Krzyż nad Zmarzłym Stawem w Tatrach przypominał o Emanuelu Gerhardzie Andersonie i jego żonie Emily, członkach Duńskiego Czerwonego Krzyża, którzy „poświęcili życie w walce z gruźlicą w Polsce”. Dziś wisi na jednej ze ścian kaplicy na Wiktorówkach.
Krzyż z Rysów został zdemontowany w sierpniu 2010 roku. Usunięto wtedy także elementy zniszczonych i zardzewiałych tablic informacyjnych oraz bezprawnie zamontowane tablice pamiątkowe i reklamowe. Podobna akcja odbyła się 2,5 roku później, zimą 2012 r. Na Rysach ponownie ustawiony został krzyż, znów usunęli go pracownicy TPN i w końcu również trafił na Wiktorówki (nie jest nigdzie eksponowany). Tym razem decyzja o usunięciu była podyktowana także względami bezpieczeństwa. Krzyż był bowiem, jak tłumaczył TPN, słabo zamocowany. – On był tylko włożony w nawiercone miejsce, to było zagrożenie dla wspinających się – wystarczyło go pchnąć i poleciałby w dół jak strzała – wspomina o. Marcin Dąbkowicz. – Mnie też odsądzano od czci i wiary, bo powiedziałem, że krzyż nie był poświęcony. Pojawiły się zdjęcia święcących go księży. Wtedy o tym po prostu nie wiedziałem – tłumaczy o. Marcin.
To już nie Krupówki
Za każdą z tablic umieszczoną na ścianie pamięci w sanktuarium MB Jaworzyńskiej kryje się historia. Przypominają taterników, alpinistów, himalaistów, ludzi gór. Jest ich sto kilkadziesiąt. Jedna poświęcona jest trojgu młodym wspinaczom – Annie Pasek, Jakubowi Markowi i Jakubowi Stanowskiemu, którzy 20 lat temu, 4 lipca 2007 r., zginęli pod Mont Blanc. Wraz z nimi wspinali się jeszcze dwaj koledzy. Rozpoczęli zdobywanie szczytu, ale pogoda – jak to w górach – pogorszyła się. Postanowili zawrócić, ale zaskoczyła ich lawina. Dwóch uczestników wyprawy ruszyło po pomoc. Kuba Marek i Kuba Stanowski zostali z koleżanką, bo po zejściu lawiny nie mogła się poruszać. Nie chciała, aby chłopcy ją nieśli. Przez fatalne warunki pogodowe ratownicy ze schroniska, do którego dotarło dwoje wspinaczy, nie zdążyli na czas.
Dziś rodziny i przyjaciele wspinaczy spotykają się co roku na Wiktorówkach. „I umilkł mroźny wiatr nad Alpami. Biały puch przykrył serca trzy. A piękno wasze trwa między wami. Choć smutne są nasze dni” – śpiewają, wspominając zmarłych. Jak podkreśla o. Marcin Dąbkowicz, takich spotkań odbywa się w maryjnym sanktuarium wiele. – Niesamowicie jest je obserwować – przyznaje o. Marcin. – W życiu tych ludzi wydarzyły się historie, które je zatrzymały. Wydawało się, że nic już nie może ruszyć ich naprzód – tłumaczy duszpasterz. Wyjaśnia, że z czasem rodzinom udaje się przejść przez doświadczenie straty najbliższych, ich śmierci w górach. – Oni przez tę historię stają się mądrzejsi, bo wiedzą, na czym się skupić – na obecności, na tym, że teraz mamy tych ludzi obok siebie, a nie wiadomo, co przyniesie życie. Oni stają się, bardzo lubię to określenie, uważniejsi na drugiego człowieka – tłumaczy.
Historie osób, którym poświęcono tablice na Wiktorówkach, słyszą także turyści. Przewodnicy wykorzystują to miejsce, by opowiadać o tych, których znali, o pięknie i potędze gór. – To są opowieści o miłości, choć na wielu tablicach maluje się także rozpacz – mówi o. Marcin Dąbkowicz. – Dla tych, którzy dopiero wchodzą na szlak – to przecież tylko godzinka drogi od parkingu – to moment, w którym zdają sobie sprawę, że góry to nie plac zabaw ani przedłużenie Krupówek – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.