- Zadaniem Kościoła jest i zawsze będzie apelowanie o dialog społeczny, o pojednanie, budowanie wspólnoty - mówi KAI abp Wiktor Skworc. "Nie ma systemu społeczno-politycznego, który w pełni odpowiadałby ideałom Ewangelii, przełożonym na język Katolickiej Nauki Społecznej. W związku z tym Kościół nie może utożsamiać się z jakąś konkretną siłą polityczną czy partią" - wyjaśnia.
W obszernym wywiadzie udzielonym KAI Metropolita Katowicki charakteryzuje specyfikę śląskiego "ethosu", na który składają się szacunek dla pracy, rodzinność i przywiązanie do Kościoła. W kwestiach społecznych - jego zdaniem - bardzo ważną sprawą na dziś jest walka o "odzyskanie wolnej niedzieli" i zapowiada zaangażowanie Kościoła w tę sprawę. Odnosząc się do żywo dyskutowanej kwestii uchodźców wyjaśnia, że "bardzo dobrą propozycją Caritas Polska było organizowanie korytarzy humanitarnych. Nie ma jednak ze strony rządu takiej woli politycznej". Zapowiada też nowy program duszpasterski Kościoła w Polsce, skoncentrowany wokół osoby Ducha Świętego.
KAI: "Brak wzajemnego szacunku jest dziś największym zagrożeniem naszej ojczyzny. Brak wzajemnego szacunku tworzy i umacnia irracjonalne podziały. Podziały, których nawet wołanie o miłość ojczyzny i o dobro wspólne nie potrafi zlikwidować" – są to słowa Księdza Arcybiskupa z jednej homilii. Jaka więc winna być rola Kościoła w tak dramatycznie podzielonym społeczeństwie?
Abp Wiktor Skworc: Zadaniem Kościoła jest i zawsze będzie apelowanie o dialog społeczny, o pojednanie, budowanie wspólnoty. Jako Polacy jesteśmy modelowym przykładem pojednania polsko-niemieckiego, któremu towarzyszyły słowa: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Dramat polega na tym, że nie potrafimy tej zasady realizować pomiędzy sobą, w Polsce, a szczególnie na scenie politycznej. W tym kontekście postawiłbym pytanie, czy owocnie przeżyliśmy miniony Rok Miłosierdzia? Był on doskonałą okazją do budowania wzajemnego szacunku, do doświadczania i okazywania miłosierdzia. Oczywiście, zgodnie z nauką św. Pawła szanujemy rządzących, ale z definicji jesteśmy krytyczni wobec nich, krytyczni w sensie pozytywnym. Kościół ma przecież funkcję profetyczno-krytyczną. Nie ma systemu społeczno-politycznego, który w pełni odpowiadałby ideałom Ewangelii, przełożonym na język Katolickiej Nauki Społecznej. W związku z tym Kościół nie może utożsamiać się z jakąś konkretną siłą polityczną czy partią.
Ale wielu katolików uważa, że dobra zmiana w Polsce, która odwołuje się do wartości chrześcijańskich, powinna mieć poparcie ze strony Kościoła i że jest to w interesie Polski. Co Ksiądz Arcybiskup na to?
- Oczywistym jest, że w zależności od formułowanych i realizowanych programów może nam być z konkretnym ugrupowaniem politycznym bardziej lub mniej „po drodze”. Zadaniem Kościoła jest promocja określonego systemu wartości i należy wspierać rządzących wówczas, gdy te właśnie wartości realizują. Ale należy to robić „profetycznie i krytycznie”, co oznacza, że powinniśmy pamiętać, iż każdy człowiek - a w konsekwencji każdy ruch polityczny - jest ułomny. „Soli Deo honor et gloria” - to słowa wypisane na frontonie katowickiej katedry, które są aktualne na każdy czas. Dla wierzących Bóg jest zasadniczym punktem odniesienia i ostateczną nadzieją zbawienia. Dochodzi do tego troska o aspekt uniwersalizmu w nauczaniu Kościoła. Każdy biskup czy kapłan, kiedy głosi homilie, musi mieć świadomość, że zwiastuje Słowo Boże a w kościele są osoby należący do różnych partii i opcji politycznych. Nam zaś nie wolno dzielić, poprzez opowiadanie się po jednej ze stron. Powinniśmy zapraszać i łączyć. Często ludzie - w atmosferze sporu - zapominają o tym, że łączy nas człowieczeństwo, wspólna Ojczyzna i historia; jeden chrzest, jedna wiara! Opinie na temat sposobu urządzania i porządkowania świata mogą nas różnić, ale rozwiązujmy te trudne problemy w duchu dialogu, a nie wśród wzajemnych potępień. Troszczmy się o dobro wspólne, a punktem wyjścia powinien być zawsze szacunek dla człowieka.
