Ta rozmowa udowodniła, że w Kościele istnieje przestrzeń do dyskusji, bez walenia się w potylicę Pismem Świętym lub duszenia różańcem. Ale pytania pozostały. Warto je podjąć.
O Bogu nie można po prostu zapomnieć. Również tam, gdzie dostęp do wiary chrześcijańskiej staje się niemożliwy, nie milkną pytania o to, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. W nieokreślony sposób Bóg pozostaje pytaniem jako "nieznany Bóg" (por. Dz 17,23), a może jednak jest On obecny jako nadzieja. (...) Kościół potrzebuje również wielkich dziedzińców, na których wszyscy poszukujący i pytający będą mogli przedstawić swoje poszukiwanie Bogu jedynemu i w dialogu z wierzącymi dążyć do prawdy.
To cytat ze słowa powitalnego, skierowanego przez Benedykta XVI na tegoroczny "Dziedziniec Dialogu", który odbywał się w Polsce po raz trzeci. Napisałam: odbywał, bo choć różne sesje będą jeszcze miały miejsce, to jednak za nami są już cztery debaty główne. Trzy - jak w poprzednich latach - dotyczyły nauki, kultury i społeczeństwa. Zorganizowano je w Centrum Nauki Kopernik, w Teatrze Wielkim i Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Czwarta była nowością: tym razem chodziło o dialog wewnątrz Kościoła. Chcemy rozmawiać z innymi, czy potrafimy rozmawiać sami ze sobą? Czy jest możliwa rozmowa różnych środowisk w Kościele?
Na spotkanie w Domu Arcybiskupów Warszawskich zaproszono księży profesorów: Pawła Bortkiewicza, Alfreda Wierzbickiego, Dariusza Kowalczyka i Jana Andrzeja Kłoczowskiego. Prowadzący poruszali tematy, co do których zgody z pewnością nie ma i być nie może. Mówiono o opublikowanym dzień wcześniej wywiadzie z Prymasem Polski, o problemie uchodźców, o Amoris laetitia i kwestii dopuszczenia do Komunii świętej ludzi żyjących w kolejnych związkach. Rozmówcy - jak można się spodziewać - różnili się w poglądach. Czasem istotnie (choć może nie aż tak bardzo, jak się czasem wydaje). Czy w tych warunkach można rozmawiać? I po co rozmawiać, jeśli nie chodzi o dojście do jakiejś wspólnej konkluzji?
Relację z konferencji można obejrzeć w Internecie (film poniżej), więc nie będę opisywać jej szczegółowo. Myślę jednak, że warto zwrócić uwagę na pytania i komentarze ze strony prowadzących debatę. Znamienne wydawało mi się, że pani Małgorzata Bartas-Witan powracała nieustannie do Ut unum sint - encykliki ekumenicznej Jana Pawła II. Czy dialog wewnątrz Kościoła zaczyna dziś przypominać dialog ekumeniczny? Czy aż tak czujemy się podzieleni, oddaleni od siebie? Padały pytania: czy proces odchodzenia od Kościoła nie jest po części spowodowany tym, że nie daje on dzisiaj jednoznacznego obrazu rzeczywistości? Jeśli tak jest, co mamy do dania światu? Czy możemy mówić o dialogu ze światem bez dania świadectwa, że dialog między nami jest możliwy?
Myślę, że ta rozmowa udowodniła, że w Kościele istnieje przestrzeń do dyskusji bez walenia się w potylicę Pismem Świętym lub duszenia różańcem (to podsumowanie nie jest moje, padło na konferencji). Ale pytania pozostały. Nawet jeśli zadano je nieco prowokacyjnie, warto je podjąć.
Myślę, że wiele problemów, jakie dziś mamy z dialogiem w Kościele spowodowane jest mniej lub bardziej uświadomionym oczekiwaniem, że Kościół da mi jednoznaczny obraz rzeczywistości. Powie mi, co mamy myśleć i jak oceniać to, co dzieje się wokół mnie. W każdej sferze życia. Takie oczekiwanie kryje się za pytaniami: kto/co jest dla nas drogowskazem, co mamy (my-wierni) myśleć i kogo słuchać, skoro różne autorytety mówią różnie?
