„Z wszystkiego, co tylko możecie, zróbcie ofiarę jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi On jest obrażany, i dla uproszenia nawrócenia grzeszników” – ta prośba anioła przekazana dzieciom z Fatimy dotyczy i nas.
Powiedzmy to jasno na samym początku: cierpienie samo w sobie jest złem. Bóg nie chce cierpienia, zwłaszcza niewinnych. Bóg nie jest też powodem cierpienia. Dlaczego więc w Fatimie Maryja prosi dzieci o przyjęcie cierpienia? Już w pierwszym objawieniu 13 maja pyta: „Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośbę o nawrócenie grzeszników?”. Dzieci odpowiadają: „Tak, chcemy!”. I z ogromną gorliwością realizują to swoje „tak”.
Kluczem jest zwrot: „ofiarować się Bogu”. Tu kryje się sens przyjmowania cierpienia. Chodzi o zamienianie zła, jakim jest cierpienie, w dobro. W jakie dobro? W modlitwę, ofiarę, gest czystej bezinteresownej miłości, w akt oddania, zawierzenia siebie Bogu. Chodzi więc nie o cierpienie dla cierpienia, ale o miłość, która jest gotowa znosić cierpienie, o miłość, która w obliczu bólu nie wycofuje się, ale trwa wiernie, co więcej, rośnie. O miłość, która potrafi dać siebie do końca. Aż po śmierć.
Wszyscy jesteśmy „mięczakami”
Ten proces przemiany cierpienia w modlitwę, w miłość, można porównać do powstawania perły. Jak wiadomo, perła powstaje w ciele mięczaka, gdy do wnętrza skorupy, w której żyje, dostanie się ziarenko piasku, odprysk muszli lub jakieś inne obce ciało. Ten „intruz” dosłownie wbija się w organizm, zadaje stworzeniu ból. Wokół tego miejsca cierpienia zaczyna się stopniowo wytwarzać perła.
Wszyscy jesteśmy „mięczakami”, w tym sensie, że boimy się cierpienia. Nawet sam Jezus wołał do Ojca w Ogrójcu: „Oddal ode Mnie ten kielich”. Ale gdy dopada nas cierpienie, daje ono szansę na perłę, czyli na nową jakość, na coś pięknego, szlachetnego, cennego – na wzrost w wierze, w miłości, dojrzewanie w pięknym człowieczeństwie. Cierpienie daje taką szansę, ale bynajmniej „automatycznie” nie uszlachetnia. To tak nie działa. Cierpienie może człowieka niszczyć, degradować fizycznie i duchowo, prowadzić do bluźnierstwa, a nawet do zbrodni, do szaleństwa, do zadawania cierpienia innym w imię doznanej krzywdy itd. Zamienianie bólu w perłę zależy od naszej wolności. Zależy od tego, czy przyjmiemy cierpienie ze względu na miłość do człowieka i Boga, których kochamy. Jesteśmy „mięczakami”, które chronią się przed cierpieniem w ochronne skorupy, lecz gdy jakiś cierń wbije się w nasze ciała czy dusze, wtedy w wolności sami decydujemy, co z tym cierniem zrobimy.
Oczywiście nie chodzi o cierpiętnictwo. Należy robić wszystko, co w naszej mocy, aby cierpienie zmniejszyć, pokonać, ale całkowite usunięcie go ze świata nie leży w naszych możliwościach – podkreśla Benedykt XVI („Spe salvi”). Ale też „właśnie tam, gdzie ludzie, usiłując uniknąć wszelkiego cierpienia, starają się uchylić od wszystkiego, co może powodować ból, tam, gdzie chcą zaoszczędzić sobie wysiłku i bólu związanego z prawdą, miłością, dobrem, staczają się w życie puste, w którym być może już prawie nie ma bólu, ale coraz bardziej dominuje mroczne poczucie braku sensu i zagubienia. Nie unikanie cierpienia ani ucieczka od bólu uzdrawia człowieka, ale zdolność jego akceptacji, dojrzewania w nim, prowadzi do odnajdywania sensu przez zjednoczenie z Chrystusem, który cierpiał z nieskończoną miłością”. Powtórzmy: sens cierpienia odnajdujemy przez zjednoczenie z Ukrzyżowanym. Dlaczego?
Maryja odmawia Koronkę do Miłosierdzia
Maryja stojąca pod krzyżem uczy nas takiej właśnie postawy. Musi jeszcze raz wypowiedzieć swoje „fiat” – niech się stanie według Twojej woli, Boże. W sercu Maryi Bolesnej mieszka nieopisany ból – patrzy na śmierć Syna, na Jego całkowitą klęskę, gdy jest odrzucony przez naród, starszych, przyjaciół. Słyszy i widzi, że Jezus umierając, modli się do Ojca. Jej serce ufające Bogu rozumie więcej niż rozum. Wyczuwa większą tajemnicę. Maryja, stojąc pod krzyżem, z całą pewnością modli się. Nie znamy tej modlitwy, ale czy tej sytuacji nie odpowiadają idealnie słowa z Koronki do Bożego Miłosierdzia: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego (i Syna mojego – może dodać Matka Najświętsza), a Pana naszego, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata”?
Na takie skojarzenie naprowadzają słowa anioła, który ukazywał się dzieciom fatimskim w 1916 roku, przygotowując ich na spotkanie z Maryją. Nauczył on dzieci krótkiej modlitwy: „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię ze czcią najgłębszą. Ofiaruję Ci przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”. Uderza podobieństwo ze słowami koronki, o którą Jezus Miłosierny prosił s. Faustynę. Tej anielskiej modlitwie towarzyszyła wizja. Dzieci ujrzały anioła trzymającego kielich i Hostię, który udziela im Komunii św., mówiąc: „Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga!”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).