Jak można scharakteryzować prace II Synodu Archidiecezji Katowickiej, który zakończył niedawno swe prace? Co synod zmieni w życiu Kościoła na Górnym Śląsku?
- Od samego początku chciałem, aby synod „trafił pod strzechy”, stąd też był przede wszystkim synodem duszpasterskim, prowadzonym na każdym etapie we współpracy z parafialnymi radami duszpasterskimi, ruchami i stowarzyszeniami. Chcieliśmy najpierw poznać sytuację, aby potem znaleźć i zdefiniować wskazania na dzisiejszy czas. Uchwały II Synodu „Wsłuchani w Ducha” są zbiorem wskazań, które – synodowi i mnie jako biskupowi diecezjalnemu – wydawały się aktualne i potrzebne. Teraz następuje etap realizacji - który trwać będzie przez najbliższe 9 lat (nowenna) - które dzielą nas od 100-lecia utworzenia diecezji katowickiej. W tym działaniu bardzo liczę na duchowieństwo i wiernych świeckich. A grupą, która będzie w szczególny sposób zaangażowana w dzieło realizacji są rady duszpasterskie w parafiach. Staną się one teraz zespołami posynodalnymi. Oczekuję, iż będą skutecznie przekładać uchwały II Synodu na praktykę życia parafialnego. Chodzi tu głównie o budzenie świadomości odpowiedzialności za Kościół i dzieło ewangelizacji, z czego wynika większe zaangażowanie. Świadomość konieczności współpracy z wiernymi świeckimi jest u śląskiego duchowieństwa bardzo wysoka. Zresztą taka jest tradycja na Górnym Śląsku i na niej budujemy. Niebawem zostaną zarządzone wybory do parafialnych rad duszpasterskich. Mam nadzieję, że znajdą się w nich diecezjanie zaangażowani, uformowani, odpowiedzialni i chętni do działania - także w przestrzeni budowania parafialnych programów duszpasterskich w oparciu o program ogólnopolski.
Ksiądz Arcybiskup jest rodowitym Ślązakiem. Co to oznacza? Na czym polega tożsamość i ethos Śląska?
- Urodziłem się w Rudzie Śląskiej Bielszowicach. Rytm życia wyznaczały tam dwie wieże: kopalni i kościoła. To budowało naszą tożsamość: identyfikacja z Kościołem oraz górnictwem. Mój ojciec związany był z górnictwem a ja, jako kleryk, w ramach praktyki pracowałem przez rok w kopalni pod ziemią. Na tradycję Górnego Śląska składają się ethos pracy, rodzinność, przywiązanie do Kościoła, solidarność między górnikami, przywiązanie do lokalnej tożsamości. Dziś górnictwo bardzo się kurczy, zamykane są kopalnie. A śląski ethos - zawsze związany z górnictwem i hutnictwem - wydaje się być zagrożony. Nadal żywa jest jednak typowa dla Górnego Śląska „rodzinność”, poczucie więzi z rodziną, bliskość i solidarność między pokoleniami, którą podtrzymuje dom, a w nim głównie matki. Z domu i rodzinności bierze się siła oddziaływania lokalnej tradycji. W latach 50-tych i 60-tych Górny Śląsk okazał się gościnnym domem dla tysięcy migrantów z innych części Polski. Właściwie bezkonfliktowo włączyli się do lokalnych społeczności, w parafie. Na pewno w tym procesie integracji pomógł Kościół i poczucie wspólnoty w zmaganiach o budowę świątyń. Jastrzębie, Żory, Tychy to wielkie aglomeracje, gdzie integracja odbywała się właśnie przy budowie kościołów. Dużą rolę w procesie integracji przybyszów ze śląską tradycją odegrały pielgrzymki mężczyzn i kobiet do Piekar. A przy okazji, jeśli chodzi o liczbę ich uczestników, to od tego czasu nic się nie zmieniło. Pielgrzymki są nadal bardzo liczne, a sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej oblegane jest przez cały rok. Fenomenu Piekar nie da się opowiedzieć, to trzeba po prostu przeżyć, wiec zapraszam.
