Azyl u Królowej Tatr

Miłosz Kluba

publikacja 02.09.2017 05:00

Krzyż nad Zmarzłym Stawem w Tatrach przypominał o Emanuelu Gerhardzie Andersonie i jego żonie Emily, członkach Duńskiego Czerwonego Krzyża, którzy „poświęcili życie w walce z gruźlicą w Polsce”. Dziś wisi na jednej ze ścian kaplicy na Wiktorówkach.

Azyl u Królowej Tatr EAST NEWS

Sanktuarium Królowej Tatr, którym opiekują się ojcowie dominikanie, położone jest przy niebieskim szlaku, wiodącym na Rusinową Polanę. Dla odwiedzających je turystów jest miejscem wytchnienia – zawsze można tam liczyć na kubek ciepłej herbaty, ale i pierwszą lekcję gór. Obok pięknej, drewnianej kapliczki znajduje się ściana pamięci, na której umieszczonych jest sto kilkadziesiąt tablic. Na trzech ścianach kaplicy są trzy krucyfiksy. „Krzyż ten, prześladowany w Koziej Dolince, otrzymał azyl u Królowej Tatr w 1994 r.” – głosi tabliczka na jednym z nich.

Wszystkie znajdowały się na górskich szlakach, a na Wiktorówki zostały przeniesione w 1994 roku. Jak wspomina o. Leonard Węgrzyniak OP, wieloletni kustosz sanktuarium MB Jaworzyńskiej, metalowe krzyże zaczął w latach 70. i 80. ustawiać przy szlakach w Tatrach pewien doktor z Warszawy. Na upamiętniającym duńskie małżeństwo – Emanuela Gerharda i Emily Andersonów, którzy pomagali Polakom chorym na gruźlicę – napis jest po angielsku, pod nim data: 18 lutego 1949 roku. „Pamięci Krzysztofa, który poświęcił życie, ratując współuczestników wyprawy górskiej” – napisano na krzyżu znad Zmarzłego Stawu. Obok data: 27 stycznia 1981 roku. Nie chodziło jednak tylko o upamiętnienie czy przypomnienie czyjegoś poświęcenia. – On miał taki pomysł, żeby przy tych krzyżach znajdowały się takie skrzynki ratunkowe – opowiada o. Leonard Węgrzyniak. Na potrzebujących turystów czy wspinaczy miały tam czekać środki opatrunkowe, lampa naftowa, suchary. Jakiś czas później o usunięciu krzyży zdecydował sam inicjator ich ustawienia. – Bywały przewracane, profanowane, ludzie wieszali na nich plecaki, kurtki – wyjaśnia o. Leonard Węgrzyniak. Schronienie znalazły na Wiktorówkach, gdzie znajdują się do dzisiaj.

Krzyż z Rysów

Z innego powodu do sanktuarium MB Jaworzyńskiej trafił krzyż górujący dziś nad ścianą pamięci. W 2009 r. został zamontowany na Rysach. – Był śliczny, na szczycie wyglądał pięknie – mówi o. Marcin Dąbkowicz, dominikanin, który był wtedy przełożonym klasztoru na Wiktorówkach. Problem polegał na tym, że ustawienie krzyża nie zostało uzgodnione z władzami Tatrzańskiego Parku Narodowego ani zgłoszone do okolicznych parafii. – Zbulwersowały mnie zdjęcia, które pojawiły się w internecie. Było na nich widać przypinane do krzyża kłódki, kajdanki – opowiada o. Dąbkowicz. – Na mostach być może jest to w porządku, ale krzyż nie jest dobrym miejscem na coś takiego – podkreśla. Dlatego kiedy TPN z wątpliwościami dotyczącymi krzyża z Rysów zwrócił się do dominikanów z Wiktorówek, ci zaoferowali, że przyjmą go do swojego sanktuarium. Kończył się akurat remont ściany pamięci, była więc okazja, by krzyż zamontować właśnie w tym miejscu.

– Poza tymi historycznymi wszystkie tablice (także te bez akcentów religijnych) i krzyże stawiane na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego bez zezwolenia i wiedzy Parku były, zgodnie z obowiązującymi tam przepisami, usuwane – wyjaśnia Ewa Holek-Krzysztof z Zespołu Komunikacji i Wydawnictw TPN. Zapewnia, że zawsze odbywało się to z poszanowaniem tych symboli. – W pewnym okresie zjawisko było dość powszechne, a losy tych artefaktów pamięci – różne. Część została zwrócona rodzinom, inne znalazły schronienie w kaplicy Matki Boskiej Jaworzyńskiej Królowej Tatr. Nie było w tych działaniach żadnej złej woli, a część z nich była konsultowana z władzami kościelnymi. Stosowaliśmy się jedynie do przepisów – dodaje.

