Nie tylko o. Pio

Niepojęte są te postaci. Przyjmowały ból, ofiarowywały wszystko Bogu, a ich życie może być inspiracją.

Reklama

...Marta Robin.   reprodukcja HENRYK PRZONDZIONO /foto gość ...Marta Robin.
Tercjarka z francuskiej wioski

Marta Robin to francuska mistyczka i stygmatyczka. Urodziła się 13 marca 1902 r. w Châteauneuf-de-Galaure, a zmarła 6 lutego 1981 r. w swojej wiosce, w łóżku, w którym przeżyła kilkadziesiąt lat... Przez 52 lata była sparaliżowana, w tym przez 49 nie spała i nie jadła. Żyła Eucharystią, a od czwartku do niedzieli przeżywała mękę Chrystusa. Na ciele i w duszy... Cierpiała zresztą od dziecka. Zapadła na tyfus jako maleńka dziewczynka i ledwie uszła z życiem. Potem była już wątłego zdrowia. Ponieważ pochodziła z ubogiej, wiejskiej rodziny (niepraktykującej, choć rodzice byli ochrzczeni i ochrzcili swoje dzieci), pomagała w gospodarstwie. Uczyła się tylko do ukończenia 12 lat. Cztery lata później zapadła na zapalenie mózgu. Jej stan był krytyczny: przez 27 miesięcy pozostawała w śpiączce. Odzyskała świadomość, jednak już 1929 r. została sparaliżowana. Z niewiadomej przyczyny utraciła władzę w rękach i nogach.

Już w 1922 r. stworzyła akt miłości i oddania się Bogu: „Powierzam się dziś Tobie bez ograniczeń i bez drogi odwrotu”. I Jezus wziął jej deklarację absolutnie serio, bo już 8 lat później Marta otrzymała stygmaty. Cierpienie fizyczne znosiła we własnym łóżku, zawsze w półmroku, bo jej oczy nie tolerowały światła. W swojej pustelni (do której przybywały tłumy, by dotknąć i poznać świętość; prawdopodobnie ponad 100 tys. osób) czytała książki, modliła się, wstąpiła w końcu do III Zakonu św. Franciszka. Co absolutnie zdumiewające, biorąc pod uwagę jej położenie i cierpienie, była osobą... wesołą, radosną wręcz, często śmiejącą się na głos. Gdy przychodzili do niej goście – po poradę, rozeznanie, modlitwę – poświęcała im czas i uwagę. Podchodziła do nich z troską, mimo że sama potrzebowała ciągłej troski i uwagi. Pamiętała o wydarzeniach z życia i dramatach swoich gości nawet po latach. Gościem Marty był m.in. śp. o. Jan Góra, dominikanin. Wspominał to potem wielokrotnie jako spotkanie ze świętą, maleńką, uśmiechniętą, choć cierpiącą kobietą.

Choroba i cierpienie Marty wciąż postępowały: w 1939 r. straciła całkowicie wzrok. Nie przeszkodziło jej to w tworzeniu dzieła, jakim była szkoła dla dziewcząt, a następnie ośrodków życia duchowego zwanych Ogniskami Światła, Miłosierdzia i Miłości. Obecnie podobnych ognisk na całym świecie jest blisko sto. Prowadzone przez świeckich i księży, przyjmują tysiące osób na rekolekcje i modlitwę.

Życie wieśniaczki spod Lyonu fascynowało jej współczesnych. Tłumy pielgrzymów odwiedzają jej dom do dziś, kilkadziesiąt tysięcy osób rocznie przyjeżdża, by pomodlić się przy łóżku nieżyjącej stygmatyczki. Sama tercjarka pisała m.in. tak: „Moje modlitwy, czyny, cierpienia mają tylko jeden cel: odkrywać wszystkim tajemnicę szczęścia, które posiadam w pełni, i dawać Boga – wszystkim i zawsze. A więc – złożyć się w ofierze, dać się spalić i pochłonąć Miłości dla uświęcenia wszystkich, aby przyciągnąć dusze – wszystkie! – do Boga, prowadząc je na wierzchołek góry, którą jest Chrystus”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama