Żałoba po śmierci bliskich jest niezbędna. Nie wolno jednak na zawsze „pogrzebać żywcem” pod smutkiem całej swojej rodziny.
Grzegorz Brożek /Foto Gość
Rekolekcje dla osób w żałobie, wdów i wdowców. Adoracja Jezusa Eucharystycznego
Centrum Formacyjno-Rekolekcyjne Diecezji Tarnowskiej „Arka” w Gródku nad Dunajcem. Trwają właśnie rekolekcje dla osób w żałobie. Uczestniczy w nich 80 osób. Franciszka Obrzut z Nowego Sącza zachwycona jest tym miejscem. – Takie ładne, tak blisko mieszkam, a nie wiedziałam, że tu jest – mówi.
Na rekolekcje przyjechała z córką. Stratę przeżywa właśnie córka, która pochowała męża. Trudno jej dojść do siebie. – Mnie również trudno się z tego otrząsnąć. Także to przeżywam, ale jestem tu z nią, towarzyszę jej w żałobie. To ważne, żeby ktoś był obok, kto coś powie, a nawet jeśli nie powie, to po prostu jest – opowiada matka.
Obie zachwycone są rekolekcjami. Bo żałoba, czas po stracie, to trudne chwile, w których człowiek szuka, czasem bezskutecznie, odpowiedzi na milion pytań.
Wyjść z domu
Pochodząca z Limanowej Maria Sułkowska przy drzwiach kaplicy opowiada swoją historię. – Gdyby nie inni ludzie wokół, dziś moje życie nie byłoby tak radosne – przyznaje. Kiedyś straciła córkę, która miała wówczas 10 lat, niedawno nagle odszedł mąż, a mimo wszystko ma w sobie dużo optymizmu.
– Od chwili zachorowania naszej córki na nowotwór byliśmy z mężem w Domowym Kościele. Należące do niego małżeństwa były dla nas zawsze ogromnym i życzliwym wsparciem. Teraz, po odejściu do wieczności mojego męża, jest tak samo. Nie ma dnia bez telefonu, propozycji wyjścia, spotkania. Zamknięcie się w domu, choćby był najpiękniejszy, to błąd – mówi. Kiedy zmarł mąż Antoni, przeżyła żałobę, ale potem wyjechała do Włoch, gdzie kiedyś pracowała. Zmiana klimatu pozwoliła jej wrócić do życia i odnaleźć w nim radość.
Brak perspektywy
Wielu ludzi ma problem z przeżywaniem żałoby. Ma problem ze śmiercią, która zawsze przychodzi nieproszona. – Chrześcijanie pierwszych wieków byli oswojeni ze śmiercią. Było jej znacznie więcej niż dziś, ludzie umierali młodo. Tylko że chrześcijanie pierwszych wieków żyli i umierali ze świadomością nieba. To jest pewien fenomen wczesnochrześcijański. Dla ówczesnych ludzi życie było tylko oczekiwaniem na wieczność. Niczym więcej. Poganie podziwiali chrześcijan i ich etykę, ale mówili, że są głupi, bo się nie boją śmierci – mówi patrolog ks. prof. Antoni Żurek. Dziś natomiast ludzie – pisze o tym Benedykt XVI – zatracili perspektywę eschatologiczną.
– Udało się nam oddzielić śmierć od życia. Kiedyś taki punkt odniesienia był czymś stałym w życiu. Dziś myśl o śmierci odkładamy zawsze na bok i na później. Młodzi patrzą na seniorów i myślą, że mają mnóstwo czasu – dodaje ks. Żurek. Śmierć zawsze przychodzi nieproszona.
Jest jedna nadzieja
Kiedyś tak nie było, a dziś zdarza się, że śmierć przychodząca po człowieka pogrąża całą jego rodzinę w rozpaczy. Z punktu wiedzenia ludzkiego żal, ból, smutek są czymś naturalnym. – Jeśli chodzi natomiast o płaszczyznę religijną, to rozpacz jest najpierw pytaniem o naszą wiarę. Czy my w ogóle wierzymy w życie wieczne? Bo nie wszyscy traktują życie po życiu poważnie – mówi Zbigniew Ciasto, lider wspólnoty Apostolskiego Dzieła Pomocy dla Czyśćca w tarnowskiej parafii pw. Miłosierdzia Bożego. Czasem, mimo dużej wiary, rozpacz wynika z tego, że nie wszyscy umierają pogodzeni ze światem i Bogiem. Trudno odchodzić po niezbyt kryształowym życiu.
– Jeżeli doświadczamy lęku przed śmiercią, lęku przed tym, co nieznane, przed czyśćcem, którego istnienie jest czymś pewnym i w dodatku optymistycznym, to jedyną odpowiedzią jest Jezus. On mówi „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”. W tym jest nasza nadzieja. Nie ma innej. Tylko Jezus – tłumaczy Zbigniew Ciasto.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.