Pewne tragedie idą w niepamięć jeszcze zanim się skończą. Pewnie sami nie chcielibyśmy zostać potraktowani w ten sposób, jednak właśnie tak postępujemy.
Najpierw były słowa oburzenia na temat okrucieństwa islamskich fundamentalistów i łzy cisnące się do oczu na wieść o kolejnych uprowadzonych chrześcijanach, a potem ogromny ból w sercu, gdy terroryści opublikowali w sieci wideo dokumentujące, jak w barbarzyński sposób niszczą katedrę w Marawi. „Temat” był obecny w mediach, także tych katolickich zaledwie kilka dni, a potem nastąpiła cisza. Cisza pozwalająca mniemać, że położono kres tej tragedii. Niestety jest zupełnie inaczej. Okupacja tego filipińskiego miasta przez fundamentalistów związanych z Państwem Islamskim trwa już prawie miesiąc. W rękach terrorystów pozostaje ksiądz, siostry zakonne i wierni - w sumie ponad dwustu chrześcijan, których islamiści traktują nie tylko jako zakładników, ale używają jako żywe tarcze.
Zmasowana akcja filipińskich sił rządowych nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. O pomoc poproszono armię amerykańską. Okazało się, że to, co na początku postrzegano jako zaimprowizowaną akcję odwetową za próbę zabicia przywódcy filipińskich islamistów w istocie było doskonale zaplanowaną ofensywą fundamentalistów. Na długo przed atakiem w meczetach i szkołach koranicznych tego miasta terroryści zgromadzili ogromne zapasy broni, ale i żywności. Wykopali cały szereg podziemnych tuneli pozwalających im teraz bezpiecznie się przemieszczać. Większości mieszkańców udało się uciec. Świadkowie mówią jednak o ludziach zabijanych z zimną krwią na barierach kontrolnych, gdyż nie umieli wyrecytować wersetów Koranu. Marawi to historyczny bastion islamu, miasto symbol, które było siedzibą islamskiego kalifatu rządzonego przez sułtana dużo wcześniej niż dotarli tam chrześcijańscy misjonarze. Stąd też utworzenie tam teraz kalifatu Państwa Islamskiego demonstrowałoby zwycięstwo islamistów nad niewiernymi, jak mówią o wyznawcach Chrystusa. Podobny scenariusz widzieliśmy wcześniej w irackim Mosulu.
Naszym obowiązkiem jest przypominanie o rozgrywającej się tragedii, ale przede wszystkim wykorzystanie tego największego oręża, jakie ma chrześcijanin, czyli modlitwy. Modlitwa o ocalenie uprowadzonych chrześcijan i o zaprowadzenie pokoju w Marawi trwa na całych Filipinach. Codziennie w tej intencji sprawowane są msze św., odmawiany jest różaniec i odprawiana adoracja. A stawką jest nie tylko Marawi, ale i tożsamość religijna i kulturowa wyspy Mindanano, na której to miasto leży. Przemoc i nienawiść prowadzą tylko do zniszczenia, dlatego też Kościół na Filipinach prosi wiernych na całym świecie, aby razem z Filipińczykami modlili się o pokój - „PrayforMarawi”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.