Czy kobieta może przyprowadzić męża do Kościoła?

Agnieszka Gieroba

publikacja 22.02.2017 06:00

Rose Moyer i jej mama sprawiły, że po wielu latach modlitwy ich niewierzący mężowie odnaleźli Boga. Nie taka jednak powinna być kolejność.

– Nikt nie zrozumie kobiety tak dobrze jak druga kobieta – uważa prelegentka Agnieszka Gieroba /foto gość – Nikt nie zrozumie kobiety tak dobrze jak druga kobieta – uważa prelegentka

Bill Moyer zapytał kiedyś swoje dorosłe dzieci, kto był dla nich w dzieciństwie autorytetem i największym oparciem. Najstarszy syn odpowiedział: mama, drugi z kolei stwierdził: mama, trzecia córka powiedziała: mama i trochę ty, tato. Dopiero czwarty syn bez chwili wahania rzekł: tata. Ty byłeś najlepszym ojcem, jakiego mogłem mieć.

– Cóż, potwierdzam regułę, że mężczyźni uczą się wolno, ale jestem też przykładem, że na zmianę nigdy nie jest za późno. Dopiero po ponad 10 latach małżeństwa, kiedy najpierw zostałem katolikiem, a potem Bóg postawił na mojej drodze wielu młodych ludzi, z którymi pracowałem, zrozumiałem, że każde dziecko zapytane, czego najbardziej pragnie, odpowiada, że nie chce, by rodzice mu coś kupili, ale chce, by ojciec był w domu zaangażowany w ich wychowanie, by bardziej kochał mamę, by miał dla dzieci czas i żeby można było na niego liczyć. Nie ma dla dzieci znaczenia to, ile pieniędzy przyniesie do domu, a to nam, facetom, wydaje się bardzo ważne – mówił do mężczyzn w Lublinie Bill Moyer, gość ze Stanów, który dzielił się swoim doświadczeniem wiary.

Szukaj przyjaciela

Zwracając się do panów, stwierdził, że w pojedynkę naprawdę trudno być wojownikiem, o czym marzy każdy chłopak. – Do tego potrzebny jest Bóg i dobrze, jeśli znajdzie się choć jeden przyjaciel, facet, który będzie z tobą i wtedy, gdy będzie w życiu dobrze, i wtedy, gdy przyjdzie dół; który będzie miał odwagę powiedzieć ci, że schodzisz z właściwej drogi, i który będzie się za ciebie modlił. Gdzie takich szukać? Może właśnie tu, wśród Mężczyzn św. Józefa, w parafii św. Maksymiliana w Lublinie taki się znajdzie – zachęcał Bill.

Jeśli dziś nie ma takiego przyjaciela, trzeba oprzeć się na Panu Bogu, co dla mężczyzn nie jest łatwe. – Zacznijcie od karmienia się słowem Bożym. Najlepiej być co dzień na Eucharystii, a jeśli to jest ponad waszą miarę, zaczynajcie dzień od krótkiego czytania Biblii. Niech słowo Boże was prowadzi. Codziennie, najlepiej rano, przeczytajcie fragment Pisma Świętego lub ustawcie sobie w telefonie aplikację, która będzie na każdy dzień podawała słowo Boże. Gdy nie macie dużo czasu, by się nad nim pochylić, przeczytajcie je uważnie, a ono cały dzień będzie wam towarzyszyć. Zobaczycie, jak inaczej będzie przebiegał taki dzień – zachęcał Bill Moyer.

Powielanie przykładu z domu

Podczas gdy Bill w kościele św. Maksymiliana w Lublinie mówił do mężczyzn, jego żona w oddzielnej sali spotkała się z kobietami, z którymi dzieliła się doświadczeniem wiary. – Pochodzę z rodziny, w której było siedmioro dzieci. Pięć sióstr i dwóch braci. Odkąd pamiętam, moja mama dźwigała na swoich barkach nasze wychowanie. To ona zmieniała nam pieluchy, uczyła modlitwy, tłumaczyła, co dobre, a co złe, i chodziła z nami co niedziela do kościoła. Ojciec w te sprawy wcale się nie angażował – mówiła.

Kiedy spotkała Billa, był człowiekiem niewierzącym. Kiedyś rodzice ochrzcili go w Kościele luterańskim, ale od tamtej chwili nie miał on z nim nic wspólnego. Ponieważ Rose jest katoliczką, ślub odbył się w Kościele katolickim.

Małżeństwo Billa i Rose układało się dobrze, ale powielało schemat rodzinnego domu. Rose wychowywała dzieci, uczyła ich modlitwy i chodziła z nimi do kościoła, a Bill się do tego nie mieszał. – Przez wszystkie lata widziałam, jak moja mama modli się za mojego ojca. Wydawało się, że bezskutecznie, ale gdy wszyscy wyszliśmy z domu, czyli można powiedzieć: na stare lata, ojciec się nawrócił. Żałowaliśmy, że tak późno, ale widocznie tyle czasu potrzebował, by odnaleźć Pana Boga. Mama nigdy na niego nie naciskała, ale cały czas konsekwentnie dawała mu przykład własnego przywiązania do Jezusa i modlitwy. Robiłam więc to, co moja mama. Modliłam się za Billa – opowiadała Rose.

