Na środku stało wielkie biurko. Pod ścianą proste wąskie łóżko, nad którym wisiał krzyż. Były jeszcze niewielka szafa i biblioteczka. W takim lokum w pałacu w Kozłówce zamieszkał ks. Stefan Wyszyński, który podczas wojny był jednym z gości państwa Zamoyskich.
Za wysoką kutą bramą, pośród zielonych krótko strzyżonych trawników, kolorowych klombów i alejek wysypanych żwirem, widać było pałac. Robił niezwykłe wrażenie bielą elewacji, kolumnami, czerwoną dachówką, elegancją. Po jego prawej i lewej stronie zbudowano dwie piętrowe oficyny. Nieco skromniejsze w swoim wyglądzie, ale nawiązujące do pałacu. Wszystko otaczała wypielęgnowana zieleń.
Po lewej stronie od frontu można było skręcić do różanego ogrodu. Za pałacem rozpościerał się park z fontanną, pełen alejek pośród drzew. Majątek kozłowiecki słynął ze swej urody i położenia pośród lasów, w pobliżu stawów i łowisk. Żeby do Kozłówki dotrzeć, trzeba było zboczyć na wysokości Lubartowa z głównego traktu wiodącego z Lublina do Białegostoku. To położenie nieco na uboczu, połączone z wielkim sercem i otwartością właścicieli majątku państwa Zamoyskich sprawiło, że odwiedzany chętnie przez różnych znajomych pałac, podczas II wojny światowej stał się miejscem schronienia dla wielu osób poszukiwanych przez Niemców, inteligencji, artystów, księży zagrożonych aresztowaniem.
Pod latarnią najciemniej
Niestety, jedną z oficyn przypałacowych zajęli Niemcy, ale zgodnie z przysłowiem, że pod latarnią najciemniej, zarówno w pałacu, jak i drugiej oficynie przebywało wielu gości poszukiwanych przez okupanta. Wśród nich znalazł się ks. Stefan Wyszyński, zaproszony do Kozłówki przez siostry franciszkanki z Lasek, które też znalazły z dziećmi schronienie u państwa Zamoyskich, jako ich kapelan. Wschodnia oficyna została oddana na mieszkanie siostrom i ich niewidomym podopiecznym. Sam ks. Wyszyński, który przybrał nazwisko Okoński, został umieszczony w pałacu. Zajął on pokoik obok kaplicy, który przez wspólną łazienkę sąsiadował z pokojem oddanym podczas wojny państwu Znamierowskim, zaprzyjaźnionym z Zamoyskimi.
Jak się okazało, prof. Czesław Znamierowski był także znajomym ks. Wyszyńskiego. Dzięki wspomnieniom córki profesora Moniki Znamierowskiej oraz zapiskom innych gości, przebywających podczas wojny w Kozłówce, udało się odtworzyć pokój, w którym zamieszkiwał ks. Wyszyński. – Pani Monika była wówczas młodą dziewczyną, która wraz z bratem przychodziła do pokoju ks. Wyszyńskiego na lekcje religii. Jej tato prof. Czesław Znamierowski uważał, że okupacja nie zwalania nikogo z pobierania nauk, więc korzystano z faktu, że wśród gości państwa Zamoyskich był ks. Wyszyński i uczył dzieci katechezy oraz łaciny. To dzięki wspomnieniom pani Moniki, ale też i innych osób przebywających wówczas w Kozłówce, udało się nam odtworzyć wystrój pokoju, w którym mieszkał ks. Wyszyński. Tak powstała wystawa, którą już na stałe będzie można oglądać w pałacu – mówi Grażyna Antoniuk, kurator wystawy.
Basia grymasi
Ksiądz Wyszyński przebywał w Kozłówce od 1 sierpnia 1940 do 1 września 1941 roku. W sierpniu do grona pałacowych gości dołączyła rodzina Znamierowskich. Najmłodsza Monika dobrze zapamiętała sąsiada, z którym nie tylko mieszkali przez ścianę, ale który okazał się być księdzem uczącym dzieci i dorosłych. – Wysoki, szczupły, o nieco pochylonej sylwetce, jasnej karnacji i pogodnym uśmiechu, robił wrażenie człowieka skupionego, zrównoważonego, nie ulegającego gwałtownym emocjom. Ks. Wyszyński i ojciec nasz, zbliżeni zainteresowaniami i charakterem pracy badawczej, prowadzili często długie rozmowy – wspomina pani Monika.
