Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie wcale nie jest trudna.
„Bóg tak chciał” - czytam czasem na grobowych pomnikach. Nigdy nie wiem co kryje się pod tym zdawkowym stwierdzeniem. Pogodzenie się z losem? Próba przekonania samych siebie, że tak jest najlepiej? A może bunt? Nie wiem. Wierzę jednak, że nic na świecie nie dzieje się bez wiedzy Boga. Dlatego domyślam się, że jeśli człowieka dotknęło jakieś nieszczęście, nie stało się to bez zgody Boga. Bóg nie obronił przed nim człowieka. Z jakiegoś, często sobie tylko znanego powodu, to nieszczęście na człowieka dopuścił. Nie znaczy to jednak, że specjalnie tak wszystkim pokierował, by owo zło człowieka dotknęło.
Myślę, że stwierdzenie to szczególnie dotyczy sytuacji, gdy człowieka dotyka zło zawinione przez drugiego człowieka. Gułagi, obozy koncentracyjne, masakry, prześladowania.... Bóg na pewno tego nie chce. To wiadomo z piątego przykazania, w którym Bóg wyraźnie zabronił zabijania. Dlaczego coś takiego dopuszcza nie umiem powiedzieć. Nie wiemy zresztą ile razy ludzi przed takimi zbrodniarzami obronił. Z całą pewnością nie ma jednak sensu obarczać Go za to winą. Skoro decyzję podjął człowiek, to konkretny człowiek (konkretni ludzie) ponosi za to odpowiedzialność.
Oczywiste, prawda? Sęk w tym, że nie dla wszystkich. Gdy idzie o zbrodnie w zasadzie wszyscy się z tym zgadzają. Gdy jednak w grę wchodzi mniejsze zło, różnie to bywa.
Wielu różnych duchowych konferencji w życiu się nasłuchałem. W tych, które dotyczyły problemu przebaczenia od wielu lat niepokoi mnie jedno: mocna tendencja do moralizowania ofiary, a niezauważanie w tym wszystkim sprawcy. Nawet dość jasne wskazanie Ewangelii, o potrzebie odłożenia złożenia ofiary Bogu do czasu pojednania z bratem najczęściej odnosi się do skrzywdzonego, nie do kata. Tymczasem Jezus mówił wyraźnie: jeśli wspomnisz, że „brat twój ma coś przeciwko tobie” najpierw się pojednaj z nim, nie odwrotnie! To sprawca ma dążyć do pojednania, nie skrzywdzony! To sprawca powinien naprawić wyrządzone zło!
Podłością byłoby domaganie się od bitej żony, by zastanowiła się nad sobą dlaczego mąż ją bije i dążyła do zmiany swojego postępowania. I to dziś już się widzi. Dziś, bo różnie z tym jeszcze nawet paręnaście lat temu bywało. Tymczasem w mniej drastycznych sytuacjach dalej się tego nie dostrzega. Nie dostałeś premii? No widocznie nie należała ci się. Pominięty przy awansie? Widocznie się nie nadawałeś. Z pracy wyrzucony? No widocznie źle pracowałeś Zostałeś publicznie upokorzony? No przebacz, to było już tydzień temu. Oczerniono cię i straciłeś dobre imię? Nie no, po co wracasz do tych starych spraw. Sprawcy raczej nikt nie rusza. Sprawca może nawet spokojnie korzystać z owoców swojej nieprawości. To ofiara jest problemem. To jej radzi się, by rozważyła, czy aby nie przesadza, albo czy nie powinna krzywdy traktować jako woli Bożej. I to jej przypomina się, że powinna przebaczyć, jak i Bóg nam przebacza. Bo to ofiara nie potrafiąc poradzić sobie z krzywdą i mówiąc o niej zakłóca święty spokój.
Nie umniejszając znaczenia przebaczenia trzeba jednak jasno powiedzieć: przykazania Boże obowiązują zawsze i wszystkich. Nikt nie może się od ich stosowania dyspensować. I żaden sprawca krzywdy nie może swoich działań usprawiedliwiać wolą Bożą. Wyraźnie zakazuje tego drugie przykazanie. Powinni to wziąć też pod uwagę ci wszyscy, którzy kierując się różnorakimi niskimi pobudkami milczeniem, bagatelizowaniem, cichym przyzwoleniem, a czasem nawet wspieraniem i pochlebstwem krzywdziciela w złym postępowaniu utwierdzają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.