59 Północnokoreańczyków przyjęło właśnie chrzest. W ich kraju nie ma ani jednego księdza, a bycie chrześcijaninem uznawane jest za zbrodnię kryminalną.
O Korei Północnej słyszymy głównie przy okazji kolejnych prób jądrowych przeprowadzanych przez ten kraj. Jednak o tym, co tak naprawdę się tam dzieje i jak żyją ludzie wiemy naprawdę bardzo niewiele. Ścisła kontrola społeczeństwa, mediów i internetu sprawia, że zza tej szczelnej komunistycznej kurtyny niewiele wycieka. Stąd też bardzo mało wiadomo o życiu tamtejszych chrześcijan. Organizacje pomocowe, jak Open Doors czy Pomoc Kościołowi w Potrzebie, szacują, że jest tam ok. 400 tys. wyznawców Chrystusa, w tym 10 tys. katolików. Co najmniej 6 tys. chrześcijan za swą wiarę przetrzymywanych jest w obozach pracy. Ta metoda reedukacji ma ich nawrócić na jedyną słuszną religię, jaką jest kult Kim Il-Sunga, ojca ojczyzny i dziadka obecnego dyktatora. Wszyscy wiedzą, że kto wyznaje inną religię może zostać rozstrzelany.
Wspomnianych 59 Północnokoreańczyków, którzy przyjęli ostatnio chrzest to uciekinierzy. Paradoksalnie Jezusa poznali w komunistycznych Chinach, które były etapem na ich drodze ku wolności. Reszta dopełniła się w Korei Południowej. Na swej drodze spotkali ludzi, którzy pokazali im Boga, wyjaśniali Biblię a niosąc konkretną pomoc przekonali o prawdziwości Ewangelii.
Wśród nich była 25 letnia Young-ae Kim, jej ojciec był sekretarzem partii. Uciekła po tym, jak ten zmarł i rodzina nie miała z czego żyć. Od chińskiego księdza usłyszała pytanie, które dla niej oznaczało totalną rewolucję: "Czy wiesz, że istnieje byt zwany Bogiem?" "Nie wiedziałam, że Bóg istnieje" – wyznaje. Aż trudno uwierzyć, że w zglobalizowanym świecie, o masowym przepływie informacji, w podobnej nieświadomości żyją miliony jej rodaków. Tak rozpoczęła się jej droga do Kościoła i lekcje katechumenatu, na których ksiądz starał się im wytłumaczyć pojęcia nieprzystawalne do ich dotychczasowej wiedzy i doświadczenia zrozumiałym językiem: „Jeśli zostaniecie ochrzczeni będziecie należeć już do partii chrześcijańskiej, a nie partii komunistycznej”.
Tacy ludzie jak ona mają do odegrania fundamentalną rolę w misyjnym głoszeniu Ewangelii w Korei Północnej. Kraju, w którym nie ma ani jednego katolickiego księdza i jest tylko jeden katolicki kościół w Jangchung. Bardziej ma on przekonać turystów, że w kraju istnieje wolność religii, niż jest miejscem kultu. Nie sprawuje się tam Mszy, ale świecki mężczyzna przewodniczy Liturgii Słowa. Badania ONZ potwierdziły, że kto wyznaje w Korei Północnej chrześcijaństwo traktowany jest jako kryminalista, a wiara w Jezusa przyrównywana jest do opium narodu, co sami znamy z przeszłości, i symbolu inwazji kapitalistycznej na ten kraj. Obozy pracy pełne są wyznawców Chrystusa. Mimo to, ta mała wspólnota ciągle rośnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.