Zdjęcie umierającej s. Cecylii obiegło świat. Mimo straszliwego cierpienia karmelitanka wydawała się wręcz rozpromieniona. Podobnie Dulcissima czy Mała Tereska. Czy musimy panicznie bać się śmierci?
Niepogrzebowy pogrzeb
Brzezie nad Odrą, dziś dzielnica Raciborza, to miejsce, w którym najważniejszą obywatelką jest zakonnica. 26-letnia dziewczyna o łagodnych oczach i uśmiechu dziecka. To o niej wciąż się tu opowiada, choć od jej śmierci minęło 81 lat. Wielu nazywa tę kandydatkę na ołtarze „śląską Małą Tereską”. Były zresztą podobne. W podobnym wieku wstąpiły do klasztoru, oddały Bogu najmniejsze chwile i ogromne cierpienia, w końcu w podobnym wieku zmarły.
Doskonale wiedziano, że cicha, uśmiechnięta Helena Hoffman, czyli siostra Dulcissima, nosi w sobie porażającą tajemnicę. Była stygmatyczką. Przeżywała wielkie cierpienia, tzw. dni Ogrójca.
Rankiem 18 maja 1936 r. rozdzwoniły się dzwony. „Zmarła Dulcissima!” – powtarzano. Miała zaledwie 26 lat. „Ależ ona po śmierci znów wygląda tak pięknie jak przed chorobą! Taka cicha i spokojna” – siostry nie mogły wyjść z podziwu. Jej twarz stała się pogodna, bez najmniejszych śladów opuchlizny. Wystrój pokoju był jasny. „Umarła święta, po co się smucić?” – powiedział proboszcz. I kazali usunąć znaki żałoby. Jej pogrzeb był… zupełnie niepogrzebowy. Przed trumną maszerowały ubrane na biało dzieci komunijne. Wokół soczysta, majowa zieleń, kwiaty, wianki na głowach dziewcząt. Eksplozja życia.
Zerwany kwiat
Jej duchowa towarzyszka, Teresa z Lisieux, pisała przed śmiercią: „Niebawem dusza moja opuści tę ziemię, zakończy czas wygnania. Idę do nieba! Wracam do Ojczyzny, odnoszę zwycięstwo! Jestem kwiatem wiosennym, a Pan ogrodu zrywa go dla swej przyjemności”. Żyła tylko 27 lat.
Pewnego dnia prosiła matkę przeoryszę: „O Matko, proszę, pozwól mi umrzeć… Pozwól ofiarować życie moje na tę intencję…”, a gdy tego pozwolenia jej odmówiono, odrzekła: „A więc dobrze. Wiem, że w tej chwili Pan Bóg tak pragnie maleńkiego grona winnego, że skoro nikt Mu go dać nie chce, będzie zmuszony przyjść i ukraść je”.
Raz opiekująca się chorą mniszką matka Agnieszka zastała ją ze złożonymi rękami. „Co siostra robi? – zapytała. – Trzeba starać się zasnąć”. „Nie mogę, zanadto cierpię! Więc modlę się”. „A co siostra mówi Jezusowi?” „Nic Mu nie mówię, kocham Go!”
W czwartek 30 września przed 120 laty Teresa szepnęła: „Brak mi powietrza ziemskiego, kiedyż będę oddychać powietrzem niebios?”. Jej ostatnie słowa? Spoglądając na krucyfiks, westchnęła: „O! Kocham Go! Mój Boże, ja… kocham… Cię!”. W chwili śmierci jej twarz wykrzywiona przez duszności rozjaśniła się i wypogodziła. Tłumy napływające do kraty Karmelu nazwały mniszkę „małą królewną”.
Panicznie bała się śmierci
− W tym roku zmarła moja teściowa – opowiada mój redakcyjny kolega Franciszek Kucharczyk. − Byłem przy niej, gdy umierała. Ona bardzo bała się śmierci. Podobno miało to związek z wydarzeniem z dzieciństwa, gdy jako mała dziewczynka została zmuszona do niesienia małej otwartej trumienki. Ktoś wymyślił, że będzie to „ładnie wyglądało”: małe dzieci poniosą dziecko... Od tego czasu, gdy słyszała słowo „śmierć”, była przerażona. W ostatnich tygodniach nie chciała przyjąć tego, że odchodzi. Ale miałem wrażenie, że Pan Bóg zaczyna przejmować ster. W ostatnich dniach jakby ją znieczulił. Ze względu na niedotlenienie mózgu wiele rzeczy do niej nie docierało. Kilka godzin przed śmiercią nieoczekiwanie przyszedł do niej ksiądz i teściowa, w przebłysku świadomości, przyjęła Komunię. Tak się wszystko poskładało, że byliśmy na miejscu w chwili, gdy powinniśmy byli być. Widziałem, jak odchodzi. Patrzyłem na to wszystko i pomyślałem: „Jeśli tak to ma wyglądać to... umierać, nie żyć”. Słabnący oddech, coraz dłuższe przerwy między oddechami i koniec. Dla mnie to była chwila nieomal mistyczna. Gdyby teściowa wiedziała, że tak to będzie wyglądało, to chyba nie zatruwałaby sobie życia myśleniem, jaki straszny będzie ten moment.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.