W jej pamięci ks. Wyszyński utkwił jako człowiek niezwykle skromny, nieprzywiązujący wagi do dóbr materialnych. – Potwierdzają to wspomnienia innych gości, którzy zgodnie podkreślają, że odmówił np. propozycji pani Zamoyskiej podawania mu posiłków do pokoju wzmacniających ubogą kozłowiecką dietę – mówi Grażyna Antoniuk. O tym, jak był stanowczy w swoim postanowieniu pozostawania na równi z najbiedniejszymi mieszkańcami pałacu, opowiadają także siostry, które na użytek konspiracji przed Niemcami nazywały ks. Wyszyńskiego „Basią”.
Podczas wojny w Kozłówce z niewidomymi dziewczętami ukrywała się także s. Nulla, czyli Lucyna Westwalewicz, niezwykle utalentowana plastycznie i literacko, która tworzyła bajki dla dzieci ilustrowane rysunkami z życia pałacu kozłowieckiego. Na kilku z nich widnieje „Basia”, czyli ks. Wyszyński. Jedna z ilustracji pokazuje „Basię”, która odmawia wypicia szklanki mleka. Na ilustracji s. Nulla umieściła podpis: „Basia znów grymasi”. Chodziło o to, że mleka było bardzo mało i nieliczni w pałacu je dostawali. Czasem hrabina Zamoyska przysyłała szklankę ks. Wyszyńskiemu, który konsekwentnie odmawiał jej wypicia, przekazując mleko dzieciom – opowiada kurator wystawy.
Każdy chciał być użyteczny
Wiadomo także, że ks. Wyszyński pracował dużo. Poza własną pracą naukową, której mimo wojny nie zaniechał, prowadził rekolekcje oraz wykłady i spotkania dyskusyjne, nie tylko dla sióstr, ale otwarte dla każdego, kto chciał słuchać. A tych słuchaczy przybywało. Wiele osób przychodziło specjalnie do Kozłówki, by rozmawiać z ks. Wyszyńskim, spowiadać się, radzić w różnych sprawach. – W mojej pamięci zapisała się wojenna Wielkanoc, którą spędziliśmy w Kozłówce. Ks. Wyszyński szczególnie uroczyście sprawował wówczas liturgię i w Wielki Czwartek umywał nogi ludziom ze wsi, którzy przychodzili modlić się w kaplicy pałacowej – wspomina Monika Znamierowska.
Na co dzień życie w pałacu przebiegało utartym torem, z którego nikt się nie wyłamywał, niezależnie od tego, czy był gościem i jakie stanowisko dawniej piastował. Każdy starał się mieć jakieś zajęcie. Na przykład hrabina Zofia Czacka była majordomusem, a Antonina Lipska nadzorowała prace ogrodnicze. Profesorowie, a było ich oprócz ks. Wyszyńskiego i Czesława Znamierowskiego kilku, przerabiali z młodzieżą program szkoły. Jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń z tego okresu miało miejsce w 1941 roku. Po niespodziewanym aresztowaniu hrabiego Aleksandra Zamoyskiego, któregoś ranka dotarła do pałacu wiadomość o oddziałach niemieckiej żandarmerii polowej, która zmierza dokonać obławy. Natychmiast wszyscy młodzi mężczyźni ukryli się w pałacowych zakamarkach na strychu lub w tunelach pod kaplicą.
Pozostałych mieszkańców, w tym hrabię Zamoyską, ks. Wyszyńskiego, rodzinę Znamierowskich i wielu innych, Niemcy wyprowadzili na łąki. Ustawiono ich w szeregu, a przed nimi karabin maszynowy i oznajmiono, że zostaną rozstrzelani w odwecie za zniszczenie niemieckich kontyngentów żywnościowych. Kiedy sądzono, że to pożegnanie z życiem, z szeregu wystąpiła hrabina Zamoyska i czystą niemczyzną, podniesionym głosem zwymyślała niemieckiego oficera, oznajmiając mu, że poniesie poważne konsekwencje za taki akt terroru. Zaskoczony Niemiec zrezygnował z rozstrzelania mieszkańców pałacu.
Wydarzenie to stało się powodem opuszczenia Kozłówki przez niektórych gości, którzy by nie narażać gospodarzy, postanowili znaleźć miejsce schronienia gdzie indziej. Wśród nich był ks. Wyszyński, który z synem prof. Znamierowskiego Krzysztofem ruszyli piechotą w kierunku Nasuwowa, by tam znaleźć czasowe lokum. Ostatecznie Kozłówkę ks. Stefan Wyszyński opuścił 1 września 1941 roku. Pokój odtworzony w pałacu przypomina niezwykłego gościa, który przez 13 miesięcy znajdował schronienie w kozłowieckim pałacu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).