Rose Moyer i jej mama sprawiły, że po wielu latach modlitwy ich niewierzący mężowie odnaleźli Boga. Nie taka jednak powinna być kolejność.
Bill Moyer zapytał kiedyś swoje dorosłe dzieci, kto był dla nich w dzieciństwie autorytetem i największym oparciem. Najstarszy syn odpowiedział: mama, drugi z kolei stwierdził: mama, trzecia córka powiedziała: mama i trochę ty, tato. Dopiero czwarty syn bez chwili wahania rzekł: tata. Ty byłeś najlepszym ojcem, jakiego mogłem mieć.
– Cóż, potwierdzam regułę, że mężczyźni uczą się wolno, ale jestem też przykładem, że na zmianę nigdy nie jest za późno. Dopiero po ponad 10 latach małżeństwa, kiedy najpierw zostałem katolikiem, a potem Bóg postawił na mojej drodze wielu młodych ludzi, z którymi pracowałem, zrozumiałem, że każde dziecko zapytane, czego najbardziej pragnie, odpowiada, że nie chce, by rodzice mu coś kupili, ale chce, by ojciec był w domu zaangażowany w ich wychowanie, by bardziej kochał mamę, by miał dla dzieci czas i żeby można było na niego liczyć. Nie ma dla dzieci znaczenia to, ile pieniędzy przyniesie do domu, a to nam, facetom, wydaje się bardzo ważne – mówił do mężczyzn w Lublinie Bill Moyer, gość ze Stanów, który dzielił się swoim doświadczeniem wiary.
Szukaj przyjaciela
Zwracając się do panów, stwierdził, że w pojedynkę naprawdę trudno być wojownikiem, o czym marzy każdy chłopak. – Do tego potrzebny jest Bóg i dobrze, jeśli znajdzie się choć jeden przyjaciel, facet, który będzie z tobą i wtedy, gdy będzie w życiu dobrze, i wtedy, gdy przyjdzie dół; który będzie miał odwagę powiedzieć ci, że schodzisz z właściwej drogi, i który będzie się za ciebie modlił. Gdzie takich szukać? Może właśnie tu, wśród Mężczyzn św. Józefa, w parafii św. Maksymiliana w Lublinie taki się znajdzie – zachęcał Bill.
Jeśli dziś nie ma takiego przyjaciela, trzeba oprzeć się na Panu Bogu, co dla mężczyzn nie jest łatwe. – Zacznijcie od karmienia się słowem Bożym. Najlepiej być co dzień na Eucharystii, a jeśli to jest ponad waszą miarę, zaczynajcie dzień od krótkiego czytania Biblii. Niech słowo Boże was prowadzi. Codziennie, najlepiej rano, przeczytajcie fragment Pisma Świętego lub ustawcie sobie w telefonie aplikację, która będzie na każdy dzień podawała słowo Boże. Gdy nie macie dużo czasu, by się nad nim pochylić, przeczytajcie je uważnie, a ono cały dzień będzie wam towarzyszyć. Zobaczycie, jak inaczej będzie przebiegał taki dzień – zachęcał Bill Moyer.
Powielanie przykładu z domu
Podczas gdy Bill w kościele św. Maksymiliana w Lublinie mówił do mężczyzn, jego żona w oddzielnej sali spotkała się z kobietami, z którymi dzieliła się doświadczeniem wiary. – Pochodzę z rodziny, w której było siedmioro dzieci. Pięć sióstr i dwóch braci. Odkąd pamiętam, moja mama dźwigała na swoich barkach nasze wychowanie. To ona zmieniała nam pieluchy, uczyła modlitwy, tłumaczyła, co dobre, a co złe, i chodziła z nami co niedziela do kościoła. Ojciec w te sprawy wcale się nie angażował – mówiła.
Kiedy spotkała Billa, był człowiekiem niewierzącym. Kiedyś rodzice ochrzcili go w Kościele luterańskim, ale od tamtej chwili nie miał on z nim nic wspólnego. Ponieważ Rose jest katoliczką, ślub odbył się w Kościele katolickim.
Małżeństwo Billa i Rose układało się dobrze, ale powielało schemat rodzinnego domu. Rose wychowywała dzieci, uczyła ich modlitwy i chodziła z nimi do kościoła, a Bill się do tego nie mieszał. – Przez wszystkie lata widziałam, jak moja mama modli się za mojego ojca. Wydawało się, że bezskutecznie, ale gdy wszyscy wyszliśmy z domu, czyli można powiedzieć: na stare lata, ojciec się nawrócił. Żałowaliśmy, że tak późno, ale widocznie tyle czasu potrzebował, by odnaleźć Pana Boga. Mama nigdy na niego nie naciskała, ale cały czas konsekwentnie dawała mu przykład własnego przywiązania do Jezusa i modlitwy. Robiłam więc to, co moja mama. Modliłam się za Billa – opowiadała Rose.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.