publikacja 22.03.2017 06:00
Mistrz generalny zakonu, który śle listy do „Najdroższej Diany”? Skandal? Nie, przyczynek do świętości! Takie rzeczy tylko w średniowieczu.
Dziś taka historia stałaby się pożywką dla portali plotkarskich albo materiałem na scenariusz kontrowersyjnego filmu. Z pewnością chętnie podchwyciłyby ją także te media głównego nurtu, dla których słabość ludzi Kościoła stanowi bardzo atrakcyjny temat. Ale czy na pewno mamy tu do czynienia ze słabością? A może jednak możliwa jest czysta miłość między dwojgiem osób stanu zakonnego?
Mroki średniowiecza?
Historia bł. Jordana z Saksonii, bezpośredniego następcy św. Dominika w kierowaniu Zakonem Kaznodziejskim, i bł. Diany Andalò, założycielki klasztoru mniszek dominikańskich w Bolonii, zdaje się dowodzić, że to możliwe. A w każdym razie, że było możliwe – w średniowieczu. Właśnie ukazało się drugie wydanie listów Jordana do Diany w tłumaczeniu o. Pawła Krupy OP. Książka nosi tytuł „Najdroższej Dianie...”. To intrygująca lektura, nie tylko ze względu na dość szczególną relację, jaka łączyła tych dwojga. Równie ciekawy okazuje się portret epoki, który wyłania się spomiędzy wersów korespondencji Jordana.
Błogosławiony Jordan z Saksonii
Najdroższej Dianie...
wyd. II popr.,
przeł. o. Paweł Krupa OP
W drodze
Poznań 2017
ss. 200
Namiętność i mistyka
Właśnie w wieku XIII rozgrywa się historia życia Diany i Jordana. To czasy krótko po powstaniu legendy o Tristanie i Izoldzie; epoka, w której – jak zaznacza o. Krupa – pasją stała się miłość, a „namiętność i mistyka, zachwyt nad ludzkim ciałem i pragnienie czystości tworzą splot wątków, często niezrozumiały dla dzisiejszego człowieka”. Jak w tym kontekście odbierać relację dwojga błogosławionych?
„Zawsze ilekroć zdarza mi się opuszczać Ciebie – zwierzał się Jordan w jednym z listów – czynię to z ciężkim sercem, a Ty powiększasz jeszcze moje cierpienie. Bywasz bowiem wtedy tak niepocieszenie smutna, że widok Twojego osamotnienia zwiększa ból naszej rozłąki. Lecz czemu tak się zadręczasz? Czyż nie jestem z Wami? Czyż nie jestem Twój – Twój, gdy pracuję, i Twój, gdy spoczywam, Twój, gdy przebywam z Tobą, i Twój, gdy odchodzę, Twój, gdy się modlę, Twój w tym życiu i Twój, jak ufam, w wiecznej szczęśliwości”. Gdyby czytać te wersy wyrwane z kontekstu, można by odnieść wrażenie, że mamy tu do czynienia z korespondencją między kochankami. Tymczasem lektura całości daje całkiem inny obraz. Tych dwojga niewątpliwie łączył jakiś rodzaj miłości, i to taki, w którym cielesność odgrywała pewną rolę, a jednak była to cielesność ujarzmiona, powierzona Bogu, a przez to – czysta.
„To dzieje gorącego uczucia, które znajdowało swe ukojenie w mistyce i umiało przemieniać namiętność w płomienną modlitwę mniszki lub apostolski zapał dominikańskiego kaznodziei” – twierdzi o. Paweł Krupa. – „Miłość Jordana i Diany, której nigdy nie wahali się sobie nawzajem wyznawać, była otwarta na Boga, na ludzi, na dzieło zbawienia dusz, jakiemu oboje poświęcili całe swe życie”. Faktycznie, Jordan nigdy nie traci tej perspektywy z oczu: „To, czego Ci brakuje z powodu naszej rozłąki, staraj się odszukać i pozyskać u najlepszego Twojego Przyjaciela, Jezusa Chrystusa, którego obecnością częściej możesz się cieszyć w duchu i prawdzie. On przemówi do Ciebie piękniej i mądrzej niż Jordan. (...) To On właśnie jest ogniwem, które złączyło nasze dusze, więc dokądkolwiek bym poszedł, w Nim jesteś zawsze przy mnie” – czytamy w jego liście.