– Jeśli Bóg zmienił moje życie, może zmienić wasze. To jest Boże miłosierdzie, doświadczyłam go – mówi Josephina Dalmoro.
Przez dwa lata do kaplicy w sierocińcu chodziła tylko po to, by bluźnić Jezusowi. – Myślałam, że Jezus jest odpowiedzialny za wszystkie nieszczęścia w moim życiu. Za to, że byłam sama, bita i psychicznie dręczona. Nie obchodziło mnie, czy za te bluźnierstwa spotka mnie kara. Byłam tak zdesperowana – Josephina Dalmoro mówi o odległej przeszłości, którą zamknęła w sercu Boga. Dziś usta, które złorzeczyły, chwalą Go i wielbią Jego miłosierdzie.
– Wyszłam z dna piekła, by stać się apostołką Bożego miłosierdzia – ciągnie opowieść Josephina, gdy zbliżamy się do apartamentowca na zamkniętym osiedlu na przedmieściach Mediolanu. Zdjęcia, obrazy i dywany o orientalnych wzorach zdradzają hinduskie pochodzenie pani domu. W salonie walizki, porozkładane ubrania. Josephina za kilka dni wylatuje do Indii. Przez ponad dwa miesiące będzie podróżować i opowiadać o Bogu bogatym w miłosierdzie.
Najbardziej grzeszne lata
Do domu dziecka trafiła, gdy miała trzy i pół roku. Była nieślubnym dzieckiem. Ojciec nie chciał, aby się urodziła, matka nie chciała wychowywać jej samotnie. W sierocińcu, prowadzonym przez siostry zakonne, matka odwiedziła ją dwa razy. Ojciec przyszedł raz. – Sierot było piętnaścioro. Inne dzieci mieszkały w zakładzie po to, by się uczyć w zakonnej szkole. Rodzice je odwiedzali, zabierali do domu na święta, przynosili prezenty. Widziałam, jak je przytulali, całowali, kochali. Marzyłam o tym samym – opowiada Josephina, dziś matka Delphiny, studentki literatury. – W sierocińcu przezywano mnie „Lucyfer” – mówi. Kiedy spoglądam na nią z niedowierzaniem, dodaje: – Pewnie byłam brzydka, czarna, nic niewarta, bezużyteczna – wylicza przymiotniki, które miały określać małą Josephinę.
Kiedy miała 15 lat, wprowadziła się do domu ojca. – Mieszkałam z jego licznymi krewnymi przez siedem i pół roku. Byłam bita, ciężko pracowałam, nie miałam czasu na naukę. Tam było prawdziwe piekło – Josephina opowiada o nieudanych staraniach zdobycia zawodu pielęgniarki, o próbach samobójczych i o najtrudniejszym okresie życia. – Wreszcie zostałam modelką. To były najbardziej grzeszne lata w moim życiu – wyznaje. – Bawiłam się w dyskotekach, podróżowałam, spałam w luksusowych hotelach. Mogło się wydawać, że jestem szczęśliwa, a ja każdego wieczoru przed snem płakałam, bo wewnątrz czułam pustkę – dodaje. Sześć lat prowadziła życie, które zostawiło w niej głębsze rany niż sierociniec i lata spędzone w domu ojca. Ale także wtedy nie przestała chodzić do kościoła, i nie było to tylko przyzwyczajenie wyniesione z domu dziecka. – Gdy szłam drogą grzechu, bałam się wejść przez święte drzwi kościoła, gdzie na ołtarzu wystawiony był Najświętszy Sakrament. Wtedy miałam w zwyczaju wchodzić do kościoła bocznymi drzwiami – opowiada.
On będzie kochał
W 1987 roku w Nowym Delhi Josephina trafiła na spotkanie modlitewne z charyzmatycznym pastorem jednego z Kościołów protestanckich. – Od pastora usłyszałam wiele proroctw dotyczących mojej przyszłości. Jedno z nich brzmiało: „Pan da ci męża, który będzie cię kochał tak, jak kocha cię Bóg”. Pomyślałam, że to żart. Nigdy przecież nie doświadczyłam miłości Boga. Śmiałam się, a pastor powtarzał, że Bóg mnie kocha.
Josephina niby nie wierzyła słowom pastora, a jednak uczepiła się ich kurczowo. Pragnęła, aby Bóg odmienił jej życie. – Dałam Bogu rok. Powiedziałam: „Jeśli chcesz zrobić to szybciej, mogę Ci asystować przez modlitwę” – przypomina sobie słowa, które brzmiały jak wyzwanie. – Poświęcałam więcej czasu na modlitwę, pościłam w każdy piątek. Ale minął rok, dwa i trzy, a mój mąż nie nadchodził. Nadal jednak pościłam i modliłam się. Teraz wiem, że Bóg w tym czasie stawiał fundamenty mojego życia duchowego – mówi dojrzalsza o ten rodzaj wewnętrznego doświadczenia, którego nie mierzy się w latach.
Męża, Giuliana Dalmoro, Włocha, poznała w Nowym Delhi w 1991 roku. – Szybko zdałam sobie sprawę, że Giuliano bardzo mnie kocha – wyznaje Josephina. – Okazało się, że można mnie kochać. Wcześniej doświadczyłam tylko nienawiści. Jakbym miała wypisany na czole przekaz dla innych: „nienawidzić”. Może była to nienawiść, którą przekazała mi matka, kiedy zostałam poczęta, a może nienawiść ojca? Czułam nienawiść świata i wydawało mi się, że świat mnie nienawidzi tak samo jak Bóg – opowiada. Poznanie męża zmieniło umysł i serce Josephiny. – Kiedy doświadczyłam miłości męża, doświadczyłam miłości Jezusa. I od tamtej pory doświadczam jej każdego dnia, od ponad dwudziestu lat – zapewnia.
To wyznanie jest kluczowe dla zrozumienia historii Josephiny. Wierzy, że Bóg okazał jej miłosierdzie, przychodząc do niej w miłości drugiego człowieka. Miłości, która nie jest tak pełna i czysta jak ta, którą może dać tylko Bóg, ale jest piękna na ludzką miarę. – Jeszcze przed ślubem opowiedziałam mężowi całe moje życie. Doceniam, że Giuliano zaakceptował moją przeszłość. Mąż nie dba o to, w jakich okolicznościach się urodziłam ani jak żyłam. Ten rozdział mojego życia jest między nami zamknięty – opowiada Josephina z pewnością, którą daje miłość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).