– Każdy człowiek – singiel czy nie – musi dobrze poznać siebie, aby nie szukać „lekarza” w drugiej osobie, bo w ten sposób nie uleczy swojego „ja” – mówi Ania.
Chce, żeby mówić do niej tylko po imieniu. – Ja tych spotkań nie chcę firmować własnym nazwiskiem. Najważniejsze, że one się odbywają i nadal przyciągają ludzi – mówi.
U św. Mikołaja
Gdyńska historia Mszy św. z modlitwą o dobrą żonę, dobrego męża ma już prawie rok. Wszystko zaczęło się w maju. Ania, która była wówczas singielką, wyszła z inicjatywą nie tylko modlitewnych spotkań dla osób poszukujących swojej drugiej połówki, ale także miniwarsztatów pomagających w lepszym zrozumieniu siebie samego. – Szukałam spotkań dla osób samotnych. Kiedy zaczęłam się rozglądać w swojej okolicy, okazało się że najbliższe są w Sopocie, a to było dla mnie stanowczo za daleko – uśmiecha się.
Zdecydowała, że pomysł odnośnie modlitewnych spotkań dla singli przedstawi proboszczowi w swojej parafii. – Faktycznie, przyszła do mnie i powiedziała, na czym ma polegać ta inicjatywa. Nie ukrywam – ucieszyłem się, że osoba świecka przedstawia taki koncept, bo to oznacza, że jest potrzeba takiego konkretnego dzieła, którego zrealizowanie może przynieść korzyść wielu osobom – zauważa ks. Jacek Socha, proboszcz parafii św. Mikołaja w Gdyni-Chyloni.
Proboszcz podkreśla, że spotkania w modlitewne w Gdyni pozwalają odczytać swoje powołanie. – Uczestnictwo w tej modlitwie pomaga ludziom odkryć, kim są. Pojawia się w nich wolność w zaakceptowaniu swojego powołania. Być może niektórzy zostaną sami do końca, ale będą potrafili to przyjąć. Natomiast te osoby, które może dzięki tym spotkaniom się poznają i zrealizują w małżeństwie, będą wiedziały, że zeszły się we wspólnocie wiary, co daje poczucie bezpieczeństwa, że związek nie jest tymczasowy – mówi.
Realizować siebie
Trudno powiedzieć, ilu singli uczestniczyło w pierwszej, rozpoczynającej cykl Mszy św. Wiadomo natomiast, że pierwsze tematyczne spotkanie, które odbyło się po Eucharystii, zgromadziło ponad 20 osób, także spoza parafii. Po spotkaniu jeszcze kawa i herbata – chwila na nawiązanie znajomości, wymianę doświadczeń i można odliczać czas do kolejnej czwartej niedzieli miesiąca. Chociaż nie bez refleksji, bo każde spotkanie taką refleksję powinno wzbudzić. Do pracy nad sobą. Bo do odnalezienia swojej drugiej połówki w przyszłości należy zacząć przygotowywać się już teraz, najlepiej dzisiaj.
– Właśnie o to przygotowanie siebie chodzi w tej inicjatywie. Został nam dany pewien czas, który możemy, a nawet powinniśmy spożytkować mądrze. Dla nas, jako chrześcijan, zawsze dobrą drogą jest zawierzenie Bogu siebie, swojej drogi życiowej i powołania, ale także realizacji marzeń, planów, zamierzeń oraz pasji – podkreśla Ania. Stąd tematy spotkań są bardzo różnorodne, choć w dużej mierze ukierunkowane na relacje międzyludzkie. Rozmawiali m.in. o odcinaniu pępowiny, czyli o relacji z rodzicami, dojrzewaniu i budowaniu własnej drogi życia. Był także cykl pogadanek prowadzonych przez Ewę Kuczkowską, psychologa społecznego.
– Mam pewność, że czas, który teraz przeżywacie, chociaż trudny i ciężki, jest czasem napełnionym sensem. Ten moment w życiu, w którym obecnie się znajdujecie, został wam dany, żebyście mogli przygotować siebie na miłość, tę prawdziwą, dojrzałą – mówiła E. Kuczkowska w czasie jednego ze spotkań. Ania potwierdza.
– Każde doświadczenie życiowe ma ogromny wpływ na zawierane przez nas później małżeństwa oraz na podejmowane decyzje co do wyboru osoby. Poświęcenie uwagi naszym indywidualnym trudnościom, potrzebom i różnicom w patrzeniu na miłość, rodzinę, związki, to szansa na znalezienie swojej drugiej połówki – mówi. Dlatego, oprócz relacji międzyludzkich, koncentrują się również na pasji czy hobby. – Kiedyś zastanawiałam się, jaki powinien być ten wymarzony facet. Wyszło mi, że dobrze by było, gdyby był dobrym tancerzem, i wtedy mnie olśniło – skoro on będzie umiał tańczyć, a ja nie, to istnieje możliwość, że to ja nie będę tą jego wymarzoną, dlatego jeżeli w głowie mamy jakiś plan na siebie, warto go zrealizować – mówi Ania.
Randka po kościele
– Wiesz, gdybym miała normalniejsze życie i kogoś obok, byłoby mi łatwiej. Teraz każdy mówi, że samemu jest łatwiej, ale to nieprawda – mówi Paulina, 32-latka z Gdańska. Kobieta jest stewardessą. – Nieregularna praca nie ułatwia mi znalezienia „tego jedynego”. Próbowałam już chyba wszystkiego: wyjść do klubów, randek w ciemno, przesiadywania w kawiarni, a ostatnio nawet zapisałam się na siłownię. Koleżanki z pracy mówią: „A po co ci facet? Same z nim kłopoty. Tak możesz być gdzie chcesz, z kim chcesz i kiedy chcesz”. Wszystko fajnie, tylko sęk w tym, że ja chcę mieć męża, ale nie dlatego, że chcę, bo chcę, ale czuję, że tylko tak się spełnię – mówi Paulina.
Msza św. w każdą czwartą niedzielę miesiąca oraz odbywające się po niej spotkania to propozycja dla każdego, kto czuje się powołany do małżeńskiego życia. – Tylko proszę naszych spotkań nie mylić z tzw. szybkimi randkami. My tu nie mamy magicznego płynu, który w jednej chwili zmieni singla w szczęśliwego współmałżonka – to tak nie działa. Podsuwamy jedynie kierunek, stawiamy na drodze życia drogowskaz, którym można się zasugerować, żeby stworzyć szczęśliwy związek – mówi Ania.
Nie wolno tylko zapominać o szeroko otwartych oczach i sercu. – Bo można kogoś przegapić. Osobę, która jest przy nas cały czas, ale my patrzymy w dal za kimś, kogo jeszcze nie znamy. Nie twórzmy w głowie obrazu ideału, ale patrzmy na człowieka takim, jakim jest – z wadami i zaletami – podkreśla. – Najbardziej mnie cieszy, kiedy dwoje ludzi w czasie spotkania złapie ze sobą kontakt – porozmawiają, pośmieją się, a później wychodzą razem i już nigdy nie wracają. To rodzi nadzieję, że może właśnie odnaleźli siebie...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.