Czyli franciszkańsko-bałkański film Emira Kusturicy.
„Czas Cyganów”, „Arizona Dream”, „Underground”, „Czarny kot, biały kot”… - lata ’80 i ’90 bezsprzecznie należały do Emira Kusturicy. Trzy Złote Palmy w Cannes, Srebrny Niedźwiedź na Berlinale. Aż dziw bierze, że reżyser nie załapał się też na Oscara.
Czas płynie jednak nieubłaganie i w kolejnych dwóch dekadach specyficzny kusturicowy (odrealniony i wariacki) sposób opowiadania filmowych historii ewidentnie się zestarzał, spowszedniał i wyczerpał. Twórca próbował więc coś zmienić, zmierzył się nawet z kinem dokumentalnym (patrz „Maradona wg. Kusturicy”), ale kolejnych arcydzieł i dzieł zapadających w pamięć już niestety nie było.
„Na mlecznej drodze” z 2016 roku jest powrotem Kusturicy do starej, dobrej sprawdzonej formuły „filmu bałkańskiego”. Rozpad Jugosławii i okrucieństwa wojny, które dotknęły w latach ’90 Bałkany od początku były dla niego szaleństwem i absurdem, stąd też absurdalny humor i szaleńcze tempo jego filmów („Szybciej i głośniej!” - pamiętny okrzyk jednego z bohaterów „Undergroudu” idealnie definiował jego kino i uświadamiał widzom w jaki sposób twórca próbował odreagować i uporać się z wojenną traumą).
Podobnie jest w „Na mlecznej drodze”. „Nie mamy nic wspólnego z tą wojną. Trzymamy ją na dystans” – mówi jedna z postaci, zamieszkująca stary ratusz (a może dworzec kolejowy?), jeszcze z czasów Austro-Węgier. Ten wątek przywodzi na myśl Szwejka, bo czyż Kusturica (absolwent FAMU - słynnej praskiej szkoły filmowej), nie jest współczesnym Haszkiem? Ta sama strategia (śmiać się z tego, nad czym inni potrafią wyłącznie płakać). Ten sam rubaszny typ dowcipu. Tyle że u Haszka było bardziej anegdotycznie, ludowo, zaś u Kusturicy jest folklor, dicso i baśń.
Cała ta szaleńcza ucieczka przed żołnierzami, w czasie której mleczarzowi Koście (w tej roli sam Kusturica) i jego ukochanej (Monica Bellucci) pomagają wiatr, deszcz, pszczoły, węże i ptaki… - przecież to motyw żywcem wzięty z dawnych słowiańskich mitów i baśni.
Ale jest tu coś jeszcze. To chrześcijańskie, iście franciszkańskie umiłowanie przyrody (świata roślin, zwierząt), a także pochwała miłości. To dzięki nim główny bohater jest w stanie przetrwać tragiczny wojenny czas. To one trzymają go przy życiu, choć wokół niemal wyłącznie gwałt, nienawiść i śmierć.
Za to dawanie i ukazywanie nadziei w czasach wojny, przedstawiciele mediów katolickich zrzeszonych w SIGNIS, uhonorowali Kusturicę nagrodą specjalną na festiwalu w Wenecji. To słuszna decyzja. Wszak Kosma, który w pewnym momencie będzie próbował nawet odebrać sobie życie, spokój i ukojenie, po czasie, odnajdzie właśnie w wierze. Ba, będzie mu dane nawet zajrzeć na chwilę do rajskiego ogrodu.
Ale w jaki sposób do tego dojdzie i czy pozostanie tam na dłużej – to już muszą Państwo zobaczyć sami.
*
W środę 1 lipca o 20:00 film wyemituje TVP Kultura. Powtórka w piątek 3 lipca o 1:15 na tym samym kanale.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.