Entuzjazm wiary

Po 10 latach małżeństwa Bill przyszedł do Rose i powiedział, że chce zostać katolikiem. – To było jak grom z jasnego nieba. Nie spodziewałam się tego, bo nic nie wskazywało na to, że coś zmienia się w jego sercu. To, co dla mnie było niewidoczne, widział jednak Pan Bóg, zapraszając mojego męża do siebie. Bill zaczął chodzić na specjalne kursy, które miały go przygotować do zostania katolikiem. Wracał z tych zajęć i nie mógł powstrzymać entuzjazmu. Opowiadał nam, czego się dowiedział, żył wiarą na każdym kroku. Pomyślałam, że ja od dziecka to znam, ale mój entuzjazm już dawno gdzieś uleciał.

W naszym małżeństwie zaczęło się zmieniać. Ja przestawałam być siłą napędową wielu spaw, przejmował je mój mąż, stając się autorytetem dla dzieci i biorąc prawdziwą, pełną odpowiedzialność za nasz los – mówiła Rose. Patrząc na swego męża, który stawał się coraz bardziej mężem Bożym i świadkiem Bożego działania, Rose też postanowiła pójść na podobny kurs, który przygotowywał Billa.

– Dobrze jest raz na jakiś czas przeżyć rekolekcje, w których odświeża się nasza relacja z Bogiem. Codzienne obowiązki potrafią nas przytłoczyć tak bardzo, że modlitwa i chodzenie do kościoła stają się nawykiem, w którym zapominamy o wielkiej radości obcowania z samym Bogiem, kochającym, czekającym na nas, przebaczającym. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez rekolekcji i grupy biblijnej, do której należę. To wspólnota kobiet podobnych do mnie, matek, żon, dobrych pracownic, które wspierają się i razem idą do Pana Boga – podkreślała Rose.

Kobieta potrzebuje towarzyszki

Podobnie jak mężczyźni, kobiety potrzebują wsparcia. Nie chodzi tu tylko o wsparcie w małżonku, ale i wśród innych kobiet. – Tak jak są sprawy, w których mężczyznę najlepiej zrozumie mężczyzna, tak jest i z kobietami. Nie jest to żadne odkrycie. Już w Biblii widać, jak Maryja, będąc brzemienną, spieszy do również brzemiennej Elżbiety. Kto lepiej zrozumie kobietę w trudnej ciąży niż druga kobieta w podobnej sytuacji? – mówiła Rose. Choć Pismo Święte nie opisuje więcej zdarzeń ze spotkań Elżbiety i Maryi, można przypuszczać, że obie były dla siebie wsparciem, gdy ich synowie rośli, potem gdy jeden poszedł nauczać na pustynię i drugi także zaczął nauczać, czynić cuda, a potem obaj zginęli. – Patrząc na Maryję, każda kobieta może odnaleźć się w podobnej sytuacji, a to sprawia, że stajemy się sobie bliskie – mówiła Rose.

Jakie znaczenie ma obecność innych kobiet, szczególnie doświadczyła Rose w ostatnim czasie, gdy wraz z siostrami zajmowała się swoją chorą matką. – Mieszkamy z Billem w Teksasie, a moja mama i pozostałe siostry w Pensylwanii. Dzieli więc nas niemal cały kontynent. Tak się stało, że gdy miałam 19 lat, moja mama nagle straciła wzrok. By funkcjonować, musiała liczyć na pomoc i wsparcie innych. Tato pomagał jej, jak mógł, ale najlepiej jej potrzeby potrafiły zrozumieć inne kobiety – opowiadała Rose.

Z biegiem lat stan zdrowia mamy się pogarszał. Dotknęła ją demencja, nie poznawała bliskich, w końcu nie panowała nad swymi potrzebami. – Wymagała stałej opieki, w czym tacie pomagały na co dzień moje siostry i ja. Starałam się na weekendy przylatywać do Pensylwanii, by odciążyć moją rodzinę i pobyć z mamą. W tym czasie, kiedy musiałyśmy mamie zakładać pampersa, urodził się mój pierwszy wnuk. To było niesamowite doświadczenie porównania, jak przy narodzeniu jesteśmy bezradni i na stare lata stajemy się jak dzieci. Myślę, że bez wzajemnego wsparcia wszystkich sióstr byłoby nam bardzo trudno – opowiada Rose.

W całej tej sytuacji nagle zmarł tata, który w porównaniu z mamą wydawał się okazem zdrowia. – Opieka nad mamą przeszła całkowicie na nas. I choć było to trudne doświadczenie, bardzo zbliżyłyśmy się z siostrami do siebie. Sama otrzymałam też tak wiele dowodów wsparcia i życzliwości od moich przyjaciółek z grupy biblijnej, że dziś tamten okres odczytuję jako błogosławieństwo. Opieka nad mamą trwała 1,5 roku. W tym czasie wiele godzin spędziłam w samolocie, latając z Teksasu do Pensylwanii i z powrotem. To też był czas darowany na modlitwę, czytanie Biblii, rozmyślania – podsumowała Rose.

Dziś Bill i Rose posługują, dając świadectwo swego życia. Bill dzieli się też doświadczeniem na temat efektywnego przywództwa. Przez 14 lat pracował z młodzieżą w parafii św. Hieronima w Waco oraz jako doradca rodzinny w Diecezjalnym Biurze Życia Rodzinnego. Doceniony został przez diecezję Austin nagrodą Przyjaciel Młodych. Prowadził ponad 150 rekolekcji i warsztatów dla dzieci, młodzieży i dorosłych wspólnie ze swym synem Billym. Wspólnie napisali też książki „Ziarno sukcesu. Podróż od sukcesu do znaczenia” i „Rekolekcje dla sukcesu. Żyj życiem świadomym celu”.

Do Polski Bill przyjechał na zaproszenie wspólnoty Mężczyzn św. Józefa. Informacje o wspólnocie można znaleźć na stronie: mezczyzni.net.

TAGI: