jednak nie wypowiadać się w imieniu Jezusa. Sam lubię sobie pospacerować po jarmarku, szczególnie wieczorem, gdy już nie ma wielu ludzi, jest pusto i spokojnie. Wszystko zależy od wrażliwości. Każdy może znaleźć na jarmarku swoją własną ścieżkę, sposób zaspokojenia swoich własnych potrzeb. Natomiast warto sobie zadać pytanie, czy robimy to w zgodzie ze sobą, czy też dajemy się w coś wkręcić. Czy ktoś nam coś wmawia, czy idziemy za tłumem, czy rzeczywiście robiąc to, co robimy, realizujemy swoje pragnienia, tęsknoty, jakiś swój plan.

A czy odnajdujecie się w przestrzeni jarmarcznej? Czasami można się wkręcić, jak to Ojciec ładnie określił…
– Osobiście nie lubię tłumu. W ciągu dnia męczy mnie hałas. Dlatego chętnie wybieram porę wieczorną. Także wydawanie pieniędzy nie jest moją pasją ani hobby. Natomiast mam pełne zrozumienie i szacunek dla potrzeb innych ludzi. Nie mam pretensji do świata i o to, że ludzie to robią. Uważam, że także na jarmarku jest Bóg, choć powtarzam, że nie jest to moja wrażliwość.

Kiedyś, pamiętam, zdecydowaliście się na głoszenie słowa Bożego z drabiny, z wieży świątyni. Zrezygnowaliście z tego. Czy doświadczenie jarmarcznych dni przekłada się na to, co ojciec głosi w kościele podczas homilii?
– Najkrócej mówiąc, nie. Ja zawsze komentuję Ewangelię. Oczywiście nawiązujemy do jarmarku czy postaci i życia św. Dominika. Ale nie uzależniam przekazu Ewangelii od takich, można powiedzieć ogólnie, powierzchownych zdarzeń.

Tak sobie myślę: wszystko zaczęło się od św. Dominika. A dzisiaj mamy to, co mamy. Nie tęskni Ojciec do tamtych czasów?
– Kiedyś ludzie przychodzili ze względu na odpust. Obecnie jest jarmark i ludzie wędrują między straganami. Czasy się zmieniły. Próbujemy oczywiście przypomnieć o korzeniach i o duchowym kontekście tego wydarzenia. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że świat się nie zmieni. On idzie swoją drogą. Zgłaszanie pretensji, że jest zły, nie ma sensu. Nie mogę mieć pretensji do świata, że jest inaczej niż za czasów św. Dominika. Świat jest sobą, jest takim, jaki jest.

A jak chcecie zapełnić tę część odpustową, należącą do dominikanów?
– Będzie podobnie, jak w latach ubiegłych. Planujemy uroczystą procesję, w charakterze ludyczno-radosnym. Będzie ona nieco jarmarczna właśnie. Zaprosiliśmy metropolitę gdańskiego, prezydenta miasta. Zapraszamy wszystkich mieszkańców, by razem z nami przeszli przez Starówkę. Chcemy przypomnieć wszystkim chętnym o naszych korzeniach, akcentując wymiar duchowy i odpustowy. Zachęcamy do udziału we Mszy św. Zamierzamy pukać do tej części w nas, która jest związana z duchowością, a która jest często zatrzaśnięta, zamknięta. My chcemy pukać, a nie otwierać i wyważać łomem. Ta metoda niewiele daje.