Podobno nawrócenie polega przede wszystkim na zmianie sposobu myślenia. Oj, przydałoby się. W wielu sprawach.
Po co go promujecie – słyszą czasem dziennikarze katolickich mediów, gdy ośmielą się napisać tekst o niewłaściwym człowieku czy z nim porozmawiać. Przecież on – i tu pada seria wyjaśnień. Nie zawsze sensownych. Wyznacza z kim można, a z kim nie można oczywiście nie jakiś konkretny człowiek czy instytucja. Raczej... No, upraszczając, powiedzmy, że „katolicki” mainstream.
Ilekroć dochodzą do mnie takie uwagi mam ochotę złośliwie zauważyć, że praca dziennikarza czy redaktora polega jednak na czym innym niż praca propagandzisty. Chirurg i patolog to jednak zupełnie inne profesje, choć jeden i drugi zajmuje się ludzkim ciałem. No ale...
Myślę, że udzielanie głosu w katolickich mediach także tym, z którymi wielu katolików się nie zgadza, to przede wszystkim przejaw szacunku dla tych, którzy myślą inaczej. Nie, nie chodzi o to, by każdemu inaczej myślącemu dawać miejsce, ale niektórych postaci czy tematów nie sposób po prostu pominąć. Nie chcielibyśmy, by to nas, katolików, kneblowano; nie chcielibyśmy by nasze argumenty w publicznej debacie ignorowano, by nasz głos nie mógł się przebić. Dlatego nie powinniśmy robić tak samo. Przypomnę, że wynika to z Ewangelii, ze „złotej zasady”, Jezusa: „wszystko, co byście chcieli, by ludzie wam czynili i im czyńcie”.
Myślę, że nieumiejętność słuchania tych, którzy nie myślą dokładnie tak samo jak my, to przyczyna wielu nieszczęść. Nie tylko zresztą w życiu społecznym. Także rodzinnym. Rodzice nie słuchają dzieci, dzieci nie słuchają rodziców. Po co, przecież i tak wiemy, co chcą powiedzieć, prawda? Otóż nie. Najczęściej nie mamy zielonego pojęcia. Wydaje nam się tylko. I gdybyśmy umieli się nawzajem słuchać, wielu konfliktów można by uniknąć. W życiu społecznym jest bardzo podobnie....
Po drugie, już może mniej ewangelicznie... Udzielenie głosu inaczej myślącym, a jednocześnie zadawanie im niewygodnych pytań, podejmowanie z nimi polemiki, to świetna okazja do pokazania miałkości ich poglądów, do wytknięcia im błędów. Sęk w tym, że kultura wymaga wtedy, by nie wdeptywać rozmówcy w ziemie; nie można używać obraźliwych sformułowań czy porównań, trzeba zadowolić się rzeczowymi argumentami. Ten kto jest przekonany że ma rację, takiej konfrontacji na pewno jednak bać się nie musi. Że mniej rozgarnięci nie zrozumieją, jak się im nie powie jak jest metodą „kawa na ławę” ? Oj, nie obrażajmy inteligencji „mniej rozgarniętych”...
A po trzecie.. Wydaje mi się, że chrześcijanie nigdy nie powinni tracić z oczu celu, w jakim to czy owo próbują w świecie zmienić. Chodzi o to, żeby było dobrze. Ale będzie dobrze tyko wtedy, gdy ludzie będą do tych czy innych rozwiązań przekonani, a nie gdy się im te rozwiązania narzuci Niedopuszczanie do głosu tych, którzy myślą inaczej to metoda ustrojów totalitarnych; to uprawianie propagandy. To przemoc i gwałt. Podobnie jak w rodzinach, do niczego dobrego w życiu społecznym nie prowadzący. Narzucanie innym własnych poglądów bez przekonania ich do swoich racji w życiu społecznym skończy się w końcu tak samo, jak w rodzinie: wielką awanturą. Przerabialiśmy to już przy okazji niejednej rewolucji. A gdy już to takich dochodzi winni ciemiężenia innych, zdumieni mrugają oczami pytając, o co w ogóle tym niewdzięcznikom chodzi. Podobnie jak despotyczni mężowie, ojcowie, żony, matki, teściowe, teściowie....
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.