Gdy po wyzwoleniu Homs Lilian wraz z rodziną wróciła do miasta, przeżyła wstrząs: to już nie było to miejsce, które znała, i z którym wiązały się tysiące jej wspomnień.
To, co zobaczyła, i to, jak mieszkańcy odbudowywali Homs, by krok po kroku wrócić do normalnego życia, Lilian Nazha utrwaliła na fotografiach, które do października można oglądać na wystawie w „Polach Dialogu”, krakowskim biurze Papieskiego Stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”.
W chwili wybuchu wojny w Syrii w 2011 r. Lilian miała 15 lat. – Początkowo nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Jedno było pewne – nasza dzielnica była bombardowana, więc musieliśmy uciekać, zostawiając wszystko, co było dla nas ważne – opowiada dziewczyna, która na 5 miesięcy przyjechała do Polski dzięki projektowi bytomskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz jezuitów pracujących w Homs.
W Krakowie przez kilka dni gościła w czerwcu, a ponownie przyjedzie pod Wawel w pierwszej połowie lipca. – Gdy skończyłam studia na Wydziale Tłumaczeń Uniwersytetu Al-Baath, proboszcz mojej parafii zapytał, co chcę robić w życiu. Nie do końca umiałam odpowiedzieć, ale myślałam o tym, by wyjechać z Syrii i pomagać dzieciom uchodźców. Proboszcz przekazał to o. Andrzejowi Gryzowi, polskiemu jezuicie pracującemu w Homs, a ten zareagował bardzo entuzjastycznie – wspomina Lilian Nazha. – Okazało się, że Bóg miał dla mnie przygotowany plan – dużo lepszy od tego, który sama wymyśliłam – uśmiecha się Lilian.
Ojciec Andrzej napisał do swoich polskich przyjaciół, którzy już w czasie Światowych Dni Młodzieży w 2016 r. zaangażowali się w pomoc mieszkającym u nich syryjskim pielgrzymom. Chcieli to kontynuować, więc gdy dowiedzieli się o Lilian, bardzo się ucieszyli. Nim jednak żywiołowa dziewczyna zjawiła się u nich, trzeba było opracować szczegółowy program jej pobytu w Polsce, by mogła dostać wizę. Jednym z punktów tego planu jest wolontariat w biurach PKwP – warszawskim i krakowskim.
Wiele z prezentowanych na wystawie w „Polach Dialogu” zdjęć autorstwa Lilian mocno porusza widzów. Trudno bowiem przejść obojętnie obok fotografii ukazujących płaczącą malutką dziewczynkę, Syryjczyków czekających na powrót do domu, których cały powojenny dobytek mieści się w walizce i siatce, czy starszego mężczyznę, który bezradnie, z opuszczonymi ramionami odchodzi od budynku, który kiedyś był jego domem. Wzrok przykuwa także niewielka figurka Chrystusa Ukrzyżowanego. Lilian zobaczyła ją w mieszkaniu zamordowanego podczas wojny o. Fransa van der Lugta.
– Gdy wiele osób uciekało z Homs, o. Frans zdecydował, że zostaje, by pomagać tym, którzy uciec nie mogli, zarówno chrześcijanom, jak i muzułmanom – opowiada L. Nazha. Miasto było oblężone ponad 2,5 roku i przez cały czas dostarczanie tam jedzenia i wody było niemożliwe, a jezuita troszczył się o wszystkich jak tylko mógł. Na miesiąc przed wyzwoleniem miasta został zamordowany. – Gdy przygotowywał się do odprawienia Mszy św., jakiś mężczyzna przyszedł do kościoła i kazał mu wyjść. On jednak odpowiedział, że to miejsce jest jego domem. W tym momencie padł strzał... O śmierci o. Fransa dowiedziałam się po powrocie do Homs i mocno ją przeżyłam. Był dla mnie autorytetem i to dzięki niemu stałam się taka, jaka jestem – przekonuje Lilian. O. Frans wierzył bowiem, że chrześcijanie i muzułmanie nadal mogą żyć razem, w harmonii, jak to było przed wojną.
Lilian postanowiła więc, że w trakcie odbudowy Homs trzeba zorganizować pomoc dla dzieci, by ich dzieciństwo, i tak już naznaczone wojną, było tak szczęśliwe, jak to tylko możliwe. Wraz ze swoją siostrą i dwiema przyjaciółkami, we współpracy z organizacją „Jesuit Refugee Service”, stworzyła centrum zabawy dla dzieci, które szybko przekształciło się w centrum edukacyjne. Początkowo pod ich opieką było 35 maluchów różnych wyznań, później – aż 200. – Zrozumiałam wtedy, że choć o. Frans – męczennik syryjskiej ludności – zginął, to wciąż żyje w nas, bo wartości, dla których oddał życie, staramy się przełożyć na rzeczywistość, odbudowując to, co zostało zniszczone. Zrozumiałam też, że przyjaźń i miłość są silniejsze od bomb i nienawiści – zapewnia Lilian Nazha.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).