Być praktykującym katolikiem we Francji znaczy należeć do mniejszości. To jest odważny i świadomy wybór, bo mniejszość ta jest często wyśmiewana przez laicką większość.
Jak latarnie morskie
Ksiądz Guillaume, wikariusz w parafii Saint Clément w Granville, jest duszpasterzem młodzieży i miłośnikiem chorałów gregoriańskich. Sam śpiewa w jednym z chórów. Ma 34 lata i Granville jest jego drugą parafią. Wcześniej przez trzy lata był wikariuszem w normandzkim miasteczku Valognes, położonym niedaleko słynnej z D-Day plaży. Mówi, że w tamtej parafii było więcej aktywnych katolików niż w Granville. Guillaume uważa, że katolicyzm w Granville często bywa powierzchowny. – To prawda, że tutejsi rybacy nie wypłyną w morze bez figurki Matki Bożej na pokładzie kutra – mówi. – Problem w tym, że gdy już są na stałym lądzie, rzadko przychodzą do kościoła.
Ksiądz Guillaume pracuje z dziećmi i młodzieżą. – Mamy ponad tysiąc dzieci z katolickich rodzin – mówi. – Z młodszych klas na niedzielne Msze i lekcje religii przychodzi mniej więcej sto. Gorzej jest w położonej niedaleko kościoła Notre Dame szkole państwowej. Uczy się tam ponad 700 dzieci, ale kontakt z Kościołem i religią ma zaledwie… siedmioro. Przyczyną jest postawa nauczycieli, którzy bardzo forsują państwową laickość, a z religii trochę się podśmiewają. Guillaume jest jednak optymistą. – To prawda, że jesteśmy w mniejszości, jednak ta mniejszość, nasze kościoły i klasztory są jak latarnie morskie, które wskazują właściwy kierunek. Przychodzą do nas ludzie, którzy zaczynają szukać sensu życia. Opieranie się na kulcie dobrobytu i seksualnej swobody nie daje ludziom szczęścia. Jedni szukają recept w młodzieżowych subkulturach, inni idą do wróżki, ale coraz więcej osób z niełatwymi pytaniami przychodzi do nas, duchownych. Moim zdaniem można zauważyć oznaki odrodzenia chrześcijaństwa we Francji. Może się to wydawać dziwne, bo dotyczy to bardziej miast niż wsi. W miastach ludzie mają do czynienia ze społecznościami wielokulturowymi, częściej więc zaczynają szukać własnych korzeni i tożsamości. A one są bez żadnej wątpliwości chrześcijańskie. Na wsiach z kolei miejsce tradycyjnych rolników zajęli producenci rolni, klasa średnia. Im na razie jest dobrze, sytuacja życiowa nie zmusza ich do egzystencjalnych poszukiwań.
Ksiądz Guillaume zauważa przy okazji, że demograficzna sytuacja francuskich katolików poprawia się, bo w katolickich rodzinach rodzi się znacznie więcej dzieci niż w laickich.
Polskie korzenie proboszcza Régisa
– Na terenie naszej parafii mieszka 20 tys. katolików – mówi ks. Régis Rolet, proboszcz parafii Saint Clément w Gran- ville. – W normalnym czasie w codziennych Mszach św. bierze udział około 500 wiernych, czyli 2,5 proc. Prawie dwa razy więcej ludzi przychodzi do kościoła w niedziele. Latem liczba ta wzrasta nawet do półtora tysiąca, ale wtedy mamy w okolicy wielu turystów, którzy podnoszą frekwencję. Najlepiej jest w Boże Narodzenie, wtedy nasze kościoły są wypełnione, aż przyjemnie popatrzeć – uśmiecha się proboszcz, ale zaraz dodaje, że coraz częściej tradycyjna nazwa świąt Bożego Narodzenia zastępowana jest dziwacznym określeniem „Święta Końcoworoczne”. Żeby przypomnieć, o jakie święta naprawdę chodzi, proboszcz wystawia w tym czasie bożonarodzeniową szopkę. Ekspozycja ustawiona jest obok kościoła św. Mikołaja na wprost sklepów, ogląda ją zatem większość mieszkańców.
Wspierany przez młodych wikariuszy proboszcz Régis nie ogranicza swej posługi do murów kościoła i katechetycznych sal. – W ubiegłym roku po raz pierwszy od lat poszliśmy po kolędzie – opowiada. – Zaskoczenie naszych parafian było ogromne. Niektórzy nigdy się z tym zwyczajem nie zetknęli, inni znali go tylko z opowiadań rodziców. W ogromnej większości mieszkań byliśmy ciepło przyjmowani. Rezultat był na tyle dobry, że chodzenie po kolędzie postanowiliśmy włączyć w stały kalendarz pracy naszej parafii. – Trzeba wychodzić z Bogiem do ludzi – mówi proboszcz i zastanawia się, czy nie odziedziczył tej odwagi po babci – Polce. – Pochodziła z Wielkopolski. Wyjechała do Francji po I wojnie. Wyszła za mąż za Francuza, górnika, zdeklarowanego komunistę, ale dobrego człowieka – opowiada ks. Régis. – Rezultat był taki, że w dni państwowych świąt na domu dziadków powiewały dwie flagi – katolicka, którą wywieszała babcia, i republikańska, świecka, którą z drugiej strony domu wywieszał dziadek. Ale chociaż od domu babci było daleko do kościoła, dziadek zawsze jej towarzyszył, nigdy nie szła sama.
Ksiądz Régis był raz w Polsce. – Miałem wrażenie, że Polacy modlą się z większą żarliwością niż Francuzi – dzieli się spostrzeżeniem. – I chciałbym dożyć dnia, kiedy nasze kościoły będą tak wypełnione wiernymi jak w Polsce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.