Jak jednak przypomina Ewa Holek-Krzysztof, niektóre krzyże pozostawiono – m.in. na Przysłopie Miętusim, w Dolinie Olczyskiej czy na Grzesiu. Bodaj najsłynniejszy – krzyż na Giewoncie – został z inicjatywy TPN odremontowany. – Jest w Parku również wiele miejsc upamiętniających Jana Pawła II, są miejsca kultu, kaplice, kapliczki, tablice pamiątkowe – wiemy, jak ważne to miejsca dla wielu Polaków, szanujemy to i dlatego o nie dbamy – zaznacza Ewa Holek-Krzysztof.

Krzyż z Rysów został zdemontowany w sierpniu 2010 roku. Usunięto wtedy także elementy zniszczonych i zardzewiałych tablic informacyjnych oraz bezprawnie zamontowane tablice pamiątkowe i reklamowe. Podobna akcja odbyła się 2,5 roku później, zimą 2012 r. Na Rysach ponownie ustawiony został krzyż, znów usunęli go pracownicy TPN i w końcu również trafił na Wiktorówki (nie jest nigdzie eksponowany). Tym razem decyzja o usunięciu była podyktowana także względami bezpieczeństwa. Krzyż był bowiem, jak tłumaczył TPN, słabo zamocowany. – On był tylko włożony w nawiercone miejsce, to było zagrożenie dla wspinających się – wystarczyło go pchnąć i poleciałby w dół jak strzała – wspomina o. Marcin Dąbkowicz. – Mnie też odsądzano od czci i wiary, bo powiedziałem, że krzyż nie był poświęcony. Pojawiły się zdjęcia święcących go księży. Wtedy o tym po prostu nie wiedziałem – tłumaczy o. Marcin.

To już nie Krupówki

Za każdą z tablic umieszczoną na ścianie pamięci w sanktuarium MB Jaworzyńskiej kryje się historia. Przypominają taterników, alpinistów, himalaistów, ludzi gór. Jest ich sto kilkadziesiąt. Jedna poświęcona jest trojgu młodym wspinaczom – Annie Pasek, Jakubowi Markowi i Jakubowi Stanowskiemu, którzy 20 lat temu, 4 lipca 2007 r., zginęli pod Mont Blanc. Wraz z nimi wspinali się jeszcze dwaj koledzy. Rozpoczęli zdobywanie szczytu, ale pogoda – jak to w górach – pogorszyła się. Postanowili zawrócić, ale zaskoczyła ich lawina. Dwóch uczestników wyprawy ruszyło po pomoc. Kuba Marek i Kuba Stanowski zostali z koleżanką, bo po zejściu lawiny nie mogła się poruszać. Nie chciała, aby chłopcy ją nieśli. Przez fatalne warunki pogodowe ratownicy ze schroniska, do którego dotarło dwoje wspinaczy, nie zdążyli na czas.

Dziś rodziny i przyjaciele wspinaczy spotykają się co roku na Wiktorówkach. „I umilkł mroźny wiatr nad Alpami. Biały puch przykrył serca trzy. A piękno wasze trwa między wami. Choć smutne są nasze dni” – śpiewają, wspominając zmarłych. Jak podkreśla o. Marcin Dąbkowicz, takich spotkań odbywa się w maryjnym sanktuarium wiele. – Niesamowicie jest je obserwować – przyznaje o. Marcin. – W życiu tych ludzi wydarzyły się historie, które je zatrzymały. Wydawało się, że nic już nie może ruszyć ich naprzód – tłumaczy duszpasterz. Wyjaśnia, że z czasem rodzinom udaje się przejść przez doświadczenie straty najbliższych, ich śmierci w górach. – Oni przez tę historię stają się mądrzejsi, bo wiedzą, na czym się skupić – na obecności, na tym, że teraz mamy tych ludzi obok siebie, a nie wiadomo, co przyniesie życie. Oni stają się, bardzo lubię to określenie, uważniejsi na drugiego człowieka – tłumaczy.

Historie osób, którym poświęcono tablice na Wiktorówkach, słyszą także turyści. Przewodnicy wykorzystują to miejsce, by opowiadać o tych, których znali, o pięknie i potędze gór. – To są opowieści o miłości, choć na wielu tablicach maluje się także rozpacz – mówi o. Marcin Dąbkowicz. – Dla tych, którzy dopiero wchodzą na szlak – to przecież tylko godzinka drogi od parkingu – to moment, w którym zdają sobie sprawę, że góry to nie plac zabaw ani przedłużenie Krupówek – dodaje.