Niedawno na łamach "Naszego Dziennika" (z 11-12 lutego) ukazał się dodatek pod tytułem: "Odrywanie Śląska", w którym czytamy, że "celem autonomistów z Ruchu Autonomii Śląska jest wyrugowanie znaczenia polskiej tradycji i zwielokrotnienie niemieckiego wpływu na rozwój polityczny, gospodarczy i kulturowy Śląska". A jak te kwestie postrzega Kościół na Śląsku?
- Z całą pewnością nie w tak drastyczny sposób i z zachowaniem koniecznych proporcji. Mówienie o dążeniach „proniemieckich” w przypadku inicjatywy określającej siebie jako ruch autonomii jest samo w sobie nieporozumieniem. Są to po prostu „autonomiści”. W II Rzeczypospolitej autonomia Śląska była znaczna: działał Sejm Śląski, Skarb Śląski i inne autonomiczne instytucje. Był to wymóg ówczesnej sytuacji, gdyż Górny Śląsk został dopiero w 1922 r. włączony do Polski, po zwycięskim III powstaniu, jakie tu wybuchło. A Konwencja Genewska dała Górnemu Śląskowi autonomię, specjalny status respektujący prawa ludności polskiej i niemieckiej. Dzięki temu region nadal się rozwijał, stał się zapleczem przemysłowym Polski. Dzisiaj trudno twierdzić, by taka autonomia była mu potrzebna. Istnieją tu jednak inne organizacje wzmacniające tożsamość Górnego Śląska. Czynią to poprzez propagowanie przywiązania do Ojcowizny, wyrażające się m.in. powrotem do gwary, tradycji i miejscowej kultury. Z tym, że lokują siebie w tej Ojczyźnie jaką jest Polska.
Uważam, że – zamiast autonomii – Górny Śląsk wraz Zagłębiem pilnie potrzebują ustawy metropolitalnej! Mamy tu praktycznie jedno wielkie „miasto” liczące 4 mln mieszkańców. Trudno uwierzyć, że lepszym rozwiązaniem jest zarządzanie nimi jak oddzielnymi udzielnymi księstewkami. Pilnie potrzebny jest instrument prawny, który sprawi, że pewne cele realizowane będą wspólnie. Chociażby planowanie przestrzenne, komunikacja, zaopatrzenie w wodę, inwestycje, ekologia, innowacyjność, w czym pomoże połączenie nauki z przedsiębiorczością! Dziś np. nie da się podróżować po naszej aglomeracji bez zestawu biletów publicznego transportu. Ostatecznie wiec chodzi o poprawę jakości życia mieszkańców. Górnośląski Związek Miast opowiada się za ustawą metropolitalną. Wołamy o nią i mamy nadzieję, że większość parlamentarna i rząd się do tego przychylą. Kościół udziela tej inicjatywie zdecydowanego poparcia. Jasne sygnały w tej sprawie poszły do premiera i prezydenta. Ponadto - i jest to ważny argument - ustawa metropolitalna osłabi tendencje odśrodkowe. Mówię nie od dziś, że Górny Śląsk zasługuje na zaufanie, bo służy Ojczyźnie patriotyzmem rzetelnej pracy nie od dziś. I też za nią – za Ojczyznę - przelewał krew!
Młodzi są najszybciej laicyzującą się grupą społeczną w Polsce.
Ojciec Święty w czasie tej podróży dzwonił, by zapewnić o swojej obecności i modlitwie.
28 grudnia Kościół obchodzi święto dzieci betlejemskich pomordowanych na rozkaz Heroda.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.