Musimy się pojednać

„Nie obrażam” musi mieć pierwszeństwo, nawet przed „świętą racją”. Inaczej do niczego nie dojdziemy, „święte racje” obu stron wyłącznie popychają do sporu.

Reklama

„Musimy się pojednać” - słyszę ostatnio, w kontekście podziałów w Polsce. Trudno zaprzeczyć, pojednanie wydaje się w tej chwili, z punktu widzenia dobra wspólnego, absolutnie pierwszą i najpilniejszą potrzebą.

Zaznaczam: z punktu widzenia dobra wspólnego. Zdecydowanie inaczej wygląda niestety sytuacja z punktu widzenia dobra partykularnego, z punktu widzenia interesu tego czy innego ugrupowania. Mobilizacja elektoratu wymaga pogłębiania podziałów, eskalacji wrogości i nienawiści. Wymaga coraz mocniejszego etykietowania, coraz większego odczłowieczania drugiej strony: nic w końcu tak nie mobilizuje jak strach i nienawiść. 

Dokąd tak dojdziemy? Do większej grupy twardych wyborców. Reszta jest kosztem „do zapłacenia”. A jeśli poleje się krew? To dobrze. To dostarczy kolejnych argumentów, „oni” staną się zbrodniarzami, a ze zbrodniarzami się przecież nie dyskutuje tylko walczy.

Tak, spiralę agresji koniecznie trzeba przerwać. Trzeba to zrobić nawet wbrew interesom politycznym popieranej przeze mnie partii (jeśli ktoś jakąś popiera). Nie da się tego osiągnąć głoszeniem pięknych haseł w stylu „pojednajmy się”. Na hasła i wezwania szkoda czasu, trzeba się wziąć do roboty. Nie oglądając na innych. Ani na przyjaciół, ani (tym bardziej) na przeciwników.

Zaczynając od własnej decyzji: nie używam epitetów i nie dzielę. Nigdy, nigdzie i w żadnych okolicznościach. Nie obrażam, nie śmieję się z obelg, nie udostępniam obelżywego rechotu, nie klikam „lubię”, choćby wpis czy mem był inteligentny i choćby miał nawet w moim przekonaniu rację.

„Nie obrażam” musi mieć pierwszeństwo, nawet przed „świętą racją”. Inaczej do niczego nie dojdziemy, „święte racje” obu stron wyłącznie popychają do sporu.

Sprawdzam fakty. Nawet te, które wydają się oczywiste, nawet podane przez tych, którym wierzę. Każdy może się pomylić, nie mówiąc już o tym, że wielu zwyczajnie manipuluje. Po obu stronach. Tak, wiem, w zalewie manipulacji ustalenie faktów bywa trudne lub nawet niemożliwe. Trzeba umieć pozostać na pewnym stopniu niepewności co do ocen.

Ideologie uwielbiają dawać proste wyjaśnienia niejasnych sytuacji. Z zasady nie kupuję tego, co proste. Choćby było wygodne.

Szukam tego, co łączy. Wykluczam z języka słowa: „oni nigdy” czy „oni zawsze”. Słucham, zanim coś powiem. A jeśli nie mogę powiedzieć nic dobrego, mocno się zastanowię, czy rzeczywiście muszę powiedzieć cokolwiek. Jakie dobro przyniosą moje słowa?

Godzę się na to, że będę wyzywany przez zwolenników tych, z którymi się nie zgadzam, i traktowany jak – w najlepszym razie - pożyteczny idiota przez tych, z którymi się zgadzam. Osłabiając konflikt osłabiam przecież polityczną siłę przede wszystkim swoich. Druga strona nie przestanie. Nie należy mieć złudzeń. Konflikt nie przestanie się przecież opłacać w wyniku naszej decyzji.

Krótko mówiąc: żeby pojednanie było możliwe trzeba samemu hojnie zapłacić jego cenę. I uzbroić się w cierpliwość. Ale innej drogi nie ma.

Bardzo bym chciała, żeby zdobyli się na to wszyscy, którzy dziś wzywają do pojednania. Szczególnie ci, którzy uważają się za dobrych chrześcijan (to nie oznacza bezgrzesznych (!)) i realizują misję kształtowania innych. Misję formowania sumień. W końcu jesteśmy wezwani, by dobrem zło zwyciężać. By zło zatrzymywać na sobie.

Prawda?

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama