Najczęściej widoczni są w Dzień Papieski, gdy kwestują w charakterystycznych żółtych chustach z nazwą Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia. Kim są jej beneficjenci?
Powiedzieć, że pochodzą z niewielkich miejscowości, z biedniejszych rodzin, ale osiągają bardzo dobre wyniki w nauce i angażują się wolontariat – to zdecydowanie za mało. Za liczbą 2000 idzie tyleż samo twarzy, historii i talentów rozsianych po całej Polsce. Pewien odłamek tej wielkiej wspólnoty stanowią stypendyści naszej diecezji. Są wśród nich osoby objęte tym programem zaledwie od 3-4 miesięcy, ale są i ludzie, którzy są w fundacyjnej rodzinie od kilku lat. Tej rodziny, podobno, nigdy się nie opuszcza.
Jak drogowskaz
– Fundacja jest sama w sobie bardzo naturalna; nikt nas do niczego nie zmusza. W moim życiu pojawiła się w najodpowiedniejszym momencie, gdy akurat chodziłam do gimnazjum. Wiadomo, że to czas buntu. Dla mnie to był taki drogowskaz na dalsze życie, które może zupełnie inaczej by wyglądało bez fundacji. Tutaj poznaje się przyjaciół. Przykładem jest Aneta. Widywałyśmy się na początku tylko na obozach stypendystów, ale nasza przyjaźń przetrwała i teraz studiujemy w jednym mieście, w Toruniu – mówi Kasia Jasińska, studentka dziennikarstwa.
Aneta dodaje, że wartość takiej wspólnoty docenia się szczególnie na studiach. – Od razu mamy pomoc, by wejść w to życie studenckie, żeby się zaaklimatyzować. To trudny czas, bo poszerza się zakres obowiązków. Dzięki byciu stypendystą nie jesteśmy sami w nowym mieście, w nowej sytuacji. Często się spotykamy i to nam dużo daje, bo mamy kogoś, od kogo otrzymujemy duże wparcie – mówi Aneta Michalska, studentka pedagogiki sądowniczej.
Słowa „wspólnota” i „rodzina” często padały podczas przedwakacyjnego spotkania stypendystów naszej diecezji w Płocku. Uczestniczył w nim Paweł Żulewski z Żuromina; przez kilka lat był stypendystą, a obecnie kieruje biurem prasowym Fundacji DNT w Warszawie. – Trudno nazwać pracą to, co robimy, bo to czysta przyjemność tam przychodzić. Panuje tam rodzinna atmosfera – uważa Paweł. – Najważniejsze jest to, że my, jako stypendyści, tworzymy wielką wspólnotę, która obecnie liczy 2 tys. osób. To najlepiej widać na obozach fundacji, gdy po roku niewidzenia się rzucamy się sobie na szyje – mówi Paweł Żulewski.
Dzieło Nowego Tysiąclecia przypomina o sobie najczęściej przy dwóch kampaniach społeczno-medialnych: jednego procenta i w Dniu Papieskim, gdy prowadzona jest ogólnopolska zbiórka dla młodzieży. Dlatego, jak przyznaje Paweł, największym wyzwaniem jest wypracowanie wizerunku fundacji i samego stypendysty. – Tak naprawdę trudno określić, zdefiniować w kilku słowach, czym jest fundacja i kim jest stypendysta. Trzeba zerwać z wizerunkiem ubogiej młodzieży, której trzeba pomóc. Ważne, jakimi jesteśmy ludźmi, mimo różnych trudności; to tylko podkreśla naszą wyjątkowość – dodaje kierownik BP.
Pomoc to naturalny odruch
Sami stypendyści, szczególnie ci bardziej doświadczeni, przekonują, że są ludźmi, którym nie tyle trzeba, ile warto pomóc. I nie chcą być dłużni; fundacja od początku zachęca ich do udziału w wolontariacie. – Nie, nie czuje się przymusu. Spotykam się potem z reakcją drugiego człowieka, z serdecznością, z uśmiechem. Pomoc staje się naturalnym odruchem – mówi stypendystka Aneta.
Jak pomagają? Bardzo różnie, bo każdy ma przecież inną osobowość i temperament. Włączają się w większe akcje, np. Pola Nadziei, zajmują się dziećmi w ogniskach dla najmłodszych, odwiedzają starsze osoby, chodzą do hospicjum, jako wolontariusze pomagają w Caritas, PCK czy Banku Żywności. – Rozwijajcie ten wolontariat, bo wolontariat zdrowo pojęty to jest coś bardzo chrześcijańskiego. Idziemy do hospicjum, stajemy w supermarkecie, by zbierać żywność dla uboższych, poświęcamy starszej osobie czas: dla nas, chrześcijan, to jest oczywiste, że to w imię Chrystusa – zachęcał stypendystów bp Piotr Libera podczas spotkania w Płocku. Nazwał ich też „owocem kultury dawania”, bo dobro, które otrzymali w postaci pomocy finansowej, starają się przekazać dalej, chociaż w innej formie.
Biskup Piotr także odniósł się do wartości wspólnoty, którą tworzą, zachęcając ich, by pozostali w niej jak najdłużej. – Cenną rzeczą jest budowanie więzi, relacji z innymi młodymi ludźmi, którzy podzielają te same wartości, mają podobne cele, podobne ideały. To jest ogromnie ważne, bo inaczej popłyniecie z prądem. A z prądem płyną martwe ryby. Pod prąd może płynąć tylko zdrowa i silna ryba – zachęcał młodych bp Libera.
Chyba najlepszą reklamą fundacji są słowa Anety: – Tu można spotkać osoby, którym można zaufać, a to nie jest łatwe w dzisiejszym świecie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.