– Nie wiem, co takiego jest w Jeevodaya, ale tu nawracają się ludzie. Tomek Mackiewicz też tu szukał Boga – mówi dr Helena Pyz.
Nie pamięta ich pierwszego spotkania. Nawet nie kojarzy, gdzie i kiedy po raz pierwszy rozmawiali. Czy Tomek poprosił korespondencyjnie o możliwość pracy wolontariackiej w Jeevodaya, czy spotkali się w Polsce, gdy Helena przebywała na urlopie. – Pamiętam jedynie, że wtedy, 18 lat temu, przyjechało do nas i pracowało tu troje wolontariuszy. Młoda lekarka, którą poprosiłam o pomoc, chłopak – podróżnik z rozedrganym sercem, który przybył do nas na prośbę matki. I Tomek. Tak to u nas jest: wolontariuszami zostają bardzo różne osoby, mające przeróżne motywacje.
Ośrodek Jeevodaya – Świt Życia – to miejsce, w którym od prawie 30 lat pracuje dr Helena Pyz. Opiekuje się osobami dotkniętymi trądem i zagrożonymi tą chorobą.
Wartościowy człowiek...
– Tomka pamiętam doskonale, bo to był bardzo ciekawy, kolorowy człowiek. Wiedziałam, że jest z takich pozytywnych wariatów, którzy wciąż szukają pomysłu na życie, gdzieś ich ciągnie, chcą zobaczyć, poznać, doświadczyć. Niewątpliwie chciał osiągnąć wiele, życie było dla niego wiecznym pragnieniem. Mierzył się z siłami własnymi i świata. I bardzo chciał coś sobie udowodnić... Z charakteru – trochę lekkoduch, wolność była wpisana w jego charakter i sposób bycia – wspomina dr Pyz.
Gdy 24-letni Tomasz przyjechał do Jeevodaya, był po życiowej walce: przeszedł odwyk w ośrodku dla narkomanów. Wcześniej zmagał się z uzależnieniem od heroiny. – Wiedziałam, że miał problem z narkotykami i wychodził z tego. Myślę, że pobyt u nas – gdzie reguły są bardzo konkretne, przestrzegamy pełnej abstynencji, zawsze podobnego rytmu dnia, podzielonego między pracę, modlitwę, uczestnictwo we Mszy św. – był dla niego sprawdzianem. Z silnej woli, z wejścia w nowe, trzeźwe życie.
Mackiewicz sprawdzian zdał. Przebywał w Jeevodaya pół roku. Pracował, poznawał Indie. Sam potem wspominał, że właśnie w ośrodku dla dotkniętych trądem poznał ciekawych ludzi i... podstawy języka hindi. Dr Helena Pyz mówi, że ośrodek to zamknięta enklawa, wydzielona przestrzeń, w której... nie da się zniknąć. – Żyjemy wspólnie, niemal czasem „obijamy się o siebie”. Jeśli przyjezdni chcą pracować i pomagać, muszą wejść w nasz rytm i go szanować. Tomek szanował. To bardzo wartościowy człowiek był...
Zamknięcie w ośrodku jest wyzwaniem. Nawet dla najtwardszych. – Nie pójdziesz do kina, na kawę, nie trzaśniesz drzwiami, bo masz dość. Wolontariusze i my wszyscy jesteśmy na widoku. Ja jestem tutejsza, oni są jednak obcy i obserwowani. Chcąc nie chcąc, muszą uszanować ramy i... zachowywać się przyzwoicie.
Mocne wyzwanie
Jak wygląda praca wolontariuszy? Czy „żelazna” doktor Pyz autorytarnie rozdaje obowiązki i zadania? – Tak naprawdę nikogo nie ganiam do roboty. Mam specyficzne podejście do wolontariatu: nie przepadam za (obowiązującą dziś w wielu miejscach) biurokracją, pełnym i odgórnym zorganizowaniem zadań każdego dnia. Obserwuję i obserwowałam naszych wolontariuszy – każdy z nich to inny człowiek, z inną wrażliwością, umiejętnościami i zainteresowaniami. Obowiązki w Jeevodaya w naturalny sposób wypływają właśnie z tych cech. Cechy wolontariusza niejako same decydują o tym, czym się u nas zajmuje.
Helena Pyz dobrze pamięta wolontariusza... filozofa. Nie lekarza, nie nauczyciela, nie katechetę czy budowlańca. Ale właśnie filozofa.
– Otóż ten filozof wymyślił sobie, że zrobi nam profesjonalny zegar słoneczny. Chętnie się zgodziłam. Filozof pracował, pracował, budował, budował i skonstruował na placyku przed kościołem piękny zegar słoneczny. Z jednym tylko „ale”. Budował w ciągu dnia, gdy było bardzo gorąco. Jak to w Indiach. Budował więc w cieniu, pod drzewem. Gdy skończył, na własne oczy przekonał się, że zegar słoneczny bez słońca nie działa...
Nie szkodzi. I tak w Jeevodaya z niedziałającego zegara wszyscy się cieszyli. Szczególnie że przez długi czas wielu mieszkańcom poprawiał humor.
A Tomasz Mackiewicz? Co robił w ośrodku? – On był ogromnie twórczy. Taki człowiek, który nie posiedzi chwili bez zajęcia, bez nowego pomysłu – wspomina dr Pyz. – Miał tu rower. Jeździł na nim wszędzie, w jakimś szaleńczym tempie, czym budził sensację wśród tubylców: biali nie jeżdżą zwykle po Indiach na rowerach...
Więc blondyn z rozwianymi włosami jeździł po sprawunki, załatwiał jakieś sprawy ośrodka, spotykał się z ludźmi. Szczególnie zaprzyjaźnił się z miejscowym mechanikiem samochodowym.
– Ta jego jazda to brawurowa była. Szybka i bez lęku. Lubił mocne wyzwania wszędzie, nawet podczas (niby) prozaicznej jazdy na rowerze...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).