W Polsce przyzwyczailiśmy się do jednolitego głosu Kościoła. Co więcej: przyzwyczailiśmy się, że istnieje autorytet, który daje jasne wskazówki. Zwalniając nas tym samym z obowiązku rozeznawania rzeczywistości wokół nas. Rzeczywistości, która jednoznaczna nie jest. Rzeczywistości, którą każdy widzi z nieco innej perspektywy. Na inne jej elementy zwraca uwagę. Doprawdy, oczekiwanie jednolitości wydaje się w tym momencie mało realne. Tym bardziej cenny jednak okazuje się dialog. Wzajemne słuchanie swoich argumentów. Może się okazać, że każdy z nich odsłania fragment prawdy. Wydaje mi się, że tak właśnie było wczoraj.
Napisałam: każdy odsłania fragment prawdy. Sformułowanie o. Kłoczowskiego o tym, że prawdę trzeba odsłonić wydaje mi się bardzo ważne. Prawda, której szukamy, jest czymś co zostało nam dane. Ale to, że ją otrzymaliśmy, jeszcze nie znaczy, że całą ją znamy i widzimy. Wręcz przeciwnie: do końca naszego życia na ziemi, a w skali ludzkości do końca świata będziemy jej szukać. Jasno zobaczymy ją dopiero po tamtej stronie życia. Dopiero wtedy poznamy tak, jak jesteśmy poznani. Teraz jesteśmy w drodze. Widzimy niejasno.
Rozeznawanie jest poszukiwaniem Prawdy. Próbą odsłonięcia tego, co przed nami zasłonięte. Prawdy o sytuacji. Prawdy o człowieku, takiej jak ją widzi Bóg. Kryterium jest zawsze (to truizm) Jezus Chrystus. Dla katolików także Magisterium Kościoła, to znaczy to, co zostało oświetlone i co już wiemy. Ale poza tą przestrzenią jest miejsce na nasz rozum i nasze sumienie.
Jest tego miejsca bardzo wiele. Także na różne poglądy.
Czy pytania o jednoznaczny obraz rzeczywistości nie są próbą ucieczki od wysiłku poszukiwania drogi? Czy żądanie jasnych zasad nie wynika z nieprzyzwyczajenia do niepewności poszukiwania? Czy nie z tego właśnie wynika nasz problem z rozmową, że chcielibyśmy, by wszyscy myśleli tak samo, bo wtedy nie stawalibyśmy sami przed problemem rozeznawania?
Nie można też zapomnieć o drugiej stronie. Powracał do niej wczoraj o. Kłoczowski. Żyjemy w kulturze post-prawdy. Czy dziś jeszcze prawdy szukamy? Czy próbujemy ją odsłonić, czy raczej zdecydować, co nią jest? Funkcjonujemy w bańkach informacyjnych - ograniczamy komunikaty, które do nas docierają, do tych które potwierdzają nasze myślenie. Czy mamy odwagę wyjść poza te bańki? Czy chcemy zobaczyć prawdę, czy wolimy wierzyć, że w naszej bańce ona już jest w całości odsłonięta i dla nas (jedynych) dostępna?
Czy zadaniem Kościoła nie jest dziś - między innymi - przekłuwanie tych baniek? A z drugie strony: szukanie dróg, sposobów przekazania tej prawdy, którą zna. Prawdy o Bogu i o człowieku.
To, co mamy innym do dania, to nie "jednoznaczny obraz rzeczywistości", ale Jezus Chrystus, który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. To świadomość wynikającej z tego faktu wielkości człowieka. Każdego.
Centrum Myśli Jana Pawła II
Debata specjalna "Głos(y) Kościoła"
Więcej materiałów z Dziedzińca Dialogu znajdziesz TUTAJ.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).