„By skończyć jak Hiob” to tytuł spotkania dla młodych w Pliszczynie. O tym, co Hiob może powiedzieć dzisiejszej młodzieży i dlaczego warto skończyć tak jak on, z organizatorem spotkania ks. Jarosławem Grzegorczykiem, sercaninem, rozmawia Agnieszka Gieroba.
Agnieszka Gieroba: Jak skończył Hiob?
Ks. Jarosław Grzegorczyk: – Dobrze. Zanim jednak nastąpiło szczęśliwe zakończenie, były chwile bardzo trudne.
Nie jest to łatwy bohater biblijny, dlaczego więc właśnie on stał się główną postacią w tegorocznym spotkaniu młodych w Pliszczynie?
– Można powiedzieć, że sam się wprosił. Ruch Sercańskiej Młodzieży w naszej archidiecezji, zresztą podobnie jak w całej Polsce, dwa razy w roku proponuje młodym dni skupienia. Od kilku lat u nas w Pilszczynie proponujemy spotkanie z konkretną postacią biblijną. Był już u nas Abraham, Mojżesz, Samuel, kobiety biblijne. Kiedy ustaliliśmy termin spotkania, dokładnie w tym samym dniu odebrałem maila od młodych z naszej lubelskiej parafii z prośbą, żeby powiedzieć im coś o Hiobie. Odczytałem to jako znak, że Hiob się wprasza do Pliszczyna.
Co takiego ma on w sobie, że sercanie zachęcają młodych, by skończyli jak Hiob?
– Pokazuje, że trzeba coś przeżyć, by zdać sobie sprawę z tego, że w życiu mogą zdarzyć się rzeczy nieprzewidywalne i bardzo trudne, ale nie bez wyjścia. Wtedy właśnie warto wziąć z Hioba przykład. Nie znaczy to, że on był potulny, takie „ciepłe kluchy”. Cierpienie, które go spotkało, skłania go nawet do buntu. Żąda wręcz, by Bóg mu odpowiedział. Całym sobą, można by rzec całym „wkurzonym” Hiobem, zwraca się do Boga i Bóg mu odpowiada. Znaczy to, że nie warto bać się modlitwy, nawet takiej w wielkim bólu. Wtedy, kiedy stajemy bezradni, w ciszy możemy totalnie zawierzyć się Bożemu działaniu.
W codziennym języku określenie „hiobowe wieści” oznacza bardzo złe wieści, wiec i Księga Hioba kojarzy się raczej ze smutkiem, a wy jesteście tu pełni radości...
- No właśnie, łamiemy pewne stereotypy. Myślę, że wielu ludzi nie zna Księgi Hioba do końca. Zatrzymuje się na jego niedoli, cierpieniu, można powiedzieć wręcz bankructwie i życiowej porażce. Tymczasem to wcale nie jest księga smutku, tylko wielkiej głębokiej nadziei. U nas więc jest hiobowa młodzież, czyli młodzież żyjąca głęboką nadzieją.
Jest jakaś recepta na to by skończyć jak Hiob?
- Nie ma. Każdy przeżywa różne trudności po swojemu i nie ma jednego schematu. To, co zaproponowaliśmy w Pliszczynie, to po pierwsze nauka patrzenia. Na cierpienie trzeba nauczyć się patrzeć, po prostu dostrzegać je, a nie ignorować. Po drugie nauka słuchania, czyli pochylania się nad Słowem Bożym i słuchania tego, co Pan Bóg chce nam powiedzieć. I po trzecie coś w rodzaju szkoły empatii, czyli współodczuwania. Tu chcieliśmy pokazać, że największe cierpienie nie zamyka nas na innych i na dalsze życie. Świadectwem był lublinianin, który stracił ręce i nogi, a dziś maluje ustami piękne ikony, które wyzwalają w innych chęć modlitwy. Niektórzy mogą powiedzieć, że jego życie po wypadku się skończyło, on sam uważa, że wtedy się zaczęło.
«« | « |
1
| » | »»