Plemię żmijowe - wołał Jan Chrzciciel. Czy my powinniśmy podobnie?
Słowo Boże... Cóż... Może mocno uwierać. Zwłaszcza gdy lubi się ciepłe papucie i swoją kanapę. Jasne, niesie przede wszystkim nadzieję. Ale często też jednak wymagania. Wtedy najprościej oczywiście owinąć jego ostrze jakąś zgrabną egzegezą. Albo pokazać palcem na innych, że to oni mają się zmienić. Ale gdyby tak przestać się bronić, to co?
Zastanawiam się dziś nad tym Janowym „żmijowym plemieniem”. Mam wątpliwości, czy w tym akurat powinniśmy Go naśladować. I nie rozwiewa ich lektura pozostałych czytań tej niedzieli. No bo ta zapowiedź Izajasza o przyszłym Mesjaszu: z jednej strony będzie to ktoś, kto będzie sądził do bólu sprawiedliwie. Do bólu, bo nie z pozoru i nie z pogłosek. Z drugiej mowa jest o „rózdze ust”, którą uderzy on gwałtowników. Rózga nie kojarzy się z czymś łagodnym. To może jednak czasem trzeba ostrych słów? Paweł wprawdzie, co słyszymy w drugi czytaniu, zachęca do zgody i do „przygarniania się” nawzajem. No ale może są sytuacje wyjątkowe? Jezus też przecież mówił coś o pobielanych grobach i parę innych....
Zaglądam na ekumenizm.wiara.pl . W prawej kolumnie zebrane wieści z Kościoła prześladowanego. Strasznie tego dużo. Ostatnio gdzieś tam zabili zakonnicę, gdzie indziej demonstrują przeciw budowie kościoła i zapowiadają, że w razie wybudowania to go zburzą, a jeszcze gdzie indziej napadli na Kościół. O różnych formach dyskryminacji chrześcijan już nie mówiąc. Czy mamy być w tym wszystkim potulnymi barankami? Nawet ostrych słów nie użyć?
No, niestety pamiętam też inne fragmenty Pisma Świętego. Choćby te z „Kazania na górze”, gdzie Chrystus każe nie stawiać oporu złemu. i gdzie winnym piekła ognistego nazywa tego, który lży swojego bliźniego. Rozumiem, nakręcając spiralę nienawiści doprowadza się do wybuchu wojny. I rozumiem, ze słowa ranią czasem bardziej niż kamień. No ale to jak to ma być z tymi słowami? Kiedy chodzi o Jezusa odniósłbym do siebie słowa „co wolno wojewodzie”.. itd. Ale Janowi Chrzcicielowi było wolno? A może chodzi o to, że i Jan i Jezus nie zwracali się do nikogo konkretnie, ale do grupy ludzi? Tak sobie myślę, że chodzi jednak o coś innego.
Jan był autentycznie Bożym człowiekiem. Jezus – Syn Boży – jest samym Bogiem. Chyba chodzi o to, że w ustach prawdziwie Bożego człowieka takie ostre słowa nie są obelgą. To znaczy tak można to oczywiście odebrać, ale intencją owego Bożego człowieka nie jest obrażanie, a ukłucie szpilą, by świętoszkowaty człowiek w końcu zwrócił uwagę na swoje grzechy. Różnica za zewnątrz drobna, kiedy spojrzeć na intencje – fundamentalna.
Cóż...Ja tam jednak będę z takimi słowami bardzo uważał. Bo chyba nie jestem na tyle Bożym człowiekiem, bym używając takich ostrych słów był całkowicie wolny od chęci dopieczenia bliźnim. Będę się trzymał wskazań z „Kazania na górze”. A ostrych słów zacznę używać, gdy najpierw odważę się upodobnić do Jana w innych sprawach: ubiorą się w sierść wielbłąda, owinę skórzanym pasem, a na śniadanie, obiad i kolację będę jadł tylko to, co wyżebrzę lub znajdę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.