O roli Tradycji i zmianach w Kościele opowiada o. Jacek Salij OP.
Jak to wytłumaczyć kobietom reklamującym „Wysokie Obcasy”, które przedstawiały się jako „nieposłuszne nikomu”?
Przecież posłuszeństwo nie usuwa wolności! Kiedy chemik, fizyk czy astronom są posłuszni wynikom swoich obserwacji albo kiedy historyk jest posłuszny źródłowym dokumentom, nie zmniejsza to ich wolności. Takie hasła mają krótkie nóżki. Hitler czy Lenin razem ze Stalinem nie chcieli być posłuszni przykazaniom „Nie zabijaj” i „Nie kradnij” – i sama rzeczywistość ich w końcu przeegzaminowała. Tej egzaminatorce podlega każdy z nas.
Kościół jest zbudowany na fundamencie apostołów i proroków. Papież Franciszek woła: „Prorocy, wracajcie”. Co to znaczy?
Nie próbujmy wsadzać proroków w nasze pojęcia na temat tego, kim powinni być. Bardzo cieszy mnie działalność ośrodka Ordo Iuris, który otwartym tekstem broni prawd powszechnie lekceważonych. Prawdziwą prorokinią jest zapewne Kaja Godek, która potrafi odważnie stanąć wobec ludzi, którzy okazują jej nienawiść. Nie mam żadnych uprawnień do orzekania, kto jest prorokiem. Mówię, jak czuję. Nie jest wykluczone, że bywają prorocy jednego sezonu. Bóg powołuje ich na konkretny czas, a potem wracają do zwykłej codzienności.
Czasem powołuje Jonaszów, którzy obrażają się na to, że miasto po ich wołaniu się nie nawraca…
Nie ma proroka ani świętego, któremu czegoś by nie brakowało. Przypomniał nam to w ostatniej adhortacji Ojciec Święty: „Nie wszystko, co święty mówi, jest w pełni wierne Ewangelii, nie wszystko, co czyni, jest autentyczne i doskonałe. Tym, co należy podziwiać, jest całe jego życie, cała jego droga uświęcenia, ta jego postać, która odzwierciedla coś z Jezusa i która odsłania się, kiedy udaje się pojąć znaczenie jego osoby jako całości”.
Jezus wysyłał uczniów do miast, do których miał zamiar przybyć. Bardzo ryzykował. Przecież oni mogli popsuć Mu „wizerunek”...
Nie będę recenzował decyzji, jakie podejmował Pan Jezus. Na pewno okazał w ten sposób swoim uczniom ogromne zaufanie. Zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że w tej ekipie był również Judasz, a pozostali uczniowie nie byli jeszcze w swojej wierze ugruntowani.
Słyszę, że Kościół, który „wyjdzie do świata”, zatraci sacrum i rozmieni się na drobne. Naprawdę?
Jezus formował uczniów w drodze, to prawda. A jednak głosząc Ewangelię światu, można się samemu zeświecczyć. Jest taka pułapka. Może dlatego u jezuitów przygotowanie do kapłaństwa trwa bardzo długo: po maturze co najmniej 10 lat.
Mówi to członek zakonu, którego nowicjusze habity otrzymują po… miesiącu.
To prawda, jednak studia teologiczne trwają u nas 6 lat, a razem z nowicjatem – 7. Ale przecież prawdą jest jedno i drugie: że do głoszenia wiary trzeba być jak najlepiej przygotowanym, a zarazem nie trzeba dziwić się temu, że zazwyczaj Bóg nas wysyła do różnych rzeczy, do których się nie nadajemy. Jest przedziwny, zaskakujący. I ma do nas ogromne zaufanie. Zapewne ryzykuje, wysyłając nas – słabych.
Znam katolików, którzy zamartwiają się o Kościół, widząc np. spadające statystyki powołań. Ojciec nie martwi się o przyszłość Kościoła?
Gdy Eliasz martwił się tym, że cały lud odszedł do kultu Baala, Pan Bóg go skarcił. Bo przecież jest w tym narodzie aż 7 tys. takich, których kolana nigdy się przed Baalem nie zgięły. Owszem, nie rzucają się oni w oczy, ale przecież naprawdę są! W Wielki Piątek pod krzyżem wytrwało tylko czworo – umiłowany uczeń oraz trzy kobiety, w tym Jego Matka. I tak jest chyba do dziś, że kobiety zazwyczaj mocniej trzymają się Jezusa niż mężczyźni. Kościół nie jest ruchem społecznym ani partią polityczną i jego siłą nie jest liczba wyznawców, ale krzyż Zmartwychwstałego. Zmartwienia o przyszłość Kościoła zostawmy Panu Bogu. Najważniejsze, żebym ja i możliwie wszyscy, którym mogę podać rękę w drodze wiary, starali się żyć w łasce uświęcającej i trzymali się mocno Pana Jezusa.
W ciągu mojego – przecież nie tak długiego – życia upadki i wzrosty przywiązania do wiary to była cała sinusoida. Kiedy chodziłem do liceum (druga połowa lat 50.), wydawało mi się, że cała inteligencja odeszła od Kościoła. Nie zapomnę radości, ale i zdumienia, gdy kiedyś ujrzałem w kościele swą nauczycielkę. Kto by się wtedy spodziewał tego, że już wkrótce cały naród odsłoni gorące przywiązanie do Kościoła – podczas uroczystości Millennium Chrztu Polski, czy tego, co nas spotkało po wyborze Jana Pawła II? A ileż to ja się wtedy – mimo tamtych wspaniałych wydarzeń – jako młody ksiądz nasłuchałem od katolickiej inteligencji wygadywań na prymasa Wyszyńskiego! Jaki to on zacofany, niesoborowy, niewydarzony polityk szukający konfliktów z władzami. Ale jeszcze przed swoją śmiercią prymas doczekał się powszechnego uznania. Peany na jego cześć wygłaszali również ci, którzy niedawno nim pomiatali.
Po nim przyszedł prymas Glemp i sytuacja się powtórzyła. Chyba nawet nie umiałem go wtedy bronić. Tym, którzy go krytykowali, mówiłem, że zarówno dobry biskup, jak i mniej dobry jest darem Bożym. Dobry – to wiadomo, a jeśli mniej dobry, to wtedy łatwiej zobaczymy, że Kościół „stoi łaską Bożą”, a nie na wspaniałych kaznodziejach i wybitnych osobowościach pasterzy. Nie zamartwiajmy się o przyszłość Kościoła. O swoje zbawienie się lękajmy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.