Co można zrobić z cierpieniem?

„Z wszystkiego, co tylko możecie, zróbcie ofiarę jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi On jest obrażany, i dla uproszenia nawrócenia grzeszników” – ta prośba anioła przekazana dzieciom z Fatimy dotyczy i nas.

Reklama

Cierpienie ofiarowane i przemienione

Co to oznacza dla nas? Trzeba złożyć te różne elementy w całość.

Najpierw popatrzmy na krzyż Chrystusa. Jezus zbawia świat przez przyjęcie na siebie zła, cierpienia, niesprawiedliwości. Dokonuje aktu przebłagania, zadośćuczynienia, ekspiacji za grzechy całego świata. Jego Ciało jest za nas wydane, Krew za nas wylana. Czy to oznacza, że Bóg domaga się tej krwi? Że jest okrutnym Ojcem, który nieskończenie obrażony oczekuje wynagrodzenia za zniewagi w postaci śmierci swojego Syna? Nie. To nie jest tak! Logika Boga jest inna. Cierpienie, które pochodzi ostatecznie z grzechu, spotyka się na krzyżu z nieskończoną miłością Boga. W Bożym Synu konającym na drzewie dokonuje się pojednanie wszystkich synów marnotrawnych z Ojcem. Sam Bóg „pije kielich” zła, grzechu, cierpienia i śmierci, w zamian ofiarując nam łaskę przebaczenia, przemiany serc. W ten sposób miłość Boga zwycięża.

Popatrzmy teraz na Maryję stojącą pod krzyżem. Jej serce jest zestrojone z przebitym sercem Syna. Matka jednoczy swoje cierpienie z cierpieniem Jezusa i w ten sposób zamienia swój ból w modlitwę. Włącza swoje cierpienie w ofiarę Syna na krzyżu. Dokonuje aktu współofiarowania Syna Ojcu.

I raz jeszcze przytoczmy słowa Maryi do Hiacynty, Franciszka i Łucji: „Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośbę o nawrócenie grzeszników?”. Innymi słowy Maryja pyta dzieci (i pyta także nas): czy chcecie przyjmować cierpienie tak jak ja pod krzyżem, czyli włączać je w ofiarę ukrzyżowanego Zbawiciela?

Spójrzmy jeszcze na ołtarz. Każda Eucharystia jest uobecnieniem miłości Jezusa na krzyżu, Jego przebłagalnej modlitwy. W każdej Mszy św. ofiarujemy Ojcu na ołtarzu Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Jego Syna jako przebłaganie za grzechy nasze i świata. Uczymy się czynić to, co sam Jezus uczynił na krzyżu. Nasze ja włączamy w Jego ja. Wraz z Maryją składamy na ołtarzu podczas każdej Mszy św. własne cierpienia, które Chrystus zamienia w modlitwę przebłagania za grzechy świata. Nasza mała ludzka miłość, którą kochamy Boga, zostaje „podłączona” do doskonałej miłości Syna do Ojca. I stąd czerpie siły, by sięgnąć nieba.

Pocieszyć Boga

To, co napisałem powyżej, może wydać się za trudne. Czy mali niepiśmienni pastuszkowie mieli w głowach tak wysoką teologię? Pewnie nie, ale z prostotą serca, intuicyjnie, wyczuwali jej sedno. Może najtrafniej ujmował to Franciszek, który lubił modlić się samotnie przed Najświętszym Sakramentem i miał naturalną skłonność do kontemplacji. Łucja wspomina, że Franek ukrywał się nawet przed nią i swoją siostrą. Dziewczynki odnajdywały go często, jak modlił się na kolanach lub rozmyślał. Powtarzał: „Pan Jezus jest taki smutny z powodu tylu grzechów”. Mówił, że chce przez swoje modlitwy i ofiary pocieszać Pana Jezusa. Kiedy zachorował, nie dawał po sobie poznać, jak bardzo cierpi. Nie narzekał, nie uskarżał się. Najwyżej na to, że nie ma siły odmówić całego Różańca. Kiedy Łucja zapytała go parę dni przed śmiercią, czy bardzo cierpi, odpowiedział: „Tak, ale znoszę wszystko z miłości do Pana Jezusa i Matki Boskiej”. Tuż przed śmiercią przyjął Pierwszą Komunię Świętą.

Cała trójka dzieci była mocno przejęta słowami anioła, który prosił: „Z wszystkiego, co tylko możecie, zróbcie ofiarę jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi On jest obrażany, i dla uproszenia nawrócenia grzeszników”. Mężnie znosili to, że ludzie nie dawali im spokoju, wypytywali o szczegóły, domagali się przekazania tajemnicy fatimskiej. Te wizyty i natręctwo wielu były bardzo męczące. Przesłuchiwali ich także duchowni i władze świeckie. Jakby tego było mało, dzieci same szukały umartwienia: podejmowały głodówki, odmawiały picia wody, chwytały do ręki pokrzywy. A nawet ze znalezionego na drodze sznurka zrobiły sobie namiastkę włosiennicy.

Nawet jeśli w tej dziecięcej ascezie jest nieco przesady, to jednak fatimskie dzieci zawstydzają nas swoją gorliwością. I to jest istotne. Czy nie jest bowiem tak, że nawet w życiu duchowym koncentrujemy się głównie na sobie, na swoim własnym rozwoju, szukaniu harmonii, pociechy, wsparcia itd.? Czy nie gubimy wtedy gdzieś tej postawy, którą wyrażał Franciszek: „Chcę pocieszyć Boga, a potem nawracać grzeszników, żeby Go już nie obrażali”? Czy to pragnienie dziecka nie wyraża istoty miłości do Boga i bliźniego? Czy nie takie było pragnienie Dziecka Ojca i Dziecka Maryi, gdy umierało na krzyżu? 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama