Rozmowa z ks. prof. Radosławem Chałupniakiem, nowym dziekanem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego i redaktorem naczelnym czasopisma „Katecheta”.
Andrzej Kerner: Księdza Profesora często widać w sutannie. Dlaczego?
Ks. Radosław Chałupniak: Sutanna wciąż jest zwyczajnym ubiorem księdza i pięknym znakiem jego kapłaństwa. Moi wychowawcy w seminarium często mówili o sutannie, a mnie zapadły te słowa w serce i tak zostało. Ks. prof. Kazimierz Dola, ówczesny rektor, powiedział kiedyś, że ksiądz nie musi tłumaczyć się, że chodzi w sutannie. Widać, dożyliśmy takich czasów, że z tego też trzeba się tłumaczyć. Z kolei nasz ojciec duchowny i jednocześnie promotor mojej pracy magisterskiej, ks. Zygmunt Nabzdyk, mówił: „Jeśli masz wątpliwość, czy iść dokądś w sutannie, lepiej wcale tam nie chodź”. Mądre słowa, do których często wracam.
Jako młody chłopak słuchałem, a nawet próbowałem śpiewać piosenki Jacka Kaczmarskiego. Wśród nich jest słynna „Zbroja”, która tak bardzo kojarzy mi się z kapłańską sutanną. Kiedyś na moim rodzinnym osiedlu – w Opolu na dawnym ZWM-ie (dziś AK) – ktoś rzucił za mną kamieniem tylko dlatego, że szedłem w sutannie. Sutanna nie wszystkim się podoba. Wiem, że łatwo zrezygnować z noszenia sutanny, że jako księża możemy znaleźć wiele argumentów, by zwolnić się z tego obowiązku-przywileju. Zachęcam kleryków, by do szkoły szli w sutannach – taki znak jest potrzebny dzieciom i młodzieży, a także nauczycielom i rodzicom. I nie chodzi tylko o zewnętrzny, formalny autorytet, o którym przypominają specjaliści od komunikacji niewerbalnej. Z sutanną związane jest zobowiązanie i przypomnienie tego, co przyrzekaliśmy w czasie święceń, do Kogo należymy i Komu chcemy służyć. Poza tym… nosząc sutannę, nie muszę się martwić, „w co mam się dzisiaj ubrać”.
Obowiązków nie brakuje: od niedawna jest Ksiądz również redaktorem naczelnym kwartalnika „Katecheta”. Czy zgoda na kandydowanie na stanowisko dziekana przyszła łatwo?
Czasopismo „Katecheta” skierowane jest do rodziców, nauczycieli i duszpasterzy. Bardzo zależy mi na tym, by łączyć różne środowiska katechezy: rodzinę, parafię i szkołę, byśmy na nowo odkryli, jak wielkim i odpowiedzialnym powołaniem jest wychowanie, zwłaszcza odnoszące się do wartości katolickich. Najnowszy numer „Katechety” poświęcony jest właśnie pedagogice katolickiej, która w ostatnich dziesięcioleciach była mocno marginalizowana, a którą współcześnie warto rozwijać i stosować. Praca redaktora naczelnego to liczne spotkania z ludźmi, czytanie i poprawianie tekstów, planowanie kolejnych tematów. Lubię to zaangażowanie i daje mi ono wiele radości. Cieszę się, kiedy rośnie liczba naszych czytelników, kiedy sporo osób sięga po „Katechetę”, a także zagląda na naszą stronę katecheta.pl i profil na Facebooku.
Kandydowanie na stanowisko dziekana WT stanęło przede mną jako ważne wyzwanie. Starałem się odczytać całą tę sytuację w kontekście mojego powołania. Moja praca na Uniwersytecie Opolskim (w przyszłym roku będzie już 20 lat!) to zajęcia ze studentami – wykłady, ćwiczenia i hospitacje, ale także przygotowywanie publikacji czy konferencji naukowych. Przez 10 lat byłem duszpasterzem studentów i razem tworzyliśmy DA „Resurrexit”, później zaangażowałem się w duszpasterstwo absolwentów, wróciłem także do mojej „pierwotnej miłości”, jaką jest Ruch Światło–Życie. Przed wyborami dziekana postawiłem sobie pytanie, czy chciałbym i mógłbym zrobić coś dobrego dla studentów i naszego wydziału. Jestem głęboko przekonany, że Pan Bóg przygotowuje nas do różnych zadań, że – choć dzisiaj może nie do końca czujemy się zdolni – On działa także w naszych słabościach. Dzieją się dobre, Boże sprawy, a ja próbuję je odczytać i być posłusznym. Zawsze można oglądać się na innych, ale przede wszystkim trzeba umieć wyznać: „Oto ja, Panie, poślij mnie”.
Specjalnością Księdza Profesora jest katechetyka. Dlaczego maleje liczba młodzieży na lekcjach religii w szkole?
Już w 1990 r. prorokowano, że kończy się „Kościół masowy”, że powiew wolności odsunie wielu ludzi, zwłaszcza młodych, od Boga i wiary. Te przepowiednie nie do końca się spełniły, a przynajmniej zmiany nie przebiegają tak gwałtownie, jak zapowiadano. To prawda, że spora część naszego społeczeństwa określa dziś siebie jako „niewierzący” lub „religijnie obojętni”. Z badań wynika, że do tej grupy przyznaje się co piąty młody Polak, a może i więcej. Takie dane smucą i prowokują do przemyśleń, do modlitwy i do większego jeszcze zaangażowania. Z drugiej strony trzeba widzieć sprawę szerzej. W zeszłym roku uczestniczyłem w sympozjum katechetycznym w Słowenii. Jest to jeden z nielicznych krajów w Europie, gdzie nie funkcjonuje szkolne nauczanie religii, a katecheza odbywa się wyłącznie przy parafii. Myślę, że jest wiele punktów wspólnych, które umożliwiłyby ciekawe porównanie religijności Polaków i Słoweńców.
Wszelkie bowiem porównywanie historyczne typu: „30, 40 lat temu było inaczej” nie jest właściwe, gdyż nie uwzględnia ogromnych przemian społeczno-politycznych, jakie dokonały się w ostatnich latach. Zestawienie dwóch podobnych społeczeństw może wykazać m.in., że obecność religii w szkołach ma wiele zalet, choć oczywiście ma też swoje wady. Wielu młodych odchodzi od Boga i Kościoła, lecz – jak się okazuje – te odejścia niekoniecznie muszą być spowodowane słabą jakością szkolnej katechezy. Wiara niekiedy potrzebuje dystansu, a nawet swoistego zakwestionowania. Słynny ewangeliczny syn marnotrawny zapewne nigdy nie odkryłby, jak wielka jest miłość ojca, gdyby wpierw od niego nie odszedł. Często przypominam sobie i innym, że zadaniem wychowawców (rodziców, nauczycieli, księży) jest przekazywanie doświadczenia domu, dobra i miłości. Nie chroni to młodych od buntu czy ucieczek, ale w chwilach kryzysu przypomina, że mają dokąd wrócić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W wypadku Newmana droga życiowych poszukiwań byłą bardzo długa.
Pielgrzymka Pokoju ma na celu przesłanie przeciwko utrzymującemu się zagrożeniu nuklearnemu.
Homilia abp. Adriana Galbasa wygłoszona podczas Mszy św. pogrzebowej śp. Anatola Czaplickiego.
Papież przestrzegł przed uleganiem pozornie atrakcyjnym, ale płytkim ideologiom.