Patriotyzm jest jak dobra żona. Nacjonalizm jak żona zazdrosna.
Oj, zaogniła się nam po 11 listopada dyskusja na temat patriotyzmu, nacjonalizmu, szowinizmu, antysemityzmu, antypolonizmu i innych, podobnych. I szczerze mówiąc niespecjalnie się dziwię. To zgodne z często powtarzaną, ale bardzo przeze mnie nielubianą tezą, że „w coś trzeba wierzyć”. Działa na mnie jak czerwona płachta na byka, bo jest zazwyczaj usprawiedliwianiem wiary irracjonalnej i zabobonnej, ale to teza prawdziwa. Każdy w coś wierzy. Jeden że jest Bóg, inny, że Go nie ma. Jeden w Jezusa Chrystusa, drugi w Mahometa, trzeci w Buddę czy Sziwę, a jeszcze inny oddaje boską cześć siłom natury. W stylu dawnych pogan albo bardziej nowocześnie: ubóstwiając (podchodzącą dość wybiórczo do rzeczywistości) naukę.
Myślę, że i lewicowość czy prawicowość dla części ludzi mają wymiar (pseudo)religijny. To znaczy są najpierw wyborem serca i emocji, dopiero potem bywają gorzej czy lepiej uzasadnione rozumem. Nie dziwię się więc, że dla niektórych religią staje się patriotyzm. A że, jak żadna wiara, niekoniecznie potrzebuje uzasadnienia rozumowego, u niektórych łatwo zamienia się w nacjonalizm czy nawet szowinizm i ksenofobię.
Oj, nabiedzili się ostatnio biskupi wyjaśniając katolikom w specjalnym dokumencie na czym polega prawdziwy patriotyzm i czym różni się od nacjonalizmu. Mam nadzieję, że wśród gloryfikujących nacjonalizm katolików nie ma, boć przecież katolik wierzy najpierw w Chrystusa, a miłość do ojczyzny wpływa u niego z nakazu miłowania bliźnich, ale na wszelki wypadek przypomnę co biskupi napisali.
Patriotyzm różni się więc od ideologii nacjonalizmu, która ponad żywe, codzienne relacje z konkretnymi ludźmi, w rodzinie, w szkole, w pracy czy miejscu zamieszkania, przedkłada, często nacechowane niechęcią wobec obcych, sztywne diagnozy i programy polityczne. Różnorodność zaś kulturową, regionalną czy polityczną usiłuje zmieścić w jednolitym i uproszczonym schemacie ideologicznym. (...) Pragniemy zatem raz jeszcze dzisiaj podkreślić, że potrzebny jest w naszej ojczyźnie dobrze nam znany z historii patriotyzm otwarty na solidarną współpracę z innymi narodami i oparty na szacunku dla innych kultur i języków. Patriotyzm bez przemocy i pogardy. Patriotyzm wrażliwy także na cierpienie i krzywdę, która dotyka innych ludzi i inne narody.
Proste nie? Patriotyzm jest jak dobra żona i matka. Kocha męża, kocha dzieci. Ale że serce ma wielkie, jest w nim też miejsce dla przyjaciół i znajomych. Swoich, męża, dzieci. Ba, znajdzie się w tym jej sercu też miejsce na dobre słowo czy uśmiech dla sąsiadów i zabieganej sprzedawczyni w sklepie. Bo wiadomo, miłość do rodziny dobrego serca dla innych nie wyklucza.
Z nacjonalizmem jest inaczej. Jest jak żona zazdrosna. Mąż jest jej własnością i biada każdemu, komu zechce on poświęcić choć chwilę uwagi. Nawet jeśli to nie druga kobieta, ale przyjaciel z młodości. Dla takiej zazdrosnej żony dzieci są głownie pretekstem, by mąż jak najwięcej siedział w domu. Przyjaciele – ważni o ile są potrzebni. A dla sąsiadów i sprzedawczyni w sklepie ma tylko wyniosłość i obrażoną minę.
Chrześcijanin może i powinien być patriotą. Wszak miłość do ojczyzny to miłość do „trochę dalszych bliskich”. Nacjonalistą, szowinistą czy ksenofobem być nie może. Bo to sprzeczne z podstawowym prawem chrześcijan – miłością bliźniego. I nie ma się co łudzić. Chrystus powiedział kiedyś: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien”. Najpierw trzeba się liczyć z Nim, dopiero potem z bliskimi. Także gdy w grę wchodzi naród i ojczyzna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.