Z czego się cieszysz?

O złamaniu przekleństwa ojca i kamieniu, który spada z serca, opowiada Grzegorz Polakiewicz.

Reklama

Budziłeś się zlany zimnym potem, gdy przyśniła Ci się jego twarz?

Nie. Ale jak bumerang wracały słowa: „Brzydzę się ciebie”. Na szczęście Pan Bóg troszczył się o mnie, pracował we mnie, dawał mi pokój.

Kiedy udało Ci się przebaczyć?

Po latach zmagań, prób zrobienia tego na własną rękę. Zrozumiałem, że jeżeli patrzę na tę sytuację w kategoriach „ojciec zrobił mi krzywdę”, to tego przebaczenia nie ma. Wiele razy (po spowiedzi generalnej, rekolekcjach) wypowiadałem słowa „Tato, wybaczam ci”, ale czułem, że jest we mnie jakiś opór, tama, mur. Modliłem się, dałem Bogu czas, by to we mnie rozpracował. I rozpracował. Sześć lat temu. Na Jasnej Górze, gdy modliłem się przed samym obrazem. „Matko Boża, doświadczam tylu łask, tyle miłości, a nie potrafię jej okazać ojcu, który tak bardzo jej potrzebuje”. Poczułem, jakby ktoś rozerwał mi serce i wydarł z niego to wszystko, co brudne, ciężkie, trudne. Zalałem się łzami. Pierwszy raz poczułem, że naprawdę mu przebaczyłem.

Po czym to poznałeś?

Byłem w stanie powiedzieć, że go kocham. Dziś wiem, że zrobił tak, bo sam był biedny, nie doświadczył miłości, nie radził sobie z przeszłością. Był w gorszej pozycji niż ja, bo ja czuję się kochany. Pragnę dla niego nieba. Mocno wierzę w Boże miłosierdzie. Kardynał Macharski powiedział mi: „Spróbuj popatrzeć na wszystko jako na szansę”. Gdyby nie ta koszmarna z punktu widzenia tego świata sytuacja, nie byłbym tym, kim jestem dzisiaj.

Wielu znajomych postrzega Cię jako duchowego supermana. Pocieszasz ludzi w hospicjach, po stracie bliskich. Po wpisach pielgrzymów, których mijałeś na Camino, widać, że spotkania były dla nich przeżyciem…

Jestem jedynie nędznym narzędziem. Tylko i aż tyle. Lubię ludzi. Lubię ich spotykać, gadać z nimi. Pan Bóg pokazuje mi: „Popatrz, dla świata nie jesteś atrakcyjny, ale dla Mnie jesteś wyjątkowy! To ciebie wysyłam na tę misję specjalną”.

Z kim szedłeś na Camino?

Z ks. Jurkiem Popiełuszką i Janem Pawłem II. Ooo, tu mam schowane ich relikwie…

Jak reagowali na nie ateiści?

Pytali. O ile znali Jana Pawła II, o tyle o Popiełuszce nie mieli często pojęcia. Rozdałem aż 250 obrazków z modlitwą do ks. Jerzego. Ludzie chłonęli opowieści o jego życiu! Gdy doszedłem do katedry w Santiago, spotkałem parę Hiszpanów. Wiesz, jakie mieli pierwsze pytania? Jaki seks wolę, czy klasyczny, czy w trójkącie. To pokazuje, jakie życie wiedli…

Będzie, będzie zabawaaa…

Dokładnie! Od razu po Camino mieli lecieć na tydzień na Ibizę, by imprezować na całego. Nie mieli nawet zamiaru wchodzić do katedry. Niechęć do Kościoła mieli wypisaną na twarzach. (śmiech) Szli jak większość – turystycznie. Przez 5 dni chodziłem na Mszę św. na 7.30. Było jeszcze pustawo i można było się skupić. Jednego dnia dochodzę do katedry. Patrzę – znajome buzie. „Co tu robicie? Mieliście być już na Ibizie!” Dziewczyna trzyma w ręce obrazek ks. Jerzego i uśmiecha się: „Tak się jakoś poskładało”. Co się okazało? Doszli tu dzień wcześniej. Przed dwunastą. Stwierdzili: „Pójdziemy na Mszę dla pielgrzymów”. Zobaczyli w konfesjonałach księży i… poszli do spowiedzi. Trafili do różnych kapłanów, a każdy z nich spytał: „Czy jesteś w stanie zrezygnować z Ibizy i pójść jeszcze cztery dni do Finisterry?”. Oboje niezależnie od siebie powiedzieli: „Tak”. Zdumiałem się, miałem w oczach łzy, ale starałem się to ukryć. „To wszystko przez twojego księdza – powiedziała dziewczyna. – Zaczęliśmy czytać to, co było napisane na obrazku, i ten ks. Popiełuszko doprowadził nas do spowiedzi”.

Dlaczego to jego wybrałeś na towarzysza drogi?

Sam mnie wybrał! Dwa tygodnie przed wyjściem przyśnił mi się ks. Jerzy. Szedłem z kościoła na Chłodnej, gdy nagle stanął przede mną i powiedział: „Zabierz mnie w drogę”.

Często masz takie sny?

Często. (śmiech) Obudziłem się i wiedziałem, z kim pójdę. Kardynał Kazimierz Nycz z radością podarował mi relikwie, bo czuł, że zrobią po drodze dużo dobrego.

Nie użalasz się nad sobą. Jak to robisz?

Jestem wdzięczny. Skupiam się na tym, co piękne. Zobacz, ile my otrzymujemy z góry! Zamiast jęczeć: „Nie mam nogi!”, wolę powiedzieć „Mam nogę! I to nieźle działającą”. Tuż po amputacji spytałem: „Kiedy rehabilitacja?”. Zdumiony lekarz odparował: „Troszkę poczekaj”. (śmiech) Po dwóch tygodniach wyszedłem ze szpitala. Podeszła do mnie psycholog i powiedziała: „Może to nie jest pedagogiczne, ale muszę ci to powiedzieć. Dałeś takiego »kopa«, takiego»powera« ludziom na oddziale… Szczególnie starszym, którzy mieli problemy miażdżycowe i po amputacji nie widzieli sensu życia. Patrzyli na ciebie i zapisywali się na rehabilitację”. (śmiech)

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7