Rozmowa z ojcem Leonem Knabitem.
Był czas heretyka Natanka, a z drugiej strony piękne świadectwo księdza Kaczkowskiego.
Ksiądz Natanek ku naszej radości przycichł. Natomiast ks. Kaczkowski zmarł po zrobieniu dobrej roboty, co widać po owocach, jakie jego świadectwo wydaje.
Zadziwiający fakt, że jeden człowiek (mowa o ks. Natanku) potrafi zrobić tak paskudną robotę. Wystarczy wspomnieć tutaj jego wypowiedzi o medaliku św. Benedykta, gdzie doszukiwał się wszędzie symboli masońskich, a wręcz szatańskich. Pomieszanie z poplątaniem… nie mówiąc już o kwestii spornej IHS czy PAX.
Coś podobnego. Ciekawa sprawa, Chrystus, który mówi, że jest Pokojem, a XVI-wieczny, wymyślony przez jezuitów, skrót IHS. Wystarczy tylko porównać, co było pierwsze (śmiech).
Mimo to ludzie ciągle twierdzą, że benedyktyni zastąpili słowo Jezus słowem PAX.
Trzeba tłumaczyć. Trudno. Jedni kopią dołki, my je musimy zasypywać.
Wychodzi na to, że duża część wiernych ma bardzo powierzchowną wiarę.
Z bólem trzeba to przyznać, że panuje wśród nas (nas!?) ignorancja. Brak chęci poszukania głębiej, sięgnięcia do Pisma Świętego… Bazujemy na niesprawdzonych opiniach, budując obraz Kościoła, który może się okazać fałszywy. Nie ma głupoty, której by ludzie nie przyjęli.
Katocelebryci dzielą się na dwie grupy: dorobkiewiczów i autentycznych świadków.
Konkretnie. Bez konkretów to się idzie za mediami. Sięgając do początków, mamy Judasza, który poszedł „za kasą”. Tajni współpracownicy SB. Jeden z drugim, którzy opuścili stan duchowny, wcześniej zakładając rodzinę…
Jest jakiś sposób na oczyszczenie tego rozdziału między słowem a czynami?
Bardzo prosta rada: wrócić do Pana Boga. A konkretniej: jak to już mówiłem, nie zamiatać zła pod dywan. Stanąć w prawdzie, przyznać się, nabrać pokory i wrócić na właściwe tory. Jeżeli jest otwartość do rozmowy, wtedy jest szansa. Ale są tacy, którzy już swoją postawą mówią: podejdź tylko, a dam ci w mordę. To tak jak z alkoholikiem: na siłę nic nie zdziałamy, dopiero jeżeli będzie u niego szczera chęć zmiany, wtedy można rozpocząć proces oczyszczenia.
To, co zauważyłem, przynajmniej w tych środowiskach kościelnych, liczą się SŁOWA, jakie kierują do ludzi duchowni. Choćby wspomnieć tutaj wyjątkowe postacie jak biskup Ryś, ojciec Szustak, ks. Kaczkowski, i tak dalej.
Ale ludzie również widzą oddanie, jakie prezentują ci autentyczni świadkowie Słowa. Bezwzględne oddanie pewnej idei, za którą idą tysiące… To jest moc.
Mają jeszcze wyjątkową zdolność, podobnie jak Ojciec, tłumaczenia trudnego języka Biblii i teologii na język powszechny, który zrozumie każdy.
To prawda. Też staram się.
Człowiek głodny jest dobrych i przemyślanych słów.
Ostatnio widzę, że sporo jest o abp. Jędraszewskim, bp. Hoserze. Mądrze mówią. I to jest konkretna nadzieja, na to, że Kościół idzie w dobrym kierunku. Może proporcjonalnie jest to niewielu duchownych, którzy ciągną całość. Ale lepiej to, niż nic. Należy się cieszyć i nie popadać w skrajny, często nakręcany przez media, pesymizm.
Z tego wszystkiego rodzi się szacunek…
…do wiernych.
I do samych katocelebrytów.
Ostatnio słyszałem zatrważającą statystykę, w Bydgoszczy. W parafii katedralnej 11% ludzi chodzi do kościoła, z kolei w Rwandzie 80%. Pytam: a więc gdzie są tak naprawdę potrzebne misje? Paradoks, ale pokazuje pewne zjawisko. Kryzys słowa? Brak przygotowania? Niechęć? Zmęczenie? Wygoda? Pytań jest sporo, ale odpowiedź krąży w sumieniu każdego kapłana, na którym spoczywa odpowiedzialność. To on jest tym, który nosi Słowo i je również przekazuje, ale jak? Przemówieniami politycznymi? Czy też głoszeniem zdawkowych frazesów bez sięgnięcia do głębi i istoty Ewangelii? Jeżeli nie wybierzesz Chrystusa, to zgłupiejesz (śmiech). Na początek osobisty kontakt, relacja z Jezusem, a potem możesz się bawić w katocelebrytę. Taki jest kierunek na dzisiaj.
Jedni ciągną w górę wiernych, a drudzy ściągają w dół.
To prawda. Przykład: po ŚDM wielu młodych w parafiach siłą rozpędu angażuje się w coraz to nowe inicjatywy. Serce rośnie, bo to właśnie młodzi duchem potrafią przemienić Kościół od wewnątrz, a przy okazji zawstydzą tych duchownych, którzy jakoś stracili autentyczny zapał ewangeliczny.
W przypadku tych drugich, trzeba konkretnie ich nazwać: współcześni Judasze. Nie ma się co oszukiwać, robią krecią robotę, na pięknym polu obsadzonym kwiatami. I wielu ludzi potyka się przez nich i upada, często nie z własnej winy, i to jest dramat.
Ale ciągle jest mało tych autentycznych świadków, konkretnych ludzi z konkretną nauką.
Trzeba się na początek modlić. A potem prosić, nalegać, a wręcz żądać: Księże proboszczu, nie ględź! Księże prałacie, żyjcie tak, jak nauczacie.
Dziękuję za rozmowę.
*
Leon Knabit OSB, Jacek Zelek Nikt nie jest byle jaki Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).