Każda z tych trzech historii zaczyna się nieco inaczej. Wszystkie łączy jedno: ich bohaterowie chcą wytrwać w wierności swoim sakramentalnym małżonkom. Nawet wtedy, gdy po ludzku wydaje się, że małżeństwo całkiem się rozpadło.
Stanąć przed lustrem
Trudno o lepszą nazwę dla wspólnoty, której celem jest ratowanie małżeństw sakramentalnych przeżywających kryzys. To właśnie w miejscowości Sychar miało miejsce spotkanie Jezusa z Samarytanką, która miała najpierw pięciu mężów, a później żyła z kimś, kto jej mężem nie był. Przy studni w Sychar odbywa się poruszający dialog o pragnieniu: – Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. – Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!
Sebastian: Kiedy poszedłem na pierwsze spotkanie wspólnoty, z żoną nie mieszkałem od 3 lat. Przez ten czas zacząłem szukać nowej partnerki. I Pan Bóg się o mnie upomniał, żebym nie zrobił głupstwa. Zacząłem rozumieć to, że łączy nas na zawsze sakrament małżeństwa; że kiedyś razem staniemy przed Bogiem. Jestem przekonany, że uwolnienie od nałogu wymodliła moja żona. Widzę sens w tym, co mnie w życiu spotkało. Teraz jestem moderatorem, Bóg wykorzystuje mnie do tego, żeby swoim świadectwem pomagać innym ludziom.
Tomasz: Sychar jest dla mnie taką pigułką – tam mogę otrzymać pomoc, opiekę duchową, spotkać duszpasterza. Są warsztaty, prelekcje i – przede wszystkim – wsparcie wspólnoty. Zwykle na początku próbujemy zwalać winę na współmałżonka. Ale kiedy małżeństwo się sypie, trzeba stanąć przed lustrem i powiedzieć: stary, coś jest z tobą nie tak, musisz sobie pomóc. Uczę się tego.
Monika: Wcześniej rozmowy z mężem były bitwami o to, kto ma rację, kto jest winny. Teraz uczę się słuchać, rezygnuję z pewnych oczekiwań. Oboje uczymy się rozmawiać inaczej. Mam na myśli rozmowy o Bogu, potrzebie wychowywania dzieci w wierze, wartościach, które są dla nas najważniejsze. Nie chciałabym, żeby dzieci miały spaczony model rodziny. One wiedzą już, że bez względu na sytuację, w jakiej jesteśmy – jesteśmy rodziną. Pomimo tego, że mąż zawarł kontrakt cywilny z inną osobą – mama i tata przed Bogiem nadal są małżeństwem.
Wzrastanie przed powrotem
We Wspólnocie Trudnych Małżeństw Sychar, działającej w kilkudziesięciu miejscach w Polsce, a także w Niemczech i USA, spotykają się bardzo różni ludzie: porzuceni i ci, którzy porzucili, ale chcą wrócić. A także pary – w trakcie kryzysu albo takie, które chcą uniknąć błędów w przyszłości.
Tomasz: Zło potrafi nas omamić. Wiem, bo sam miałem klapki na oczach. Dlatego nie potrafię patrzeć na żonę jako na kogoś, kto mnie skrzywdził. Tak naprawdę ona sama siebie teraz krzywdzi. Cały czas dążę do tego, żeby być gotowym na jej powrót. Piszę jej, że ją kocham. Choć w tamtym związku pojawiło się dziecko, żona cały czas ma drzwi otwarte.
Monika: Jako wierni małżonkowie odbudowujemy się, zmieniamy, kształtujemy siebie, współpracując z łaską Bożą. Wchodzimy powoli na „Giewont”, aby gdy wróci nasz sakramentalny małżonek, móc wspólnymi siłami wejść na „Mount Everest” naszego wspólnego życia tu, na ziemi. Ta codzienna walka jest dla mnie drogą pokuty, i to mnie motywuje, by odbudowywać utracone zaufanie współmałżonka. To droga czekania i pokory. Głęboko wierzę, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania.
Sebastian: Jesteśmy po rozwodzie, żona związała się z innym mężczyzną, więc nasz kontakt jest przede wszystkim związany z dziećmi. Ale od samego początku Pan Bóg obdarzył mnie wiarą i nadzieją, że żona do mnie wróci. Przez te wszystkie lata jest to coraz silniejsze, mimo że nasze małżeństwo jest w coraz gorszym stanie. Może zabrzmi to śmiesznie, ale wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby ten powrót nastąpił nawet dzisiaj. Kiedyś miałem taki sen: szedłem drogą, a żona po prostu do mnie podeszła i dalej już szliśmy razem, bez żadnego tłumaczenia. Pomimo tego, że cały świat mówi mi, że żona nie wróci i powinienem sobie znaleźć kogoś nowego, czekam, nie czekając. Wzrastam, przygotowuję się na jej powrót. Jestem człowiekiem bardzo szczęśliwym. Nigdy nie było ze mną tak dobrze jak teraz. Nigdy nie byłem tak blisko Pana Boga. I nie zamieniłbym tego na to, co było. Wierzę, że to się dobrze skończy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.