Kościół zyskał niedawno nowego świętego: czternastoletni José Sánchez del Río, znany z filmu „Cristiada”, wyprasza u Boga łaski dla wszystkich, którzy się do niego zwracają.
Poruszająca wielu chrześcijan na świecie historia José zaczęła się na początku XX w. W rządzonym przez masonów Meksyku robiono wszystko, żeby zniszczyć Kościół katolicki. Eskalacja tych działań nastąpiła w latach 20., w czasie rządów Eliasa Callesa. Kapłanom zakazano wtedy odprawiania Mszy, misjonarzy wyrzucono z kraju, a tych, którzy nie chcieli się podporządkować, mordowano. Przeciwko represjom wystąpił ruch oporu Cristeros, do którego należeli katolicy prowadzący powstańczą walkę z reżimem. Pomimo sprzeciwu rodziców szybko dołączył do nich mały José. W partyzantce przygotowywał posiłki, czyścił broń i nosił sztandar. Podczas bitwy w 1928 r. oddał swojego konia rannemu generałowi, a sam został pojmany przez wojsko. Nie chciano go wypuścić, aż nie wyrzeknie się Chrystusa. Pomimo tortur odmówił. Rozwścieczeni oprawcy zdarli mu skórę ze stóp, a później dokonali egzekucji. Umierał, krzycząc: „Niech żyje Chrystus Król!”. Własną krwią zakreślił na ziemi znak krzyża.
zasoby internetu
Bł. José Sánchez del Río.
W 2005 r. Benedykt XVI beatyfikował nastoletniego męczennika, ale większą popularność José zyskał dopiero w 2013 r. Na ekrany kin wszedł wtedy film „Cristiada”, poświęcony meksykańskiemu ruchowi oporu. – Przedtem w Polsce praktycznie nikt nie słyszał o tym błogosławionym – przyznaje Barbara Ziembicka, prezes ST Films, dystrybutora obrazu, oraz członek zarządu Fundacji SOS dla Życia. Z pasją opowiada GN o rozwoju kultu małego José w Polsce i o cudownych uzdrowieniach, które dokonały się za jego wstawiennictwem.
Kino w twojej parafii
Kiedy „Cristiada” zdobywała serca polskiej publiczności, losami José zaczęło interesować się coraz więcej osób. Obserwując rodzącą się potrzebę kultu błogosławionego, producent filmu Pablo José Barroso pomógł Polakom w zdobyciu jego relikwii. Z Meksyku przywiózł je ks. Tomasz Jegierski, prezes Fundacji SOS dla Życia. Kapłan podkreśla, że od początku zainteresowanie nimi było ogromne. – Bardzo szybko poszły w Polskę, peregrynowały od jednej parafii do drugiej. Zaczęło się od Rzeszowa – wspomina.
Od 2013 r. relikwie Meksykanina razem ze szczątkami bł. Karoliny Kózkówny odwiedziły co najmniej 130 miejsc. Do listy, którą prowadzi Barbara Ziembicka, cały czas dopisują się kolejni chętni. Peregrynacje odbywają się głównie w parafiach, ale także w hospicjach, domach pomocy społecznej i szkołach. Zazwyczaj są poprzedzane projekcją filmu oraz katechezą. W ten sposób zachęca się młodych do kultu błogosławionego.
Uczestnicy peregrynacji w kościołach wspominają, że umocniły one wspólnoty parafialne. – Te relikwie były u nas dosłownie przez dwie godziny, ale bardzo dużo osób w tym czasie przyszło modlić się za wstawiennictwem błogosławionego – mówi ks. Krzysztof Cieśla, wikariusz parafii św. Jadwigi Królowej w Rzeszowie. Z kolei ks. Artur Ważny, który w 2013 r. był proboszczem parafii NMP Królowej Polski w Tarnowie-Mościcach, widział u uczestników niesamowite przemiany duchowe. – Ku mojemu zaskoczeniu także dla młodych było to mocne doświadczenie, dzielili się nim – opowiada. Jarosław Sokół, zastępca prezesa zarządu KSM w Białymstoku, organizator peregrynacji na Podlasiu, potwierdza jego słowa. – Wielu sądziło, że przyjdą trzy starsze babcie, a było naprawdę wielu młodych. To ożywiło nasz Kościół – przyznaje.
Na Śląsku matki przykładały zdjęcia swoich trudnych w wychowaniu synów do relikwii, prosząc o ich przemianę. W wielu kościołach zaczęły powstawać formacje Cristeros, pomagające młodym chłopcom stać się odpowiedzialnymi mężczyznami, a na bierzmowaniu młodzi coraz chętniej wybierali na patrona bł. José.
Moda na wartości reprezentowane przez Sáncheza del Río to konkretny owoc peregrynacji, ale znacznie mocniejsze są cuda uzdrowień, których wielu uczestników doświadczyło na własnej skórze.
Cudowny pediatra
W styczniu br. papież Franciszek podpisał dekret potwierdzający uzdrowienie za wstawiennictwem José nieuleczalnie chorej dziewczynki. Ximena Guadalupe Magallon Gálvez miała poważną wadę mózgu. Rodzice błagali błogosławionego o cud, a ten szybko spełnił ich prośby – dziecko jest już zupełnie zdrowe.
Nasi rozmówcy podkreślają, że wiele takich przypadków miało miejsce także w Polsce. – Przy relikwiach jest księga, w której zapisywane są podziękowania za otrzymane łaski. Przez te wszystkie lata nazbierało się w niej bardzo dużo pięknych historii – potwierdza Barbara Ziembicka. Opowiada GN o znanych jej przypadkach uzdrowień, zaznaczając, że w zdecydowanej większości dotyczą dzieci, o które José dba w szczególny sposób.
Pierwszy cud, który zapadł jej w pamięć, miał miejsce w Rzeszowie. – Tuż przed pokazem „Cristiady” w jednym z kościołów podeszła do mnie starsza pani i ze łzami w oczach zapytała, czy mogłaby przyjąć relikwie bł. José do domu – opowiada. Okazało się, że wnuczka kobiety ma guza mózgu, groziła jej całkowita utrata wzroku. Relikwie szybko trafiły do jej domu. – Jakiś czas później zadzwoniła do mnie, płacząc ze szczęścia: guz całkowicie zniknął. Lekarze, nie dowierzając, na wszelki wypadek powtórzyli badania. Diagnoza potwierdziła się – wyjaśnia B. Ziembicka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).