Każda z tych historii to gotowy scenariusz na film. Ponad tysiąc przypadków polskich księży ratujących Żydów jest jedną z najmniej znanych kart II wojny światowej.
Nie inaczej działał biskup kielecki Czesław Kaczmarek: zachęcał do udzielania pomocy Żydom na wszelkie możliwe sposoby. Wiadomo, że w samych tylko Kielcach byli oni ukrywani m.in. w klasztorach, m.in. sióstr albertynek, dominikanek, nazaretanek czy szarytek. W pomoc byli też zaangażowani księża kieleccy i diecezjanie. Ze względu na Generalne Gubernatorstwo trzeba też wspomnieć o jednoznacznej postawie arcybiskupa krakowskiego Adama Sapiehy. Zachowała się m.in. lista duchownych, którym udzielił pozwolenia na wystawianie fikcyjnych metryk Żydom lub na udzielenie chrztu, jeśli sami zechcą. Dzięki temu wiele osób mogło wyrobić sobie dokumenty tożsamości.
Kto nakręci film?
Tu warto dopowiedzieć, że przypadki prośby Żydów o chrzest zdarzały się bardzo często. Z dokumentów wynika, że nie było to wcale konieczne, by uzyskać „poprawne” dokumenty z nieżydowskim nazwiskiem, wystarczyła do tego fałszywa metryka chrztu. Co więcej, wystawienie jej było dużo łatwiejsze i mniej niebezpieczne niż wprawdzie przyspieszony, ale jednak realny katechumenat dla zainteresowanych chrztem. I wprawdzie sporo świadectw potwierdza, że dokonywało się wiele autentycznych konwersji, motywowanych wyłącznie religijnie, ale były też i takie historie, które trudno jednoznacznie zakwalifikować, czy wynikały tylko z chęci wydostania z getta, czy z autentycznej wiary (ostatecznie rozgrywa się to na poziomie sumienia każdego człowieka).
Agnieszka Dąbek i ks. Paweł Rytel-Andrianik w jednej z baz danych odnaleźli historię rodziny Pilichowskich, którzy mieszkali w getcie warszawskim. W listopadzie 1942 r. zechcieli zostać katolikami. Zachowało się ich wspomnienie: „Podstawą aryjskości było świadectwo chrztu, do którego przystąpiliśmy z całą rodziną w parafii Zbawiciela w Warszawie. Chrztu udzielił nam bezinteresownie ksiądz [Seweryn] Popławski, do którego skierował nas znajomy Polak. Matka dostała metrykę na nazwisko nieżyjącej już parafianki Marii Anny Kowalewskiej, ojciec – Aleksander Franciszek Będzikowski. Ja i siostry zostałyśmy przy własnym nazwisku”. Mimo wydźwięku pierwszego zdania trudno stwierdzić z całą pewnością, że w tym przypadku chodziło wyłącznie o „papier”.
Każda z historii księży pomagających Żydom nadawałaby się na osobny scenariusz filmowy. Na razie jest owoc wnikliwej pracy zespołu pasjonatów i historyków, który odsłania mało znaną kartę okresu okupacji. Bez dobrego nośnika, jakim są produkcje filmowe, trudno jednak będzie przebić się z tą wiedzą do szerszej opinii publicznej na świecie.
Dziękuję za udostępnione materiały ks. Pawłowi Rytel-Andrianikowi oraz paniom Agnieszce Dąbek i Katarzynie Bruszewskiej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.